Natalia jest dzisiaj strzępkiem nerwów. Jej matka, pani Teresa, ostatnie dwa lata przypłaciła zawałem serca. Reszta rodziny - mąż pani Teresy i jej 89-letnia schorowana matka, była więźniarka obozu w Auschwitz - jest w jeszcze gorszym stanie. Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy Natalia poznała pewnego dnia Marcina (imię zmienione).

 - Był sympatyczny, przystojny. Czułam, że może to jest ta moja druga połowa - wspomina Natalia.

Były więc randki, spotkania. Wreszcie Marcin zjawił się w rodzinnym domu Natalii, by po jakimś czasie oficjalnie poprosić ją o rękę. - Mówiłam wtedy córce, żeby się dobrze zastanowiła - opowiada pani Teresa. - Ten człowiek jakoś mi nie pasował, był za bardzo uprzejmy, ale tak jakoś fałszywie. Nie podobał mi się, ale córka była już wtedy zauroczona po uszy. Nie chciała mnie słuchać. Rozumiałam to, ale byłam niespokojna.

Mówił, że ma pieniądze

Szybko okazało się, że niepokój pani Teresy był uzasadniony. Świeżo upieczony mąż Natalii, mimo możliwości pracy w rodzinnym interesie, nie wykazywał na to ochoty. - Mówił mi, że ma pieniądze z interesów, które robił wspólnie ze swoim ojcem - tłumaczy Natalia.

Ale pewnego dnia szydło wyszło z worka. - Okazało się, że mój mąż zaciąga na potęgę kredyty - wspomina córka pani Teresy. - Byłam w szoku i zaczęłam się zastanawiać czego jeszcze o nim nie wiem.

Także i to przestało być rychło tajemnicą. Marcin okazał się bowiem skory do pokazywania swojej fizycznej przewagi nad małżonką. Dobitnie udowodnił to wówczas, kiedy zażądał od Natalii, aby została współkredytobiorcą pieniędzy, za które chciał kupić osobowego mercedesa.

Rozwód z orzeczeniem o winie

- Nie chciałam się zgodzić, bo wiedziałam, że nas nie stać na taki luksus. Zresztą taki samochód nie był mi do szczęścia potrzebny. Miałam już wtedy małą córkę i ona była oczkiem w mojej głowie - tłumaczy Natalia. - Niestety, mój mąż zagroził, że jeśli nie podpiszę dokumentów bankowych, on zabierze mi dziecko i odejdzie. To mnie przeraziło i w końcu podpisałam zgodę.

Od tego momentu małżeństwo Natalii zaczęło się sypać niczym przysłowiowy domek z kart. Po którejś z kolejnych awantur Natalia wyrzuciła Marcina z domu. - Odszedł z groźbami na ustach, że jeszcze go popamiętam - mówi Natalia.

Po rozstaniu Natalia złożyła pozew o rozwód i w efekcie otrzymała go z orzeczeniem o winie Marcina. Sąd nakazał mu też płacić alimenty na dziecko.

Oddał sprawę do komornika

 - Do tej pory, a mija już ponad dwa lata, wpłacił zaledwie kilkaset złotych - wzdycha dzisiaj nasza rozmówczyni. Jednocześnie z pozwem o rozwód Natalia złożyła na Marcina doniesienie do prokuratury o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad nią. W charakterze podejrzanego został przesłuchany dopiero w czerwcu tego roku.

Rozwód mógłby zakończyć niefortunną znajomość z Marcinem. Niestety, okazało się, że nie będzie to takie proste. Kilka miesięcy po otrzymaniu kredytu na samochód bank przysłał Natalii informację, że kredyt nie jest spłacany. Zaczął się kolejny akt dramatu kobiety i jej rodziny.

 - W ciągu ostatnich dwóch lat doszło do tego, że bank oddał sprawę do komornika, a ten nie mogąc wymóc spłaty kredytu na moim byłym zięciu, przyczepił się do Natalii i zadecydował, że zlicytuje nasz rodzinny dom, bo jest on zapisany właśnie na Natalię - wyjaśnia pani Teresa. - Zaczęliśmy żyć w strachu o dach nad głową.

Lepsze to niż bruk

Sytuacja była kuriozalna - ukarana miała zostać Natalia, która nie dość, że nie była posiadaczką skredytowanego mercedesa, nie dostawała od byłego męża alimentów, to na skutek zawiłości prawnych miała stracić dom, w którym mieszkała cała jej rodzina. - A mój były mąż śmiał się nam w nos jeżdżąc samochodem, za który ja miałam zapłacić dorobkiem życia moich rodziców - dodaje Natalia.

Pierwszą licytację domu wyznaczono na 25 czerwca tego roku. Los jednak ulitował się nad rodziną Natalii. Dzień wcześniej bank zawiesił nakaz licytacji, gdyż komornik wreszcie zdołał zająć samochód byłego męża Natalii. Być może pomogła w tym odrobinę interwencja dziennikarska.

 - Widmo utraty domu oddaliło się i kamień spadł mi z serca - nie ukrywa Natalia. - Ale i tak będę musiała zawrzeć ugodę z bankiem i spłacać resztę zobowiązania. Lepsze to jednak niż uliczny bruk.

Tekst i foto: Krzysztof Oremus