Bielscy radni zezwolili na wyjątkowe potraktowanie dwóch spraw w procedurze uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Czy oznacza to, że w naszym mieście wystarczy mieć nieco odwagi, przebojowości, a być może nawet tupetu, by próbować wpływać na zmianę prawa lokalnego?

Dla radnego Grzegorza Pudy każdy tego rodzaju wyjątek od reguły jest niedopuszczalny. Z kolei szef bielskich radnych, Ryszard Batycki uważa, że sensacji nie ma, a jeśli ludzie mają faktycznie uzasadnione racje, to należy ich wysłuchać.

Tylne drzwi do rady

W pierwszym przypadku rzecz dotyczy rejonu Sarniego Stoku. Jak nasi czytelnicy z pewnością wiedzą, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dopuszcza możliwość budowy osiedla i centrum kongresowego, którego inwestorem ma być Sobiesław Zasada. To na razie jednak melodia przyszłości. Teraźniejszość jest taka, że ów słynny Polak już po zamknięciu etapu tzw. wyłożenia planu do publicznej wiadomości, niejako ?tylnymi drzwiami? wniósł dodatkowe uwagi do planu dotyczące wysokości budynku mającego powstać w nowym centrum.

 - Procedura polega na tym, że plan się wystawia, aby zainteresowani mieszkańcy mogli zgłosić swoje uwagi - tłumaczy radny Grzegorz Puda. - To trwa miesiąc. Po tym okresie nie ma już możliwości, by ktoś składał protesty, nanosił własne spostrzeżenia czy też pomysły. Pan Zasada postąpił inaczej, a radni się na to zgodzili.

Były rajdowiec złożył na ręce przewodniczącego Rady Miejskiej pismo z dodatkowymi uwagami. Następnie zajęły się nimi komisje radnych, a później rada na posiedzeniu plenarnym. W efekcie plan zagospodarowania zostanie wyłożony do publicznego wglądu ponownie. - Jest to, przyznaję, pewne odstępstwo od normalnej procedury, ale zgodne z prawem. Najważniejsze, że spójne z miejską koncepcją polityki rozwoju rejonu Sarniego Stoku - tłumaczy Ryszard Batycki.

Nic złego się nie stało

Na tej samej sesji, na której po myśli inwestora zdecydowano o losach projektu Sobiesława Zasady, radni udzielili głosu pewnej mieszkance Bielska-Białej. Osoba ta również poprosiła o korzystne dla siebie zmiany w projekcie planu zagospodarowania przestrzennego.

 - Byłem zdumiony - nie ukrywa radny Puda. - Bo to oznacza wyłom w procedurze. Wystarczy, że ktoś przyjdzie na sesję, zabierze głos i zrobimy tak, jak on chce. Do czego potrzebny jest zatem miesiąc konsultacji? Albo wszystkich obowiązują zasady, albo stosujemy prawo wyjątków. Tylko kto o tym ma decydować? A co będzie, jeśli na sesję przyjdzie kilkanaście osób, a każda z własnym pomysłem? Wysłuchamy wszystkich?

Radny Bałtycki przekonuje: - Nie szukajmy problemów tam, gdzie ich nie ma. Skoro ta pani przyszła na sesję, przekonała nas do swoich racji, to chyba nic złego się nie stało, że pozwolono jej zabrać głos.

Krzysztof Oremus

Wizualizacja: UM w Bielsku-Białej