Od kilku dni funkcjonuje ośrodek turystyczno-narciarski na stokach bielskiego Dębowca. Do redakcji docierają już  pierwsze opinie na jego temat. Pierwsza dotyczy bardzo wysokich - zdaniem narciarzy - cen karnetów. I trudno nie przyznać im racji.

W porównaniu z innymi beskidzkimi (i nie tylko) stacjami narciarskimi ceny na Dębowcu można uznać za niezbyt wygórowane, ale też za te pieniądze wiele się nie otrzymuje. Oprócz nowoczesnego wyciągu jest jedna krótka, do tego łatwa trasa zjazdowa. Dlatego krytyczne opinie narciarzy na temat cen nie powinny dziwić.

Z drugiej strony miejska spółka ZIAD, zarządzająca ośrodkiem jako spółka prawa handlowego, musi wyjść na swoje i jeśli nie zarabiać na tym obiekcie, to przynajmniej do niego nie dopłacać. Skalkulowała więc, że obowiązujące ceny biletów narciarzy nie odstraszą, licząc z pewnością na największy atut Dębowca, czyli jego położenie. Stok znajduje się bowiem w mieście i dotrzeć do niego można z centrum w kilka minut zarówno własnym autem, jak i autobusem, co zapewne skusi wielu bielszczan, aby na narty wybrać się nawet na chwilę, chociażby po pracy. Pozostaje pytanie kto będzie przy takich cenach jeździł w dni robocze, gdy dorośli pracują, a dzieci są w szkole...

Druga z poruszanych przez czytelników kwestii dotyczy parkowania. I nie chodzi nawet o to, że parking przy wyciągu jest płatny,  co - jak już pisaliśmy - budzi wiele kontrowersji. Pierwsze dni pokazały, iż parking ten jest za mały. Przyjezdni parkują więc auta gdzie popadnie. Tarasują chodniki dla pieszych, ścieżki rowerowe, a pozostawione na poboczu samochody utrudniają ruch na ulicy Karbowej. Już pierwszego dnia doszło tam do nieporozumień z tego powodu i interweniować musiała policja.

Tomasz Ficoń, rzecznik bielskiego ratusza przyznaje, że  problem został już dostrzeżony przez gospodarzy miasta. Aby w przyszłości nie dochodziło do podobnych incydentów, w razie braku miejsc na parkingu przy wyciągu zmotoryzowani narciarze będą zachęcani, by pozostawiali auta na ogromnym parkingu położonym przy hali sportowo-widowiskowej. Tam zaparkować można bez trudu, i to za darmo. Tyle, że do wyciągu jest stamtąd kilkaset metrów, co z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu.

Trzecia sprawa dotyczy tego, czy słusznie zbudowano na Dębowcu tak wydajny wyciąg. Czteromiejscowa kanapa  - zdaniem niektórych - jest tam niepotrzebna. Sugerują, że przy jednej, i do tego nie za szerokiej trasie zjazdowej, wystarczyłby wyciąg o mniejszej przepustowości, na przykład kanapa dwuosobowa. Bo teraz stok jest zbyt  przepełniony. Marek Hetnał, zastępca prezesa spółki ZIAD wyjaśnia, że to, ile miejsca powinno przypadać na stoku  na każdego potencjalnego narciarza regulują przepisy i na Dębowcu są one - przy czteroosobowej kanapie - spełnione.

Potwierdza to Jerzy Siodłak, naczelnik Beskidzkiej Grupy GOPR, której ratownicy dbają o bezpieczeństwo narciarzy korzystających z tego stoku. Przyznaje jednak, że trasa mogłaby być nieco szersza, zwłaszcza że istniały ku temu warunki. Jednak usytuowanie armatek śnieżnych tuż pod linią wyciągu sprawiło, że ?światło? trasy zjazdowej trzeba było nieco ograniczyć za pomocą siatek. Mimo to wszystkie normy bezpieczeństwa - podkreśla naczelnik - są na Dębowcu spełnione.

Wiele pytań dotyczy także niewielkiego wyciągu obsługującego oślą łączkę. Jest on przeznaczony głównie dla dzieci oraz tych, którzy na nartach stawiają pierwsze kroki. Jak pokazało życie, wyciąg ten jest zbyt trudny dla wielu maluchów. Dzieci mają bowiem problem z wyjazdem na górę za pomocą tak zwanej wyrwirączki, jaką tam zamontowano. Obecnie w większości ośrodków stosuje się w takich miejscach bardziej komfortowe, bezpieczniejsze i proste w użyciu taśmociągi wywożące małych narciarzy w górę. Dlaczego takiego rozwiązania nie zastosowano na Dębowcu? Zwłaszcza że na budowę ośrodka wydano prawie 30 mln zł i na pewno kilkanaście dodatkowych tysięcy potrzebnych na taśmociąg wielkiej różnicy by nie zrobiło?

Bielski ratusz, inwestor tego przedsięwzięcia, udzielił ?Kronice? na to pytanie bardzo dyplomatycznej odpowiedzi. - Taki wyciąg został w tym miejscu zaprojektowany i taki został wykonany - stwierdził Tomasz Ficoń. Jak to się jednak stało, ze nikt na etapie projektowania nie zaproponował innego rozwiązania? Na to pytanie nikt w ratuszu nie był nam w stanie odpowiedzieć. Trudno także dowiedzieć się czegoś na ten temat od projektanta, bo firma, która wykonała to zadanie - Teleprojekt z Warszawy - od 2010 roku jest w stanie likwidacji.

Uwagi na temat Dębowca mają także miłośnicy biegania na nartach. Pytają: skoro miasto wykosztowało się na taki nowoczesny ośrodek narciarski, to czemu nie przygotowano w ramach tego projektu również czegoś dla biegaczy? Tym bardziej, że nietrudno wytyczyć trasy biegowe w obrębie Dębowca - zwłaszcza w kierunku Doliny Wapienicy.  A skoro ośrodek dysponuje ratrakami, można by je bez trudu zimą utrzymywać.

Marek Hetnał przyznaje, że pomysł ten wart jest zastanowienia. Na razie jednak - czyli tej zimy - trasy takie raczej tam nie powstaną. A w przyszłości? - Tego nie wykluczam - mówi Hetnał tłumacząc, że wymaga to znacznie więcej zachodu, uzgodnień i wydatków niż mogłoby się wydawać.

Tekst i foto:  Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)