W połowie ubiegłego roku załoga liczyła ponad 40 osób, dziś zostało 15. Większość z nich przepracowała w Czechowickich Zakładach Materiałów Opatrunkowych połowę swojego życia. Są wśród nich małżeństwa. A kiedyś pracowali ich rodzice, dziadkowie. Bo ten zakład to cała historia. Jeden z najstarszych w mieście. Wyroby dawnej czechowickiej Polfy znała cała Polska. Pierwszy kryzys przyszedł w 2003 r. Firma chciała zwolnić 50 osób, ostatecznie pracę straciło kilkunastu ludzi.
Za długi na rzecz firmy energetycznej w fabryce odcięto prąd, telefony, komornik zajął konta zakładu. Ludzie nie otrzymywali pełnych pensji, później ci z produkcji przestali je w ogóle dostawać. Sytuacja stała się tak zła, że część z nich zdecydowała się odejść z fabryki.

Sprawa zaległych wynagrodzeń trafiła do Sądu Gospodarczego, dopiero wtedy firma wypłaciła pracownikom zaległości. Wkrótce potem (8 lutego) prezes spółki powiadomił zakładowy związek zawodowy, że zarząd rozwiązuje umowy o pracę ze wszystkimi pracownikami bez podania przyczyn. Po interwencji szefowej związku zawodowego decyzja została zmieniona. Wypowiedzenia zostały wycofane. Ryszard Wiatr, prezes zarządu, wyjaśniał 15 lutego, że wcześniejsze ustalenia są nieaktualne w związku z prowadzonymi rozmowami z nowym inwestorem.
Więcej:/Dziennik Zachodni/