IDM Swarzędz Meble AWF Poznań - Winiary Kalisz 1:3 (17:25, 25:23, 17:25, 15:25)
AWF Poznań:  Ordak, Wiśniewska, Shelukhina, Wellna, Czerwinska, Hramyka, Styskal (l) + Archangielska, Frątczak, Żalińska, Cieśla
Winiary Kalisz:  Godos, Spalova, Dziękiewicz, Matuszkova, Barańska, Woźniakowska, Sawicka (l)+Owczynnikowa, Żebrowska

W pierwszym secie kaliszanki zagrały bardzo spokojnie i pewnie. Dzięki temu cały czas mogły kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. W drugiej odsłonie owa pewność gdzieś zniknęła. Na parkiecie zaczęły dominować gospodynie spotkania. Zagrały bardzo skutecznie - w ataku kończąc 64% piłek. Trzeci set podopieczne Igora Prielożnego rozpoczęły wysokim prowadzeniem bo na pierwszą przerwę techniczną schodziły prowadząc 1:8. Po niej zaczęły jednak popełniać błędy. Po kilku atakach w siatkę, odgwizdaniu przez sędziego piłki niesionej druga przerwa techniczna należała do poznanianek – 16:14. Niewiadomo jak by ten set się potoczył, gdyby nie wspaniała seria zagrywek Anny Barańskiej. Można śmiało powiedzieć, że tylko dzięki jej zagrywce kaliszanki zakończyły set wygrywając 17:25. Czwarty set był już w zasadzie bez historii. Akademiczki podłamane końcówką trzeciej partii zagrały bez wiary. Przy zagrywce Eleonory Dziękiewicz pierwsza przerwa techniczna znów była dla kaliszanek i znowu przy wyniku 1:8. Tym razem akademiczkom nie udało się już zniwelować straty i choć obroniły jeszcze dwie piłki meczowe, to przegrały 15:25.

Był to kolejny bardzo nierówny mecz w wykonaniu poznanianek. Potrafiły zagrać kilka bardzo ładnych efektownych akcji jak krótka z obiegnięcia do Julii Shelukhiny czy kombinacja na środku, kiedy Kasia Wellna atakuje praktycznie bez bloku i to jest budujące, bo pokazuje, że zespół ma duże możliwości i umiejętności. Ale przestoje, które się zdarzają i okresy, kiedy nie potrafią skończyć akcji skutecznym atakiem są za długie. W zespole Winiar na pewno na wyróżnienie zasługuje Anna Barańska, która zdobyła 17 punktów i przesądziła losy trzeciego seta. W zespole AZS najwięcej punktów zdobyła Kasia Wellna (11pkt.) i była najskuteczniejszą zawodniczką zespołu kończąc 58% piłek w ataku.

Igor Prielożny, trener Winar Kalisz: Myślę, że pierwszy set zagraliśmy tak jak trzeba: sumiennie we wszystkich elementach. Drugi set to już taka tradycja, że gra nam się gorzej układa. Dobra postawa przeciwniczek, spora ilość naszych błędów spowodowały przegraną, a także niepotrzebną nerwowość w trzecim secie. Na szczęście nowe zawodniczki wprowadzone na boisko wniosły nową jakość do gry. Popełniliśmy zdecydowanie mniej błędów w grze. Czwarty set to już była tylko kontrola gry i trzy punkty zabieramy do domu.

Wojciech Lalek, trener AWF: Nawiązać walkę z Winiarami czy myśleć o sukcesie z takim zespołem jak Winiary możemy myśleć tylko wtedy, jeśli uda nam się zagrać na więcej niż 100% swoich możliwości. Niestety nie zagraliśmy na 100%. Zagraliśmy kolejny słaby mecz. Jest ogromna różnica przede wszystkim w sile ognia na siatce. Wynik jest taki, jaki jest, dlatego że o ile Winiary potrzebują dwóch piłek żeby skończyć akcje atakiem my potrzebujemy takich piłek osiem-dziesięć. W pewnym momencie widać było, że rozgrywająca stała bezradnie, bo cokolwiek by nie zagrała: środek, skrzydło czy drugą linię nic nie kończymy. Powiem groteskowo, że myśmy trzeciego seta, który mógł zmienić obraz, bo prowadziliśmy 16:15 wyciągając seta z dużej przewagi gry przegraliśmy z Anią Barańską. Chylę czoła przed tą zawodniczką, bo to ona swoją zagrywką zdemolowała nasz zespół w przyjęciu. Myśmy prowadząc 16:15 zdobyliśmy tylko jeden punkt w tym secie. To wpłynęło na obraz gry. Winiarom dało to komfort gry. Kontrolowały grę i robiły co chciały w czwartym secie, a w naszym zespole po prostu duch wiary w to, że można jakiś punkt z tym zespołem zdobyć upadł.


Energa Gedania Gdańsk – Dialog Gwardia Wrocław 3:1 (25:23, 27:25, 19:25, 25:23).

Gedania Gdańsk: Ślusarz, Sołodkowicz, Kuczyńska, Niemczyk, Nuszel, Tomsia, Siwka (l) + Szczygielska, Kruk
Gwardia Wrocław: Haładyn, Rojkova, Mroczkowska, Gomułka, Barańska, Koprowska, Jagiełło (l) + Krzos

Dla Gedanii początek spotkania z pewnością nie należał do udanych. Trzy bloki na Ani Sołodkowicz zmusiły trenera Leszka Milewskiego do wzięcia czasu. Następnie serwisu Joanny Koprowskiej nie odbieraMałgorzata Niemczyk, co daje Gwardii prowadzenie 4:0. Jednak gospodynie szybko zrehabilitowały się i już po chwili (po serii dobrych zagrywek Sołodkowicz) zdołały doprowadzić do remisu po 5. Odrobienie strat nie spodobało się trenerowi Gwardii, Rafałowi Błaszczykowi, który poprosił o czas dla swej drużyny. Rozpoczęła się zacięta walka punkt za punkt. Bój ten wygrały wrocławianki, które po ataku Pauliny Gomułki schodziły na pierwszą przerwę techniczną z przewagą jednego oczka. Po przerwie skutecznego ataku nie wyprowadziły gdańszczanki, jednak błąd dotknięcia siatki popełniła Marta Haładyn. Gedanistki, które zdołały już wdrożyć się w grę, w miarę spokojnie przybliżały się do swych rywalek. Zmiana Ani Sołodkowicz na Martę Szczygielską pozwoliła Gedanii na skuteczną grę w obronie. Przy stanie 14:14 sędzia dopatrzył się błędu w rozegraniu wrocławianek, a późniejsza kontra Gosi Niemczyk dała gospodyniom prowadzenie16:14. Kibice znów mogli być świadkami wyrównanej gry obydwu zespołów. Udane ataki z obejścia, skuteczne kiwki czy długie wymiany nie dały jednak prowadzenia żadnej z drużyn. Dopiero atak Dominiki Kuczyńskiej, a zaraz potem as Ewy Ślusarz zmusiły Rafała Błaszczyka o wzięcie drugiego czasu (20:18). Przewaga dwóch punktów utrzymała się już do końca tej partii. Zakończyła ją atakiem w aut Bogumiła Barańska (25:23).

Drugi set przypominał znacznie początek pierwszego. Leszek Milewski ponownie jako pierwszy poprosił o czas dla swych zawodniczek (1:4). Rozmowa z trenerem najwidoczniej pomogła zawodniczkom, gdyż gdańszczanki zdobyły pod rząd 3 punkty i po mocnym zbiciu Natalii Nuszel traciły do Gwardzistek tylko jeden punkt. Tak samo jak w pierwszej partii, ósmy punkt jako pierwsza zdobyła drużyna przyjezdnych. Widać, że obydwu zespołom zależy na wygranej tego spotkania. Rozgrywające nie boją się grać swymi wszystkimi zawodniczkami, utrudniając przy tym odczytanie rozegrania przeciwniczkom. Jednak przewagę aż trzech punktów uzyskała Gedania (11:8). Po czasie dla wrocławianek, punktową serię Gedanii kończy skutecznym atakiem Joanna Koprowska. Mimo wszystko odrabianie strat szło opornie. Podbity atak Gomułki oraz błąd wrocławskiej libero Agnieszki Jagiełło doprowadziły do stanu 16:12 dla Gedanii. Przewaga 3-4 punktów utrzymała się do stanu 18:14. Wtedy dwa błędy popełniła Natalia Nuszel, co zmusiło trenera Gedanii o wzięcie czasu. Po chwili odpoczynku gospodynie znowu uciekły swym rywalkom na cztery punkty. Przy stanie 24:20 nikt nie wierzył w zagrożenie wyniku, a jednak... Gdańszczanki straciły cztery punkty z rzędu. Tak trudno uzyskana przewaga znikła, a jako karę Gedanistki musiały obronić piłkę setową dla wrocławianek. Na szczęście zimną krew w końcówce zachowała Natalia Nuszel („Muszla”), która najpierw popisała się pojedynczym blokiem, a następnie skończyła piłkę przechodzącą (27:25)

Plan trzeciej partii odbiegał trochę od dwóch wcześniejszych. Znaczącą przewagę uzyskał zespół z Wrocławia, który po błędzie Nuszel schodził na pierwszą przerwę techniczną z trzypunktowym prowadzeniem (5:8). Przewaga Dialogu sparaliżowała Gedanistki. Skuteczne ataki Gomułki oraz blok Danieli Rojkovej i Katarzyny Mroczkowskiej na Berenice Tomsi powiększyły przewagę przyjezdnych do pięciu punktów (6:11). Gdańszczankom ciężko było odrobić straty. Jednak początek błędów w szeregach wrocławianek dal nadzieję na zniwelowanie strat. Niska skuteczność odbioru u Barańskiej, a także jej nieudane ataki pozwoliły siatkarkom z Gdańska zbliżyć się na dwa punkty (11:13). Była to jednak ostatnia tak mała strata punktowa w wykonaniu gospodyń. Gdańszczanki zaczęły popełniać mnóstwo błędów, co skrzętnie wykorzystywał zespół z Wrocławia. Serię niepowodzeń chciał powstrzymać gdański trener, który poprosił o czas przy stanie 18:23. Jego zawodniczki zdołały jeszcze zdobyć jeden punkt, jednak przy następnych dwóch akcjach górą były wrocławianki, które wygrały te partię do 19.

Zgromadzeni kibice bali się, że zmotywowane Gwardzistki łatwo się nie poddadzą i możliwe jest rozstrzygnięcie spotkania dopiero w tie-breaku. Jakże miłe było ich zaskoczenie, gdy zauważyli podobną grę swych zawodniczek jak w pierwszych dwóch setach. Jednak sytuacja po pierwszej przerwie technicznej uległa znaczącej zmianie. Przewaga Gwardii ponownie urosła do czterech punktów. Przyczyniły się do tego błędy Gedanii oraz doskonała gra Danieli Rojkovej. Po czasie dla trenera Milewskiego w siatkę atakuje Niemczyk (8:12). Chwilę po niej nieudaną zagrywką popisała się Marta Szczygielska, a błąd podwójnego odbicia odgwizdano u Ewy Ślusarz (9:14). Sytuacja nie przedstawiała się za dobrze. Na szczęście chęć wygrania zachowała jeszcze Natalia Nuszel, która silnym atakiem zmotywowała swe koleżanki do walki. Pocelowanie zagrywką Barańskiej przez Małgorzatę Niemczyk oraz blok na Krzos pozwoliły Gedanii odrobić straty (13:15). Taki obrót sytuacji wybił z rytmu Gwardzistki. Zauważył to Rafał Błaszczyk, który następnie poprosił o chwilę przerwy. Rozmowa z trenerem nie pomogła. Gedanistki wciąż goniły. Wygrywały bardzo długie i męczące akcje. Od stanu 13:16 zdobyły pięć punktów z rzędu! W momencie gdy na tablicy pojawił się wynik po 20, gra rozpoczęła się na nowo. Jednak nerwy nie opuściły zawodniczek. Zepsuta zagrywka Aleksandry Kruk dała prowadzenie przyjezdnym 23:22. Na pomoc swojemu zespołowi ponownie przyszła „Muszla”. Młoda siatkarka najpierw przebiła się przez blok wrocławianek, a następnie popisała się skutecznym plasem (25:23)

Wygrana 3:1 całkowicie satysfakcjonuje drużynę z Gdańska. Można powiedzieć, że gdańszczanki odegrały się wrocławiankom za przegraną w pierwszej fazie rozgrywek LSK. Trzeba przyznać, że obydwa zespoły zagrały dziś bardzo dobre spotkanie, a poza trzecim setem wynik rozstrzygał się pod koniec każdej z partii. Duża rolę w zespole Gedanii odegrała rozgrywająca Ewa Ślusarz, która jak twierdzi sam szkoleniowiec drużyny, poprowadziła zespół do wygranej. Natomiast skromność samej zawodniczki nie pozwala na przyjęcie jednoosobowej pochwały: - Gratulacje należą się całej drużynie. Trenowałyśmy ciężko przez cały tydzień, a ten mecz kosztował nas bardzo wiele nerwów. Bardzo cieszę się z wygranej za 3 punkty. Jednak kim byłaby rozgrywająca gdyby nie osoba, która kończyłaby dobrze wystawiane przez nią piłki? Taką osobą na pewno jest Gosia Niemczyk, która swoim doświadczeniem ponownie wsparła koleżanki z zespołu. Na pochwałę zasługuje także Berenika Tomsia, która swą grą w pierwszej linii oczarowała wszystkich: - Doskonale wyczuwała, co zamierza rozgrywająca rywalek – tak o swej młodej koleżance wypowiada się Małgorzata Niemczyk. Gratulacji gdańszczankom nie szczędzi także trener Gwardii Wrocław Rafał Błaszczyk, który żałuje jednak, że spotkanie nie rozstrzygnęło się w tie-breaku. Wtedy jego drużyna miałaby pewność zdobycia co najmniej jednego punktu.


KPSK Stal Mielec – Centrostal Focus-Park Bydgoszcz  1:3 (7:25, 25:19, 17:25, 14:25)

KPSK: Olczyk, Łukaszewska, A. Wilk, Dązbłaż, Waligóra, Skorupa, Ząbek (l) + Turbak, Wrzesińska, D. Wilk, Filipiuk
Centrostal: Szajek, Ciaszkiewicz, Ściurka, Śrutowska, Gocheva, Liniarska, Leśniewicz (l) + Kowalkowska, Naczk, Kuligowska

Miłe złego początki – to popularne przysłowie znakomicie pasuje do postawy gospodyń w inauguracyjnym secie, który rozpoczęły zawodniczki z Bydgoszczy. Jednak pierwszy punkt w spotkaniu zdobyły mielczanki, dzięki skutecznemu blokowi Eweliny Dązbłaż i Karoliny Olczyk. Kolejne dwa punkty dla mielczanek zdobyła Agata Wilk, dzięki czemu gospodynie wyszły na dwupunktowe prowadzenie (3:1). Jednak później przyjezdne wyraźnie złapały wiatr w żagle. Zawodniczki Piotra Makowskiego seryjnie zdobywały kolejne punkty. Szczególnie dobrze prezentowała się Karolina Ciaszkiewicz i Iliana Gocheva, która w tym okresie gry miała niemal 100% skuteczność w ataku. Trener Wiśniewski próbował ratować sytuacje dokonując zmian, lecz nie przyniosło to większych efektów. Na drugą przerwę techniczną bydgoszczanki schodziły z bardzo wysokim prowadzeniem 7:16. Po tej przerwie doszło do wręcz niebywałego wydarzenia. Zawodniczki z Bydgoszczy zdobyły dziewięć kolejnych punktów i wygrały pierwszą partię 7:25! Set trwał tylko 18 minut i było to najgorsze 18 minut mielczanek w obecnym sezonie LSK.

Do drugiej partii bydgoszczanki podeszły chyba zbyt rozluźnione, co dobrze wykorzystały gospodynie. Wyrównana walka trwała do stanu 4:4. Później kilka punktów z rzędu zdobyły zawodniczki Jacka Wiśniewskiego, które zdołały wyjść na kilkupunktowe prowadzenie. Mielczanki na pierwszą przerwę techniczną schodziły prowadząc 8:5. Następnie przyjezdne zdołały odrobić straty wyrównując na 9:9. Po kolejnym dobrym ataku Agaty Wilk gospodynie wyszły na prowadzenie 10:9. W następnej akcji znów wyrównała Aleksandra Liniarska, jednak był to już ostatni wynik remisowy w tym secie. Przy stanie 13:10 dla gospodyń trener Makowski poprosił o pierwszy czas dla swojej drużyny. Trenerskie rady udzielane przez 30 sekund nie przyniosły większych rezultatów, gdyż bydgoszczanki nadal nie potrafiły znaleźć rady na świetnie spisujące się rywalki. Przy stanie 17:11 na boisku pojawiły się największa gwiazda bydgoskiej drużyny Ewa Kowalkowska, która zmieniła Alicje Szajek. Jednak nawet Kowalkowska nie zdołała w znaczący sposób zmienić przebiegu drugiej partii, którą dość nieoczekiwanie wygrały mielczanki.

Trzeciego seta od mocnego uderzenia rozpoczęły przyjezdne, które po udanym bloku na Łukaszewskiej oraz atakom Kowalkowskiej i Liniarskiej szybko wyszły na trzypunktowe prowadzenie (0:3). Dalsze losy trzeciej partii toczyły się już pod dyktando przyjezdnych. Mielczanki popełniały sporo błędów. Szczególnie rażące były pomyłki w przyjęciu bardzo dobrej zagrywki rywalek. W ekipie gospodyń dość dobrze spisywała się Agata Wilk, która udanie kończyła sporą część ataków. Jednak i ona kilkakrotnie nie sprostała blokowi bydgoszczanek. W drużynie z Bydgoszczy coraz lepiej spisywała się Ewa Kowalkowska, która wyraźnie weszła we właściwy rytm gry. Zdecydowana większość ataków tej zawodniczki kończyła się zdobytym punktem dla jej drużyny. Właśnie dzięki udanemu atakowi tej zawodniczki przyjezdne zakończyły trzecia partię wygrywając ją dość wysoko 17:25.

Czwarta i jak się później okazało ostatnia partia rozpoczęła się podobnie jak trzecia. Bydgoszczanki szybko objęły wysokie prowadzenie (0:5). Największy wpływ miały na to Joanna Kuligowska i Karolina Ciaszkiewicz, które w tym okresie gry spisywała się bardzo dobrze. W mieleckiej ekipie w miejsce Karoliny Olczyk na boisku pojawiła się Dorota Wilk. Pierwszy punkty mielczankom „podarowała” Ewa Kowalkowska, która po serii udanych zagrywek zaserwowała w siatkę. Później podopieczne Jacka Wiśniewskiego starały się odrabiać straty. Jednak dość dobre ataki Agaty Wilk i Marty Łukaszewskiej były bronionej przez przyjezdne. Trud gospodyń po chwili został jednak nagrodzony. Dzięki swojej determinacji mielczanki zdołały zmniejszyć do minimum straty, doprowadzając do wyniku 10:11. W tym momencie Piotr Makowski zadecydował zmienić Joannę Kuligowską, w miejsce której na parkiecie pojawiła się Dorota Ściurka. Zmiana ta okazała się strzałem w dziesiątkę, gdyż Ściurka znakomicie wprowadziła się do gry i to właśnie dzięki jej atakowi bydgoszczanki zakończyły czwartą odsłonę meczu.

Całe spotkanie nie stało na wysokim poziomie, jednak mielecka publiczność mogła zobaczyć kilka dość interesujących zbić i obron. Gospodynie słabo zagrały w bloku, natomiast przyjezdne nie zawodziły praktycznie w żadnym elemencie gry.


Pronar Zeto Astwa AZS Białystok - BKS Aluprof Bielsko-Biała  0:3 (24:26, 24:26, 22:25)

Pronar: Palczewskaja, Skowrońska, Pycia, Hendzel, Kosek, Koczorowska, Saad (l) + Baran, Pluta, Szeszko, Kalinowska
Aluprof: Sadurek, Jaszewska, Kucharska, Podolec, Staniucha-Szczurek, Studzienna, Wojtowicz (l) + Smak, Yaneva

O dużym pechu mogą mówić zawodniczki Pronaru Zeto AZS Białystok. We własnej hali uległy one bowiem 0:3 (24:26, 24:26, 22:25) faworyzowanemu BKS-owi Bielsko-Biała, w dwóch jednak setach przegrywając na przewagi. Rutyna zawodniczek z Bielska-Białej wzięła górę.

Zawodniczki AZS dobrze rozpoczęły mecz. Palczewskaja często rozgrywała do Aleny Hendzel a ta zdobywała kolejne oczka. Na początku spotkania zespół przyjezdnych nie najlepiej radził sobie z przyjęciem. Kosek zdobyła punkt z przechodzącej piłki. W następnej akcji Anna Podolec zaatakowała w aut i na tablicy wyników AZS prowadził 4:2. Przewaga gospodyń jednak nie trwała długo. Po skutecznym bloku Kosek było jeszcze 6:4, ale za chwilę zły serwis tej samej zawodniczki oraz kolejna skuteczna akcja gości i BKS odrobił straty. Do połowy partii trwała walka punkt za punkt. Przy stanie po 13 w polu serwisowym stanęła Anna Podolec. Zawodniczka ta pokazała białostockim kibicom co to znaczy dobry serwis. Dwie punktowe zagrywki oraz jedna przechodząca pozwoliły bielszczankom uzyskać cztery oczka przewagi. Trener Kardas zdecydował się wtedy na pierwszą zmianę w drużynie, za Elżbietę Skowrońska weszła Kinga Baran. Dzięki tej zmianie zwiększyła się skuteczność odbioru w ekipie gospodyń. Białostoczanki mozolnie odrabiały starty, głównie dzięki dobrej grze w obronie i skutecznym atakom. Bardzo dobrze w obronie radziła sobie Magdalena Saad. W tej części spotkania praktycznie nie do zatrzymania była Hendzel. Przy stanie 19:20 AZS miał pierwszą okazję do wyrównania. Niestety piłka po ataku Baran wylądowała poza boiskiem. Jednak za chwilę kibice w Białymstoku cieszyli się z remisu. Po autowym ataku nie najlepiej tego dnia dysponowanej Podolec na tablicy wyników pojawił się wynik po 21. Trener Wiktor Krebok poprosił o czas. Po wyrównaniu walka punkt za punkt toczyła się do stanu po 24. Pierwszą piłkę setową AZS obronił dzięki skutecznemu atakowi Dominiki Koczorowskiej. Niestety przy drugim setbolu Baran zaatakowała w aut i BKS prowadził 1:0. AZS w pierwszym secie popełnił mniej błędów niż zwykle. Drużynie Mariana Kardasa nie przytrafiały się głupie wpadki w obronie. Obie ekipy w tej partii grały na wysokim poziomie, jednak minimalnie lepszy okazał się Aluprof.

Drugą partię AZS rozpoczął bardzo dobrze. Dwa bloki Hendzel, skuteczny atak Sylwi Pyci oraz błąd w ataku BKS-u spowodowały, że gospodynie prowadziły 4:1. W tym momencie trener Krebok zdecydował się na zmianę rozgrywających Milenę Sadurek zastąpiła Monika Smak.W kolejnej akcji sędzia zauważył dotknięcie siatki przez akademiczki. Jednak ani Hendzel, ani Pycia nie chciały uwierzyć, że to one są sprawczyniami błędu. Kolejną piłkę Podolec zaatakowała w siatkę. Kiedy wydawało się, że akademiczki złapały odpowiedni rytm gry do głosu doszły bielszczanki. Akademiczki miały problemy z punktowym atakiem i pomimo walecznej gry w obronie gospodyń BKS zdobył cztery oczka z rzędu. Przy stanie (7:10) trener Kardas poprosił o czas. Po przerwie jego zawodniczki grały bardzo dobrze. Wreszcie skutecznie zagrywały. Punktowymi serwisami popisały się Koczorowska i Palczewskaja. Do tego skuteczną kiwkę zaliczyła rozgrywająca AZS i gospodynie odzyskały prowadzenie 12:11. BKS nie dał za wygraną i trzy kolejne piłki padły łupem podopiecznych Kreboka (12:14). Obie ekipy grały falami i okresy dobrej gry przeplatały ze słabszymi. Po asie serwisowym Skowrońskiej AZS znowu prowadził (15:14). Na drugą przerwę techniczną AZS schodził z jednym oczkiem przewagi (16:15). Po niej gospodynie uzyskały trzy punkty przewagi (19:16). Skutecznie atakowały Hendzel i Kosek, a po przeciwnej stronie siatki pomyliła się Joanna Staniucha - Szczurek. Trener Krebok desygnował do gry za Katarzynę Jaszewską Rositsę Yanewą i w pierwszej akcji Bułgarka popisała się skutecznym blokiem. Gospodyniom udało się utrzymać trzypunktową przewagę jedynie do stanu 21:18. Po trzech następnych akcjach na tablicy znowu był remis. Emocje sięgnęły zenitu. Koczorowska skutecznie kiwnęła za blok. Yaneva z kolei zaatakowała w siatkę i AZS prowadził 23:21. Następne akcje przynoszą punkty przyjezdnym i jest po 23. Skutecznym atakiem popisała się Skowrońska i AZS miał piłkę setową. Przy stanie 24:23 rozegrała się najważniejsza, jak się później okazało, akcja spotkania. Zawodniczka gości wykonała atak. Większość kibiców oraz trener Kardas są zdania, że piłka wylądowała na aucie. Sędziowie orzekli, że zmieściła się w boisku. Szkoleniowiec białostockiej drużyny nie mógł się pogodzić z taką decyzją. Wykonał kilka kroków w stronę sędziego liniowego i wyraził swoją dezaprobatę. Sędzia główny natychmiast ukarał Mariana Kardasa żółtą kartką. Zamiast 25:23 dla AZS zrobiło się 24:25 dla BKS-u. Kara dla trenera w końcówce seta wypaczyła wynik partii. Rozgorączkowani kibice i zawodniczki AZS-u nie mogli pogodzić się z decyzją arbitra. W ostatniej akcji seta siatkarki obu drużyn popełniły błędy. Zdaniem kibiców siatkarka BKS-u przełożyła ręce nad siatką, ale sędzia był innego zdania. Ostatecznie punkt i set zdobyły przyjezdne. W przerwie między partiami pod adresem arbitra kibice skierowali wiele cierpkich słów. Niestety, to on w ostatnich momentach partii był głównym aktorem widowiska.

Trzeci set rozpoczął się od błędów z obu stron. Siatkarki nie mogły zapomnieć o emocjach z poprzedniej partii. Pycia i Jaszewska zaatakowały w aut. Gra z obu stron była nerwowa do stanu 5:4 dla BKS-u. Wtedy w polu zagrywki stanęła Podolec i powtórzyła dobrą serię z pierwszego seta. Zespół gości zdobył pięć oczek z rzędu i na tablicy wyników było już 9:4. Trener Kardas wprowadził na parkiet Plutę i Szeszko. Dużo ożywienia w grę wprowadziła rozgrywająca AZS-u. Popisała się dwoma punktowymi serwisami oraz skutecznymi atakami z drugiej piłki. Punktowały też Hendzel, Szeszko i Koczorowska. Przy wyniku 18:19 dla BKS-u trener Krebok prosił o czas. Niestety dla białostockich kibiców AZS po zniwelowaniu strat przegrał kolejne cztery akcje i było już 18:23. Trener Kardas dokonał kolejnych zmian, na parkiet powróciły Palczewskaja oraz za Pycię weszła Katarzyna Kalinowska. Ostatni zryw gospodyń przyniósł trzy oczka z rzędu (21:23). Jednak to wszystko, na co w sobotę stać było podopieczne Mariana Kardasa. AZS obronił tylko jednego meczbola i ostatecznie przegrał trzecią partię do 22.

W przekroju całego spotkania AZS nie zasłużył na porażkę 0:3. Wynik jest zdecydowanie gorszy od gry. Jednak akademiczkom w decydujących momentach zabrakło przysłowiowej kropki nad i. W sobotę w ekipie gospodyń na szczególne wyróżnienie zasłużyły Hendzel, Saad i Koczorowska. Reszta grała na dobrym poziomie, ale to nie wystarczyło na pokonanie silnego i wyrównanego zespołu z Bielska–Białej. Przed Pronarem Zeto Astwą AZS Białystok teraz cztery spotkania o wszystko z sąsiadami z tabeli. Sobotnia gra może napawać optymizmem, ale wyniki osiągane przez siatkarki już nie.

Muszynianka Fakro Muszyna - Nafta Piła 1:3 (18:25, 23:25, 25:18, 23:25)

Muszynianka-Muszyna : Pykosz, Mieszała, Cabajewska, Rybaczewska, Tina Lipicer-Samec, Bamber, Banecka (l) + Sieradzan,  Szydełko,  Soja
Nafta Piła :  Wysocka, Skorupa, Starzyńska,  Strządała, Teixeira, Kosmatka,  Kuehn (l) + Bednarek, Chojnacka

Muszynianka Muszyna przegrała u siebie z Naftą Piła 1:3 w szlagierowym meczu 11-tej kolejki LSK.

Dobry blok Nafty i złe przyjęcie w zespole z Muszyny były powodami, że na pierwszą przerwę techniczną w tym meczu zawodniczki schodziły przy stanie 3:8. Sytuację próbowała ratować dobrze dysponowana w ataku Natalia Bamber, do której rozgrywająca (Ewa Cabajewska) kierowała w tym okresie gry większość piłek. To właśnie ta zawodniczka skutecznym atakiem z prawego skrzydła zakończyła bardzo długą akcję, po której Muszynianka przegrywała już tylko 3 punktami (11:14).

Jednak po chwili miejscowe zepsuły zagrywkę, a później Nafta zdobywała pod rząd jeszcze dwa punkty (przy zagrywce Katarzyny Skorupy). Gdy było 11:17 trener zespołu z Muszyny Bogdan Serwiński poprosił o czas. Jego reprymenda i zmiany w zespole (na boisku pojawiły się Dominika Sieradzan i Anna Szydełko) na niewiele się zdały. Kolejna przerwa na żądanie Serwińskiego miała miejsce gdy było 13:19, ale jego podopieczne nie były już w stanie dogonić przyjezdnych.

Po dobrych atakach Doroty Pykosz i Ingrid Siscovich miejscowe objęły w drugim secie prowadzenie 2:0. Przy stanie 5:3 przyjezdny trener Jerzy Matlak chciał wziąć czas, jednak sędziowie orzekli, że zbyt późno to zasygnalizował. Z kolei siatkarki Nafty chciały już schodzić z boiska. W efekcie nieprzygotowane do skutecznego przyjęcia i rozegrania akcji straciły kolejny punkt.

Reprymenda trenera - która nastąpiła po tej akcji - na niewiele się zdała, a na pierwszą przerwę techniczną schodzono przy stanie 8:4. Mimo, że później Muszynianka-Fakro prowadziła już nawet 5 punktami (10:5, 12:7), to pilanki potrafiły doprowadzić do remisu 19:19. W tym momencie Serwiński poprosił o czas: - Zagrywacie tak, że one mają 100 procent przyjęcia - krzyczał do swoich zawodniczek. Miejscowe potrafiły jeszcze objąć 2-punktowe prowadzenie (22:20), potem remisowały po 23, ale ostatnie dwie piłki wygrała Nafta.

Przez chwilę wydawało się, że w trzeciej odsłonie powtórzy się sytuacja z poprzedniego seta. Muszynianka-Fakro prowadziła już pięcioma punktami (13:8), lecz pilanki zmniejszyły tą stratę tylko do 1 punktu (było 14:13). Jednak Nafcie nie udało się wyrównać, miejscowe znów "odskoczyły" na kilka punktów (18:14, 20:16) i pewnie wygrały. Set zakończyła skutecznym atakiem Ingrid Siscovich.

Muszynianka-Fakro nie zdołała doprowadzić do tie-breaku. Przez większą część seta przegrywała (6:11, 14:19, 15:21), ale w końcówce poderwała się do walki. Dzięki seriom błędów w przyjęciu Nafty i świetnym zagrywkom Siscovich podopieczne Serwińskiego zmniejszyły stratę do dwóch punktów (20:22). Potem nawet przegrywały tylko jednym punktem (22:23), ale w następnej akcji Katarzyna Skorupa zdobyła punkt. Co prawda gdy było 22:24 skutecznym atakiem popisała się Bamber, ale pilanki zdołały wykorzystać drugą piłkę meczową.

źródła: sportowefakty.pl, www.siatka.org, informacja klubowa - www.bks.bielsko.pl