Centrale związkowe w Fiacie Auto Poland nie zgodziły się wczoraj z argumentami przedstawionymi przez dyrekcję firmy, na podstawie których z zakładów w Bielsku i Tychach ma zostać zwolnionych do końca roku 700 osób. Firma argumentuje decyzję dramatycznym spadkiem popytu na samochody.
Rozmowy trwały kilka godzin. Związkowcy udowadniali dyrekcji, że argumenty przez nią przedstawiane są bezpodstawne. Władysław Pindur, szef Związku Zawodowego Metalowcy, Organizacji Międzyzakładowej poinformował, że z wyliczeń związkowców wynika, iż dyrekcja handlowa firmy źle współpracuje z dealerami. - Przekonywali nas, że w Polsce jest 100 dealerów fiata, którym zalega w magazynach po 50 samochodów. My wiemy, że mają zaledwie po kilka aut. Na dziś przynajmniej 30 procent dealerów jest do wymiany - powiedział. Związkowcy udowadniali także, iż Fiat powinien ograniczyć import samochodów do Polski. - W salonach jest 50 procent samochodów produkowanych w kraju i 50 procent z importu. Gdyby było więcej wozów z kraju, byłaby dla nas praca - powiedział.
Związkowcy dotarli także do zysków netto FAP w ostatnich 5 latach. Według nich w 1996 r. wyniosły one 311,4 mln zł, w 1997 - 93,5 mln zł, 1998 - 9,8 mln zł, w 1999 - 124,9 mln zł, a w 2000 - 86,7 mln zł. - Wynika z tego, że firma przez te wszystkie lata zarobiła ponad 626 mln zł. Dyrekcja nie powinna więc straszyć zwolnieniami, a dbać o pracowników - podkreślił. Szefostwo firmy uzasadniało natomiast, że w tym roku straciło już 180 mln zł. Na razie w Bielsku i Tychach trwa planowany postój w montażu. Pracownicy odstają 85 procent normalnej pensji.
Katarzyna Wajda z FAP odpowiedzialna za kontakty z prasą przyznała, że nie można na razie mówić o żadnych ustaleniach pomiędzy dyrekcją firmy, a związkowcami.
Do sytuacji w FAP odnieśli się także wczoraj bielscy radni. Na sesji wyrazili sprzeciw wobec planowanych zwolnień. - W 2001 roku miały już miejsce zwolnienia grupowe, które objęły blisko 400 osób. Kolejne zwolnienia tak dużej liczby pracowników spowodują poważne trudności na rynku pracy - podkreślili radni.
/naszemiasto.pl/