W sobotę - jak poprzedniej zimy - Adam Małysz znokautował rywali, wygrywając o prawie 40 punktów. W niedzielę lepiej od niego skakał Niemiec Sven Hannawald. Małysz był drugi i powiększa przewagę w Pucharze Świata.
Sobotni konkurs był dla nas kapitalny. Przypomniały nam się zwycięstwa-nokauty Polaka z poprzedniej zimy. Teraz także wygrał różnicą kilkudziesięciu punktów. Różnica między pierwszym (Małysz) a drugim zawodnikiem (Martin Schmitt) wynosiła 38,3 pkt. A między drugim a trzydziestym, ostatnim (Robert Mateja) - 44 pkt.
Małysz skakał wspaniale, ale w osiągnięciu tak wielkiej przewagi pomogły mu pech i bezmyślność rywali. Pecha miał Risto Jussilainen, przed tymi konkursami numer dwa PŚ, zwycięzca z Kuopio. W Neustadt pofrunął daleko, na 137,5 m. Przy lądowaniu "zakantowała" mu narta. Nie ustał tego, stracił równowagę i runął. Wstał o własnych siłach i oszołomiony, z rozbitym nosem schodził ze skoczni. Sędziowie odjęli mu 21 punktów (po siedem każdy), a i tak Jussilainen wszedł do trzydziestki. Jednak zamiast na 2., był na 20. miejscu.
Nie o pechu, ale o głupocie mówił Hannawald. Pochodzący z oddalonego od Neustadt o kilkanaście kilometrów Hinterzarten, Niemiec założył na zawody zły kombinezon. A był wielkim faworytem, wygrywał kwalifikacje, wspaniale skakał na treningach. I kiedy przyszło do konkursu, założył nieodpowiedni strój. Bez plomby FIS na łydce - przedstawiciele FIS sprawdzają to po skoku - próba nie może być zatwierdzona, a zawodnik jest dyskwalifikowany. Podobna przykrość spotkała także Fina Matti Hautamäkiego, który również skakał w kombinezonie bez plomby. Hannawald tłumaczył się zdenerwowaniem. - Muszę się chyba spoliczkować - mówił. - Każdy zawodnik ma do dyspozycji pięć-sześć kombinezonów, jak on mógł się pomylić? - zastanawiał się drugi trener NIemców Wolfgang Steiert.
Na pomyłce Niemca skorzystał Wojciech Skupień, który po pierwszej serii zajmował 31. miejsce. Dyskwalifikacja Hannawalda dała Polakowi awans o jedno miejsce i w efekcie pierwsze w sezonie punkty PŚ. Zdobyli je również - także po raz pierwszy w sezonie - Robert Mateja i Tomisław Tajner.
O tym, że Małysz wygra, wiadomo było właściwie już po pierwszej kolejce. Miał prawie dziesięć punktów przewagi nad Schmittem. W drugim skoku tylko powiększył przewagę. Wszyscy, z obniżonego o jedną belkę (40 cm) progu, nie mogli skoczyć dalej niż 125 m. A Małysz? Wyszedł z progu, jakby - specjalnie dla niego - ustawiona tam była odskocznia, jak z katapulty. 136 m i łączna nota prawie 300 punktów.
W niedzielę niemieccy kibice - na wszelki wypadek - przynieśli dla Hannawalda transparent: "Sven! Z plombą jesteś bombą". I ich ulubieniec skakał jak pocisk. W kwalifikacjach poprawił rekord skoczni. Uzyskał 145 m - poprzedni był 141,5 m. Hannawald, który na kombinezonie nad plombą narysował sobie zadowolonego ludzika, w obu seriach był najlepszy. Wygrał je zdecydowanie. Był pierwszym i ostatnim zawodnikiem, który mógł wygrać z Małyszem.
Polak za oba konkursy zarobił 76 tysięcy franków szwajcarskich (48 tys. w sobotę, 28 tys. w niedzielę; 1 frank to 2,45 zł). To dobry prezent na 24. urodziny, które nasz mistrz obchodzi dzisiaj.
Dużo zdrowia i połamania nart!
/gazeta.pl/