Po wielu dyskusjach i nieskutecznych przymiarkach zanosi się na to, że miasto przestanie w końcu dopłacać do prywatnej firmy Intelpark. Do tej pory źle sformułowane umowy powodowały, że ze strefy ograniczonego parkowania Bielsko nie tylko nie miało żadnych zysków, ale musiało do niej dopłacać.
W pierwszym okresie funkcjonowania stref i parkomatów firma Intelpark miała się dzielić zyskami z miastem. Ponieważ nieustannie wykazywała brak jakichkolwiek dochodów, do kasy miasta nie dostawała się z tego źródła ani złotówka. Zmieniono więc umowę i od tej pory to miasto miało otrzymywać całą kasę, odprowadzając do Intelparku ,jedynie" 75 tys. zł miesięcznie za konserwację i utrzymanie parkomatowego sprzętu w stanie używalności. Szybko okazało się, że interes jest jeszcze gorszy niż poprzednio. Kolejne kwartalne rozliczenia wpływów ze stref, dostarczane radnym miejskim, udawadniały, że nawet doliczając wpływy z mandatów nie zawsze udaje się zgromadzić 75 tys. zł należne Intelparkowi i że na strefach nie tylko nie udaje się zarobić, ale trzeba do nich dokładać.
Długo trwało zanim zdecydowano się na kolejną zmianę. Przyjęta podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej uchwała umożliwi podpisanie aneksu do umowy z Intelparkiem. Po tej zmianie opłaty za parkowanie pozostaną na dotychczasowym poziomie, podobnie jak kara za unikanie opłaty wynosząca 25 zł, czyli jej dziesięciokrotność.
- Po wejściu w życie uchwały Rady Miejskiej, co stanie się czternaście dni po ukazaniu się jej w Dzienniku Urzędowym Województwa Śląskiego, a także po podpisaniu aneksu zasady podziału wpływów ze stref zmienią się całkowicie. 70 procent zysków trafiać ma do kasy Intelparku, 30 procent natomiast do kasy miejskiej - informuje Jacek Kachel, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.
Inaczej niż dotychczas wyglądać będzie również egzekwowanie kar. Nie będą tego robić strażnicy miejscy, bardziej potrzebni w innych punktach miasta, ale grupa bezrobotnych zatrudnionych przez Intelpark. Trudno się spodziewać, by po zmianach zyski ze strefy nagle uległy zdecydowanemu zwiększeniu. Ważne jednak to, że miasto nie będzie musiało do interesu dopłacać, mając jeszcze na głowie konieczność egzekwowania opłat i mandatów.
/naszemiasto.pl/