Podczas piątkowej rozprawy przeciwko 11 ,żołnierzom" Ryszarda Niemczyka, ps. Rzeźnik, zeznawali koledzy kierowcy rajdowego Macieja S., który został porwany przez gangsterów w 1999 roku. Mężczyźni ze szczegółami opowiadali o tym, w jaki sposób dowiedzieli się o porwaniu rajdowca i gdzie zbierali pieniądze na żądany przez porywaczy okup.
- Wieczorem 12 sierpnia zadzwonił do mnie Maciej S. i powiedział, że został porwany. Nie poznałem jego głosu przez telefon. Mówił, że potrzebuje 200 tys. dolarów. Zebraliśmy się wszyscy na drugi dzień u jednego kolegi. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak zgromadzić taką sumę. Zebraliśmy tylko część kwoty, a w komisie samochodowym znajdującym się przy wyjeździe z Bielska-Białej w drodze na Szczyrk zostawiliśmy pieniądze. Wkrótce potem przyjechała po nas policja. Okazało się, że o wszystkim zostali poinformowani.
- Po uwolnieniu Macieja S. nie wracaliśmy już do tej sprawy, bo był bardzo przestraszony - powiedział Michał S.
Inny świadek, Janusz J., także przyznał, że Maciej S. dzwonił do niego po porwaniu.
- Poszkodowanego znam od kilkunastu lat. Wiedziałem, że jego dziewczyna jest w ciąży i tego dnia odwiózł ją do szpitala, bo miała rodzić. Pojechaliśmy razem na kolację, a później odwiózł mnie do domu. Zadzwonił do mnie koło 20.00. Powiedział, że został porwany, nie może mówić i nie wie, gdzie jest. Słyszałem także w jego pobliżu głos innego mężczyzny. W pewnym momencie ten mężczyzna powiedział, że okup 200 tys. dolarów to kara, która się Maćkowi należy - zeznał Janusz J. Także Krzysztof K. opowiadał, jak rozmawiał z porwanym i tłumaczył mu, że będą problemy z zebraniem takiej dużej sumy.
- Pojechałem do jego dziewczyny do szpitala. Nie chciałem, żeby się martwiła, więc powiedziałem jej, że Maciek popił ze szczęścia, iż został ojcem i nie może przyjechać - dodał świadek. Przed sądem zeznawał także Krzysztof K., współwłaściciel nieruchomości w Oświęcimiu, gdzie Maciej S. był przetrzymywany. Świadek rozpoznał Tadeusza P., który dwa lata temu dozorował pustą kamienicę.
- Mówiłem do niego ,Francois", bo tak się przedstawił. Widziałem go trzy razy w życiu. ,Francois" miał klucze od bramy, bo mieszkał w Oświęcimiu. Gdyby wybuchł pożar, miał wpuścić straż pożarną. Dwa razy wręczyłem mu po 1000 złotych i tyle go widziałem - stwierdził świadek.
/naszemiasto.pl/