Kuny prowadzą nocny tryb życia. A rano właściciele samochodów klną na czym świat stoi, bo zwierzaki potrafią narobić szkody pod maską. Sympatyczne zwierzątka wielkości kota można spotkać na wszystkich bielskich osiedlach. Kuna mieszka nawet obok bielskiego ratusza. Bielszczanie nie lubią ich jednak. Dlaczego? Bo nocami kuny wchodzą do samochodów i przegryzają przewody, wynoszą spod maski warstwę wyciszającą i budują z niej gniazda. - Kilka dni temu kuny pogryzły mi przewody tak skutecznie, że zamiast do pracy, musiałem pojechać do mechanika. Naprawa rąbnęła mnie po kieszeni. W zamian kuna zostawiła mi pod maską kawałek niedojedzonego gołębia - opowiada Jacek Kanik mieszkający w centrum Bielska. Ci, którzy wracają samochodem do domu późno, są w najgorszej sytuacji. Jeśli jest już ciemno, a silnik auta jest jeszcze ciepły, szansa na wizytę kuny jest największa. Zwierzęta uwielbiają się tam wtedy wygrzewać. - Pod maską samochodu kuny zostawiły mi bardzo ładny kawałek słoniny - śmieje się Henryk Kotuła, który pracuje na strzeżonym parkingu na os. Karpackim. Skoro w Bielsku są kuny, musiał się też pojawić sposób na nie. Na bielskich parkingach, w firmach montujących alarmy samochodowe i w autoryzowanych serwisach można kupić elektroniczny odstraszacz kun. Wymyślił go i konstruuje w swoim mieszkaniu w wieżowcu przy ul. Doliny Miętusiej Antoni Przychodzień, elektronik z zawodu. - Wpadłem na taki pomysł, bo było coraz więcej przypadków nękania ludzi przez kuny - opowiada konstruktor. - Urządzenie montowane jest nie tylko w samochodach, ale także w domach. W mieszkaniach kuny też potrafią narobić szkód. Niedaleko mojego osiedla wyniosły na gniazda całe ocieplenie dachu - dodaje. Skąd wzięło się tyle kun w mieście? Zdaniem specjalistów wynika to m.in. z tego, że w mieście nie mają żadnych naturalnych wrogów. W miastach jest też pod dostatkiem ich przysmaków. - Kuny polują na szczury i myszy, a tych jest na osiedlach dużo. Warto na nie spojrzeć życzliwym okiem, bo tępią gryzonie. Jedna kuna potrafi w ciągu roku zjeść 500 szczurów albo 1500 myszy - mówi Robert Mysłajek ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk".