Warto trzymać nawet najdrobniejszy kwitek. Mieszkaniec Bielska-Białej przekonał się o tym po zakończeniu umowy z dużą firmą telekomunikacyjną. Mężczyzna zgodnie z wymogami oddał router i dekoder, a w zamian otrzymał potwierdzenie zwrotu wyposażenia abonenckiego. O sprawie zapomniał.

Po paru miesiącach otrzymał wezwanie do zapłaty kilkuset złotych kary za… niezwrócony sprzęt. - Z końcem marca wypowiedziałem umowę. Zapłaciłem jeszcze w terminie ostatni, kwietniowy rachunek i w maju, w autoryzowanym salonie firmy, oddałem sprzęt. Z końcem lipca znalazłem w skrzynce listowne wezwanie do zapłaty. Skontaktowałem się z operatorem i powiedziałem, że z wszystkiego w terminie się rozliczyłem, na co posiadam dowód w postaci dokumentu potwierdzającego przyjęcie ode mnie sprawnego sprzętu. Usłyszałem, że sprawa zostanie wyjaśniona - opowiada bielszczanin Marek Walczak*. 
 
W szponach systemu

Z początkiem października mężczyzna otrzymał smsa od firmy windykacyjnej z Wrocławia. Prosili o kontakt w związku z uregulowaniem długu wobec operatora. Walczak wysłał więc na adres mailowy windykatora kopię dokumentu potwierdzającego zwrot sprzętu. Zapewniono go, że windykacja zostanie wstrzymana. Kilka tygodni później otrzymał jednak kolejne ponaglenie. - Okazało się, że dokument, który posiadam ważny jest tylko dla mnie! Dopóki firma telekomunikacyjna nie znajdzie potwierdzenia zwrotu sprzętu w swoim systemie, nadal jestem jej dłużnikiem! Poczułem się bezradny - denerwuje się mężczyzna.

Sprawa Marka Walczaka nie jest przypadkiem odosobnionym. Jak udało nam dowiedzieć, w bazie dłużników firm windykacyjnych jest wiele osób, które oddały sprzęt m.in. operatorom telewizji cyfrowych. 
 
Obowiązki i prawa

Zdaniem miejskiego rzecznika konsumentów w Katowicach Jerzego Sozańskiego, zadaniem firmy windykacyjnej jest wywarcie presji na dłużniku. Tego typu instytucje dość często nadużywają zwrotów, które mają „zachęcić” klienta do uregulowania należności. Firmy straszą wpisem do rejestru dłużników lub obciążeniem kosztami postępowania windykacyjnego. - Wystarczy jednak wysłać oświadczenie do firmy windykacyjnej i operatora. Informujemy, że posiadamy dokument potwierdzający oddanie sprzętu i dołączamy jego kopię. Pismo wysyłamy na adres operatora oraz firmy windykacyjnej. To, że operator nie może znaleźć potwierdzenie transakcji u siebie, nie jest już sprawą klienta - wyjaśnia Sozański.


Rzecznik podkreśla, że windykatorzy nie mają prawa egzekwować długu na drodze sądowej, a także wnosić o umieszczenie klienta na ogólnopolskiej liście dłużników. Ich działanie może się jedynie ograniczyć do telefonów i pisemnych upomnień. - Na drogę sądową sprawę może skierować tylko wierzyciel. Kiedy jednak dłużnik ma dokument potwierdzające, że jest w porządku, nie ma podstaw, by uznać racje wierzyciela - tłumaczy rzecznik.
 
Rozsądny - zabezpieczony

Rzecznik operatora, z którym związany był Walczak, w rozmowie z naszym portalem przyznał, że nie wie, jak mogło dojść do takiej sytuacji. - Zrobimy wszystko, aby więcej tego typu przypadki się nie powtórzyły - powiedział. Sprawę Marka Walczaka załatwiono pozytywnie. Operator zrezygnował w końcu z roszczeń, gdy mężczyzna zwrócił się o pomoc do naszego portalu, a my skontaktowaliśmy się z rzecznikiem firmy. - Gotowy byłem dzwonić do prezesa, gdyby to nie pomogło - mówi Walczak.

Sprawa Marka Walczaka wyraźnie wskazuje, że konsumenci przynajmniej przez pięć lat powinni przechowywać dowody zawartych umów. Jak podkreśla Sozański, korzystając z usług różnych telefonii czy operatorów cyfrowych, warto zachować potwierdzenia, że wywiązaliśmy się z umów. Bez nich nie udowodnimy swoich racji.   

Marek Walczak uważa, że jego sprawa nie musi być przypadkiem. - Zastanawiam się, czy czasem operator nie liczył, że wyrzuciłem potwierdzenie. Sądzę, że wiele osób tak właśnie zrobiło. Teraz dostają wezwanie do zapłacenia kary i płacą, bo nie mają wyjścia - uważa. Przed operatorem, z którym miał nieprzyjemną przygodę, ostrzega znajomych.
 
Anna Szafrańska
*Imię i nazwisko zostały zmienione