W tym roku lotnicze Podbeskidzie poniosło bolesną stratę. Odszedł jeden z najbardziej uznanych lotników i instruktorów szybowcowych. Człowiek, który jako pierwszy wykonał na lotnisku w Aleksandrowicach skok spadochronowy. Mężczyzna, który stanął oko w oko z pierwszą kobietą w kosmosie Walentyną Tierieszkową oraz nieustraszoną Wandą Modlibowską, królową przestworzy.
 
Doskonałe maniery, wysoka kultura osobista i miłość do kraju. Taki był Adam Niżnik. Lwowianin, syn kolejarza, który zdobył gruntowne wykształcenie, a swoje życie poświęcił lotnictwu. - Całe życie marzyłem o lataniu. Jako młody chłopiec chodziłem na łąkę niedaleko rodzinnego domu, położonego niecałe 40 kilometrów od Lwowa, wpatrywałem się w niebo i obserwowałem ptaki. Wtedy obiecałem sobie: też dotknę przestworzy. Poczuję wolność. Z góry świat wygląda inaczej, ogromna przestrzeń, wolność... Nie liczy się nic więcej, tylko człowiek i maszyna - mówił trzy lata przed śmiercią.
 
Sprzyjające wiatry
 
Rodzina nie była zadowolona z jego wyboru. Pozostał nieugięty i zapisał się do Państwowej Szkoły Technicznej, gdzie na przysposobieniu wojskowym wymagano od uczniów zaliczenia skoków spadochronowych z wieży. Wtedy zaczęła się jego prawdziwa przygoda lotnicza, którą na krótką chwilę przerwała wojenna zawierucha. - Ojczyzna była w niebezpieczeństwie. Plany i marzenia odłożyłem więc na bok - tłumaczył pan Adam. Marzenia o lataniu towarzyszyły mu nawet w czasie ciężkich robót w kamieniołomach.

Tuż po wojnie spotykał królową przestworzy. Kobietę, która w 1937 roku ustanowiła rekord świata w długości lotu na szybowcu. Jej lot trwał nieprzerwanie 24 godziny i 14 minut. - Byłem pod wrażeniem jej umiejętności i osobowości - tak po latach oceniał Wandę Modlibowską. To właśnie pod jej kierunkiem, już jako kierownik stacji meteorologicznej na lotnisku w Aleksandrowicach, stawiał pierwsze kroki w szybownictwie.
 
 - Była bardzo życzliwa. Ludzie ją szanowali. Dokładnie pamiętam jej lekcje. Potrafiła dokładnie mówić o swoich lotach i osobistych doświadczeniach. Jako instruktor, była wspaniała. Nie przeszkadzała w locie. Dopiero na ziemi wskazywała nasze błędy, tłumaczyła tajniki pilotażu. Bardzo wiele jej zawdzięczam - podkreślał Adam Niżnik. To właśnie jej zawdzięczał swój pierwszy skok na spadochronie. - Po prostu, wypchnęła mnie z samolotu.
 
Weryfikacja
 
W 1948 roku, wspólnie z wieloma innymi znanymi pilotami, został negatywnie zweryfikowany przez Główną Lotniczą Komisję Weryfikacyjną. Do latania powrócił rok później. Zrezygnował wtedy z posady kierownika meteo i został pomocnikiem szefa wyszkolenia w Aleksandrowicach, a później szkoły szybowcowej na Żarze.

 - Na lotnisku pracowali ludzie ze Lwowa i Krakowa. Byliśmy zgranym, lojalnym zespołem. W naszych szeregach byli piloci RAF, żołnierze AK - mówił Niżnik. - Z pomocą przyszedł nam profesor Włodzimierz Humen, który tworzył szkołę i potrzebował ludzi. Złożył mi i pozostałym propozycję nie do odrzucenia. Rezygnacja ze stanowiska kierownika meteo, objęcie posady pomocnika szefa wyszkolenia, a jednocześnie wpis na listę uczniów szkoły. Po latach odnalazłem w archiwach aeroklubu moje dokumenty z weryfikacji - wspominał Niżnik. 

Z tamtych czasów pamięta także pilota Henryka Kwiatkowskiego, który nawiązał kontakt z Romanem Romanowiczem, zawiadowcą lotniska w Aleksandrowicach. - W 1951 roku wspólnie uprowadzili samolot do Niemiec. Byliśmy przerażeni. Każdy z lotników był przesłuchiwany, a ówczesny gospodarz lotniska na Żarze Adam Dziurzyński powiedział wtedy „Co z nami Anglikami teraz będzie”.
 
 Rekordzista Polski 

Był doskonałym pilotem szybowcowo-wyczynowym. Trzykrotnie brał udział w mistrzostwach Polski. Sprawdzał się także w lotach akrobatycznych. W archiwalnych egzemplarzach „Skrzydlatej Polski” czytamy: „Kręcący na samolotach Zlin-26 zespół w składzie: Tadeusz Góra, Ryszard Kosioł, Adam Niżnik był szeroko znany w kraju ze swych brawurowych i doskonałych pokazów pilotażowych”.

 
Pobił rekord Polski. Na szybowcu Szochaj osiągnął wysokość prawie 8 tys. metrów. Specjaliści nie mieli żadnych złudzeń. Adam Zientek w elementarzu dla pilotów szybowcowych tak opisywał jego lot: „Pilot wznosił się bez przerwy, uzyskując efektowne wyniki w stosunkowo krótkim czasie dwóch godzin. Świadczy to o pomyślnych warunkach lotu i o prawidłowym ich wykorzystaniu”.
 
Jego umiejętności doceniła pierwsza kobieta, która odbyła lot po orbicie okołoziemskiej. - W 1963 roku Walentina Tierieszkowa, po swoim locie w kosmos, odwiedziła Śląsk. Wtedy na jej cześć wykonaliśmy w powietrzu kilka figur akrobatycznych. Bardzo się jej to spodobało. Z Katowic przyjechał samochód i zawiózł wprost do niej - wspominał bielski pilot. Z tego spotkania zostało zdjęcie z dedykacją Wielkiej Wali: „Adamu Niżniku wysokocho nieba sczasti zdorowia -Tiereszkowa”. A pod nią data 27 październik 1963 rok.
 
Rodzinna szkoła mistrzów
 
Dziesięć lat później w „Skrzydlatej Polsce” ukazał się artykuł „Niżnikowie”, w którym czytamy” „Bo właśnie lotnictwo jest ich radością i siłą, treścią ich życia, ich przeszłością i przyszłością, teraźniejszością i przyszłością, z którymi wiążą określone sukcesy i nadzieje”.
- Ten tekst był o mojej miłości do lotnictwa. Tym bakcylem zaraziłem swoich synów. Nie mogło być inaczej. Oni praktycznie wychowali się na lotnisku w Aleksandrowicach - podkreślał z dumą Adam Niżnik. 

 W 1952 roku ostatecznie przeniósł się do Bielska-Białej. Początkowo był instruktorem lotniczym, a później objął stanowisko szefa wyszkolenia Aeoroklubu Bielsko-Bialskiego. To były narodziny nowej ery. Wyszkolił setki pilotów samolotowych i szybowcowych. Sam wylatał tysiące godzin. - Z dziewięciu tysięcy, około 1900 godzin przypadło na usługi agrolotnicze. Pracowałem sezonowo w Egipcie i Sudanie. Dzięki temu zwiedziłem świat - opowiadał.
 
Po przejściu na emeryturę z rzadka odwiedzał lotnisko w Aleksandrowicach. Za bardzo kochał latać. Tęsknił. Czasami przezwyciężył nostalgię i kroczył trasą spacerową nieopodal pasa startowego. Wspominał dawne dzieje. Chciał dotknąć gwiazd. I chyba mu się to udało. Swoją pasję przekazał dalej. - Jestem szczęśliwy, że moi synowie, wnuczęta wybrały lotnictwo. Kroczą tą samą drogą życiową, co ja. Mam nadzieję, że tradycja będzie kontynuowana przez następne pokolenia - mówił z nadzieją.
 
***
Adam Niżnik zmarł 17 kwietnia 2012 roku. Uroczystości pogrzebowe odbyły się trzy dni później w kościele pw. św. Trójcy w Bielsku-Białej. Synowie oraz wnuczęta pana Adama pracują w lotnictwie. Każdego dnia setki ludzi oddają im w opiekę swe życie.
 
Katarzyna Górna-Oremus