To już kolejny film kręcony w Bielsku-Białej. Tym razem bez udziału gwiazd, ale za to z wielkim zaangażowaniem trzech młodych bielszczan i dziesiątek innych osób, które bezinteresownie pomogły zrealizować ten ciekawy 30-minutowy obraz. W najbliższy czwartek w bielskim kinie Helios odbędzie się ostatnia projekcja filmu „Pryzmat”. Jego produkcja kosztowała... 400 zł.
 
 „Pryzmat” wymyślili bielszczanie: Dawid Mieszczak, Markus Heczko i Robert Kantor. Jest to ich pierwszy wspólny film i pierwszy film „kinowy” w ogóle. - Chcieliśmy, żeby poruszał kwestię uzależnień. Ale ponieważ temat był wałkowany już tysiące razy, musieliśmy pokazać problem w inny sposób, z innej strony - tłumaczy Markus, który przyznaje, że pomysł zrealizowania filmu „chodził” za nim już od gimnazjum. Zawsze jednak brakowało pieniędzy na sprzęt.
 
Okno na trzecim piętrze
 
Idea filmu zrodziła się w głowie Dawida, który wychował się na osiedlu, gdzie problem narkomanii był codziennością. Ćpunów widywał każdego dnia, z niektórymi nawet się kolegował. O tym, jak straszną chorobą jest uzależnienie przekonał się już za młodu, kiedy jeden ze wspomnianych kolegów któregoś dnia powiesił się.
 
Z pomysłem Dawid przybiegł do Markusa i Roberta, który kręci filmy m.in. na różnych imprezach okolicznościowych. W lutym 2011 roku zaczęły się prace nad projektem. Pierwotnie miały trwać kilka miesięcy, ostatecznie jednak zakończyły się dopiero w czerwcu 2012 roku. Okazało się, że nie wszystko jest takie proste, jak wydawało się na początku. Po pierwsze, twórcy mieli inne zajęcia, które musieli pogodzić z kręceniem filmu. Po drugie, wszystkie osoby zaangażowane przy realizacji pracowały za darmo. Dlatego nie można było wymagać od nich pełnej dyspozycyjności. Po trzecie, przed wielkimi reżyserami i sławnymi aktorami wszystkie drzwi stoją otworem. A twórcy „Pryzmatu” musieli czasem wchodzić oknem. Nawet wtedy, gdy znajdowało się na trzecim piętrze.
 
 - Musieliśmy sobie radzić np. bez zamykania ulic na czas kręcenia na nich scen. Okazuje się, że nie jest to niezbędne, zdjęcia mogą jedynie chwilę dłużej trwać - wyjaśnia Markus i dodaje, że najwięcej problemów przysporzyła im scena w restauracji. Był to moment krytyczny, który opóźnił prace o dwa miesiące. - Zrealizowaliśmy świetne ujęcia w ładnych wnętrzach, ale potem okazało się, że nie nagrał się dźwięk! Ponieważ w tym fragmencie w scenariuszu był tłuczony kieliszek i rozlewające się wino, to nie za bardzo chcieli nas wpuścić po raz drugi. Musieliśmy więc szukać innego miejsca.   
 
 Na planie bez wynagrodzenia
 
Kłopotliwe było także znalezienie lokalu do ostatniej sceny w filmie, którą zaplanowano w... obskurnym pokoju. - W przypadku profesjonalnych produkcji po prostu buduje się takie pomieszczenie i po sprawie. My musieliśmy szukać odpowiedniego miejsca, co paradoksalnie okazało się trudniejsze niż znalezienie ekskluzywnych wnętrz na mieszkanie głównego bohatera. Dziękujemy hotelowi President, który użyczył nam do tego celu apartament prezydencki. Pozostałe sceny nie wymagały specjalnych planów. Dlatego wszystkie kręciliśmy w Bielsku-Białej. Miało to znaczenie głównie ze względów finansowych.
 
Projekt ma charakter non-profit. Ani grosza nie zarobili ani aktorzy, ani żadna inna osoba pracująca na planie. Pełnych portfeli nie mają także twórcy, którzy zdecydowali, że dochód ze sprzedaży biletów przeznaczą na rzecz ośrodka leczenia uzależnień „Nadzieja”. Co ciekawe, z wynagrodzenia zrezygnowali nie tylko aktorzy-amatorzy (głównie koledzy twórców), ale także Jadwiga Grygierczyk - aktorka Teatru Polskiego w Bielsku-Białej oraz Grzegorz Czorny, związany z Centrum Sztuki „Kontrast”. Dzięki ich charytatywnej postawie udało się zrealizować 34-minutowy film fabularny za... 400 zł, wliczając koszty paliwa, prądu i cateringu na planie.

 
Mimo bardzo niskiego budżetu, twórcom udało się osiągnąć bardzo ciekawy efekt. Przede wszystkim zrealizowali to, na czym zależało im najbardziej, czyli zaskakujące zakończenie. - Po seansie podchodzą do mnie czasem ludzie i pytają: „ale o co właściwie chodziło” - śmieje się Dawid. - Właściwie to dobrze, bo film miał nie być jednoznaczny. Chcieliśmy, aby po wyjściu z kina widzowie jeszcze „przez chwilę” o nim pomyśleli.
 
Ostatni seans filmowy
 
Twórcy z zadowoleniem przyznają, że obraz finalny idealnie pokrywa się z tym, co powstało w ich głowach ponad rok temu. „Pryzmat” przypadł do gustu także prezydentowi Bielska-Białej, który w miniony czwartek przy niemal pełnej sali obejrzał go razem z naczelnikiem wydziału kultury i sztuki bielskiego magistratu. Jerzy Pieszka, który kończył łódzką filmówkę, pochwalił młodych twórców za dobry montaż.
 
W czwartek, 26 lipca o godz. 16.00 w bielskim kinie „Helios” film zostanie wyświetlony po raz ostatni (cena biletu: 10 zł, nie obowiązuje wcześniejsza rezerwacja miejsc). Potem pojedzie na festiwale, co pokaże prawdziwą jego wartość artystyczną. Nie czekając na festiwalową krytykę, bielscy twórcy już planują nowe produkcje. We wrześniu zaczynają kręcić dziesięciominutowy film „treningowy” oraz kolejny obraz, tym razem pełnometrażowy. Pomysłów na scenariusz jest kilka. Być może wykorzystają kryminał bielskiego autora - to jedna z opcji.
 
Wiadomo już natomiast na pewno, że do tej produkcji zorganizują castingi. Film będzie więc okazją dla wszystkich bielszczan, aby zaistnieć na dużym ekranie. - Wiemy, że ze względów marketingowych dobrze byłoby mieć w obsadzie znane nazwiska. Jeśli na plakacie widnieje nazwisko np. Borysa Szyca, to można liczyć na pełne sale. Z drugiej strony moja fascynacja kinem zachodnim nakazuje mi odejście od takich schematów. Zobaczymy - mówi tajemniczo Markus.
 
Marta Polak
 
PS. O realizacji w Bielsku-Białej filmu z udziałem gwiazd polskiego kina pisaliśmy w artykule Lustracja z bielską pocztą w tle.