Hałas obudził w poniedziałkowy poranek, 9 lipca, mieszkańców bloków i domów prywatnych u zbiegu ulic Krasickiego i Prusa w Bielsku-Białej. Z przerażeniem zobaczyli, jak pod mającym przeszło 200 lat, pięknym, rozłożystym klonem rozkłada się podnośnik koszowy, a kilku robotników zamyka drogę i zabiera się za odpalanie łańcuchowych pił motorowych. Zagadnięci przez mieszkańców „drwale” nie ukrywali, że przyjechali, by majestatyczne, górujące nad całą okolicą drzewo po prostu wyciąć...
 
Na wieść, że robotnicy chcą wyciąć klon stojący przy posesji nr 6 przy ulicy Prusa, pod drzewem pojawiło się kilku okolicznych mieszkańców. Wiedzieli, że muszą działać szybko, bo trzy dni wcześniej, w piątek 6 lipca, pod naporem pił padł stojący kilkanaście metrów obok grab, rosnący na rogu Krasickiego i Prusa. Tym razem nie dali się zaskoczyć. Zaalarmowali straż miejską i policję oraz „Kronikę Beskidzką”. Od razu interweniowali też w Wydziale Ochrony Środowiska bielskiego ratusza. Tam - ku jeszcze większemu zdumieniu - usłyszeli, że wycinka jest legalna, bo drzewo jest stare i zagraża całej okolicy.
 
 - Stary to ten klon faktycznie jest, bo ma grubo ponad dwieście, a może i trzysta lat. Ja - choć mam już swoje lata - pamiętam to drzewo od zawsze. Rośnie w miejscu, które kiedyś należało do naszej sąsiadki. Ta pani umarła pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Miała wówczas dziewięćdziesiąt lat, a opowiadała nam, że to drzewo posadził jej dziadek. Tak, to jest stare drzewo, ale to nie jego wada, tylko zaleta! To powinien być pomnik przyrody. Nie zgodzimy się na jego wycięcie - mówiła zdenerwowanym głosem Marta Gruszczyk. - Nie może być tak, że jednemu panu, który wybudował tu jakiś obiekt - nie wiemy zresztą co to będzie: sklep, przychodnia, czy jeszcze coś - przeszkadza drzewo i już się je wycina! Kto wydaje takie zgody? Jakim prawem? Jak będzie trzeba, to staniemy z sąsiadkami pod tym klonem by bronić dostępu do niego. Wyciąć go nie damy. Już grab - równie piękny i okazały - wycięli. Tylko pniak został...
 
Wezwani przez mieszkańców mundurowi - strażnicy miejscy i policjanci - niczego nie wskórali, bo wskórać nie mogli. Barbarzyńska wycinka okazała się bowiem legalna. Gdy między czekającymi na dalszy rozwój sytuacji robotnikami nerwowo kręcili się okoliczni mieszkańcy, trwały jednak gorączkowe, jeszcze bardziej nerwowe negocjacje interweniującej w tej sprawie mieszkanki z Miejskim Zarządem Dróg w Bielsku-Białej. To bowiem na jego wniosek wydane zostało pozwolenie na wycinkę okazałego klonu. I nagle okazało się, że MZD cofnął decyzję o wycince i zlecił robotnikom jedynie pielęgnacyjne przycięcie korony drzewa, polegające głównie na wycięciu uschniętych konarów. Nie mieli przy tym wiele pracy, bo klon - choć faktycznie wiekowy - ma się świetnie i jest zupełnie zdrowy. „Kronika” tym bardziej postanowiła zainteresować się kulisami wydania pozwolenia na jego wycięcie...

 
Drzewo znajduje się blisko budynku wzniesionego na posesji przy ulicy Prusa, jednak już na terenie należącym do gminy. Z naszych informacji wynika, że o jego usunięcie wnioskował do MZD właściciel posesji. Administrator gruntu przychylił się do jego prośby i wszczął procedurę zmierzającą do wycięcia klonu. Wniosek o wydanie zgody wpłynął więc do Wydziału Ochrony Środowiska bielskiego Urzędu Miejskiego. Ponieważ ten nie może wydać takiej zgody innej jednostce działającej w ramach tego samego samorządu, wystąpiono do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o wskazanie organu zastępczego. SKO wskazało na Starostwo Powiatowe w Bielsku-Białej.
 
Sprawa szła gładko, bo jak wieść gminna niesie, w powiatowym Wydziale Zagospodarowania Przestrzennego, Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa takie sprawy załatwia się bez problemu. W każdym razie odmów zgody na wycinkę drzew jest tu znacznie mniej, niż w przypadku bliźniaczej jednostki w bielskim ratuszu. MZD dostało więc zgodę na wycinkę wiekowego klonu i to - jak dowiaduje się „Kronika” - bez nakazu wykonania tak zwanych nasadzeń zastępczych oraz bez jakiegokolwiek odszkodowania za uszczerbek w środowisku naturalnym! Uznano najwyraźniej, że jak zniknie jedno drzewo, to uszczerbku nie będzie.
 
O okoliczności wydania zgody na - wstrzymaną ostatecznie - wycinkę klonu oraz jej uzasadnienie zapytaliśmy u źródła, czyli w bielskim Starostwie Powiatowym. - Zgoda została wydana w oparciu o obowiązujące przepisy. Uznaliśmy - oczywiście po wcześniejszej wizji lokalnej - że wniosek MZD o wycięcie tego drzewa jest zasadny. Tak stare drzewo, z konarami o rozpiętości 7 - 8 metrów, faktycznie zagraża bezpieczeństwu ludzi i ich mienia, a nawet zdrowiu i życiu. Jesteśmy o tym głęboko przekonani, stąd nasza decyzja. Nasze stanowisko zostało potwierdzone przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Katowicach. Dopiero wówczas MZD otrzymało zgodę na dokonanie wycinki - broni decyzji o wycince Barbara Koral, naczelnik Wydziału Zagospodarowania Przestrzennego, Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa Starostwa Powiatowego w Bielsku-Białej. - Odszkodowanie za wycięcie drzewa nie zostało naliczone, bo w sytuacji, gdy powodem wycinki jest zagrożenie życia i zdrowia, takiego odszkodowania się nie nalicza. Nie nakazaliśmy też wykonania nasadzeń zastępczych, bo tam po prostu nie ma na nie miejsca.
 
Losu swego „sąsiada”, czyli grabu klon nie podzielił tylko dzięki determinacji okolicznych mieszkańców. Ludzie ci już zapowiadają, że nie tylko będą go bronić przed piłami, ale również walczyć o uzyskanie dla wiekowego drzewa statusu pomnika przyrody. Sprawy klonu rosnącego przy ulicy Prusa będzie pilnować również „Kronika”. Wygląda na to, że trzeba. Należy się bowiem spodziewać kolejnych zabiegów o wycinkę klonu, który - wedle urzędników - dybie na zdrowie i życie bielszczan...
 
Tekst i foto: Łukasz Piątek (Kronika Beskidzka)