Z naszych informacji wynika, że szykuje się kolejna rewolucja w bielskiej oświacie. Podobno zwolnienie z pracy otrzyma nawet pół tysiąca pracowników szkół i przedszkoli. Z placówek mają zniknąć psychologowie i logopedzi. Wypowiedzenia dostaną woźni i sprzątaczki. W Miejskim Zarządzie Oświaty w Bielsku-Białej nikt nie chce potwierdzić tych szokujących informacji, ale związki zawodowe już przygotowują pisma protestacyjne.
 
O planowanej rewolucji kadrowej powiedzieli nam pracownicy bielskiej oświaty. Z ich informacji wynika, że do szkół mają „wejść” zewnętrzne firmy sprzątające. Opieką nad dziećmi w świetlicy zajmowałby się tylko jeden nauczyciel (jeden etat). W szkołach nie byłoby miejsca dla logopedów i psychologów. W ten sposób w ramach szukania oszczędności wypowiedzenia otrzymałoby nawet 500 osób! Takie zalecenia mieli otrzymać dyrektorzy wszystkich szkół w Bielsku-Białej.
 
Nasi informatorzy podkreślają, że przygotowania do rewolucji odbywają się bez oficjalnych pism, poprzez maile od „zwykłych” pracowników MZO lub drogą ustną. Przewodniczący komisji edukacji bielskiej Rady Miejskiej Jan Dzida zapytany, czy radni podejmowali jakieś decyzje w powyższych sprawach kategorycznie zaprzecza i wyjaśnia, że nic mu o tym nie wiadomo. Podobnie twierdzi rzecznik Ratusza Tomasz Ficoń. Do nacisków na dyrektorów nie przyznaje się także MZO.
 
Nacisków nie było
 
 - Co roku dyrektorzy proszeni są o wykonanie analizy finansowej ich placówki. Każdy z nich ma do dyspozycji budżet, w którym musi się zmieścić Jeśli nie potrafi, to powinien szukać oszczędności - wyjaśnia wicedyrektor bielskiego MZO Janusz Kaps. - Niestety, należy wtedy wskazać, kogo ewentualnie trzeba będzie zwolnić. Dyrektorzy również w tym roku mają podjąć decyzje do końca maja.
 
Janusz Kaps nie chciał powiedzieć, czy szykują się masowe zwolnienia. Jego zdaniem, część osób na pewno straci pracę, gdyż jak wiadomo trwa likwidacja niektórych placówek. Zapytany o to, czy dyrektorzy szkół są nakłaniani do zwalniania „kadry pomocniczej”, odpowiada, że MZO jedynie wskazało możliwe kierunki działania (czyli m.in. zatrudnianie firm zewnętrznych - przyp. red.).
 
 - Dyrektorzy muszą przeanalizować, która opcja będzie tańsza. Nie dawaliśmy żadnych odgórnych zaleceń, gdyż każdy dyrektor sam najlepiej wie, co jest dobre dla jego placówki - zapewnił nas Kaps i przypomniał, że każdego roku sytuacja finansowa w oświacie jest coraz gorsza. Nasz rozmówca wyjaśnił, że na skutek realizowanej obecnie reformy bielskiego szkolnictwa (likwidacji niektórych placówek) nie powstaną w budżecie miejskim nadwyżki finansowe. Chodzi raczej o to, aby znaleźć się nieco mniej „pod kreską”. Kaps przypomina o obiecanych przez rząd podwyżkach dla nauczycieli. Pieniądze na ten cel muszą wygospodarować lokalne samorządy.
 
Dyrektorzy milczą
 
Czyżby informacje naszych Czytelników były przesadzone? Dyrektorzy bielskich szkół na ogół nie chcą oficjalnie wypowiadać się w tej sprawie. Niektórzy tłumaczą, że nie są upoważnieni do rozmowy z mediami. Inni po prostu kończą rozmowę, gdy dowiadują się, jaki problem nas interesuje. Tylko w jednej szkole usłyszeliśmy więcej.

 
 - Rzeczywiście, powiedziano nam, że mamy się zastanowić. Czy to była sugestia? Raczej odczuliśmy, że jest to zalecenie - wyjaśnia nasza rozmówczyni, która poprosiła o zachowanie anonimowości. - Nie wyobrażamy sobie jednak zwolnienia naszych obecnych pracowników i korzystania z firm zewnętrznych. Wbrew pozorom, sprzątanie szkoły to nie tylko wycieranie podłóg. Obawiam się, że takie rozwiązanie nie sprawdziłoby się, nie mówiąc już o tym, czy przyniosłoby jakąkolwiek korzyść finansową.
 
Szkoła wyda więc opinię negatywną w sprawie możliwości korzystania z usług firm zewnętrznych. Rozmówczyni potwierdza, że w ich placówce nie przedłużono etatu logopedzie i pozostawiono jeden etat opieki świetlicowej. - Prawdopodobnie do opieki nad dziećmi będzie się podsyłało nauczycieli, którzy w ten sposób wykorzystają limit godzin, jakie przewiduje Karta Nauczyciela. Proszę jednak pamiętać, że pedagodzy poświęcają już swój czas na dodatkowe zajęcia dla uczniów. Są to np. różnego rodzaju koła zainteresowań i korepetycje. Na to miasto nie daje żadnych środków.
 
Szykują się do ataku
 
Przewodnicząca sekcji oświaty i wychowania NSZZ „Solidarność” Region Podbeskidzie Jadwiga Utecht-Nolbrzak przekazała nam, że według jej wiedzy, w każdej placówce zostanie zwolnionych 10-15 pracowników obsługi.
 
 - Dyrektorzy dostali wytyczne, aby zwolnić osoby sprzątające i zatrudnić firmy zewnętrzne. Szkoła, to nie jest przedsiębiorstwo, gdzie pracuje się „od-do”. W pokojach nauczycielskich są dzienniki, dane uczniów i inne dokumenty. Firmy zewnętrzne zapewne nie będą odśnieżały czy myły okien. Trzeba będzie innym osobom dodatkowo za to płacić - podkreśla przewodnicząca.
 
Interweniować zamierza także bielski oddział Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jego prezes Barbara Redkowska zapewniła nas, że przygotowuje właśnie pismo, w którym kategorycznie sprzeciwia się wprowadzeniu firm zewnętrznych do szkół. Zwłaszcza, jak argumentuje, że nikt dotąd nie wykazał opłacalności takiego zabiegu.
 
 - Nie wiem, czy była to tylko sugestia czy nakaz ze strony MZO. Wiem natomiast, że zaczęły do nas docierać zgłoszenia od dyrektorów, którzy już zadecydowali o wypowiedzeniu umów wszystkim sprzątaczkom. Sugestie te musiały więc być skuteczne - mówi pani prezes. - Przypominam, że to dyrektorzy odpowiadają za swoje placówki. Sanepid nie będzie pytał, dlaczego jest brudno i kto jest odpowiedzialny za sprzątanie. Dyrektorzy sami na siebie kręcą bicz. Chyba ze strachu o własne stanowiska.
 
Szefowa bielskiego oddziału ZNP informuje, że największe zwolnienia przygotowywane są w administracji przedszkolnej, gdzie już obecnie odczuwalne są braki kadrowe. Jest też odgórne zalecenie, żeby zespoły kucharzy w przedszkolach zastąpić firmami kateringowymi.
 
Pół miliona za pół tysiąca
 
 - Wprowadzanie firm zewnętrznych nie ma uzasadnienia finansowego. Nikt nie udowodnił, że to będzie tańsze rozwiązanie - przekonuje Redkowska i dodaje, że firmy na pewno w całości nie przejmą obowiązków obecnych pracowników szkoły, którzy przeprowadzają matury, olimpiady, zostają w placówce do godz. 22 (wiele szkół do późnego wieczora wynajmuje salę gimnastyczną).
 
Pani prezes argumentuje, że osoby zatrudnione obecnie na tych stanowiskach pracują za najniższe stawki, bez jakichkolwiek podwyżek od czterech lat. Według jej wyliczeń, na planowanych zmianach miasto zaoszczędzi maksymalnie pół miliona złotych. Z informacji ZNP wynika, że z ponad tysiąca pracowników „porządkowych” zatrudnionych obecnie w bielskich szkołach i przedszkolach zwolniona mogłaby zostać nawet połowa! Wśród nich wiele osób z marną szansą na znalezienie innej pracy, z powodu wykształcenia lub wieku. Znaczna część kadry, która pozostanie na etatach, to osoby w wieku przedemerytalnym, których zwolnić już nie można.
 
Marta Polak