Każdego roku Gmina Bielsko-Biała przeznacza ok. 1 mln zł na odnawianie niszczejących zabytków. To za mało, żeby Mały Wiedeń odzyskał swój dawny blask, ale na tyle pozwala budżet. Inna sprawa, że tylko część obiektów należy do miasta, a prywatni właściciele nie zawsze mają ochotę i pieniądze na renowację budynków o charakterze zabytkowym. Na szczęście, niektórzy widzą w tym dobry biznes. Dzięki nim z upadku powstaje willa przy ul. Mickiewicza - dawna siedziba przedszkola nr 21.
 
Okazuje się, że na każde sto zabytków rewitalizowanych na terenie Bielska-Białej, aż 64 należy do właścicieli prywatnych, a pozostałe do miasta. Koszty renowacji są ogromne. Dodatkowym utrudnieniem jest konieczność stałej współpracy z konserwatorem zabytków, który dokładnie określa co i w jaki sposób trzeba wykonać, aby w jak największym stopniu przywrócić pierwotny charakter obiektu.
 
Zabytki z niespodziankami
 
W trakcie rewaloryzacji inwestor boryka się często z różnymi niespodziankami. Np. w czasie prac remontowych prowadzonych w 2009 roku w hotelu President robotnicy odkryli, że na fasadzie budynku znajdują się pozłacane elementy. Wcześniej nikt o nich nie wiedział. Złoceń nie zauważył nawet konserwator podczas ekspertyzy stratygraficznej. Inwestorowi nie pozostało nic innego, jak kupić specjalne 24-karatowe płatki prawdziwego złota i pokryć nim elementy byłego Dworu Cesarskiego (taka była wcześniejsza nazwa hotelu), który zbudowano w centrum Bielska w 1893 roku. Ostatecznie remont kosztował irlandzką firmę (właściciela hotelu) znacznie więcej niż zakładane 5 mln zł.
 
Prywatni właściciele obawiają się podobnych problemów i dlatego czasem trudno namówić ich do odnawiania swoich budowli. Jak poinformował nas Miejski Konserwator Zabytków Piotr Kubańda, miasto zachęca do rewaloryzacji, udzielając dotacji celowych na remonty konserwatorskie obiektów wpisanych do rejestru zabytków. Właściciele nieruchomości wpisanych do tego rejestru mogą też starać się o zwolnienie z podatku od nieruchomości. Dotyczy to jednak wyłącznie wybranych obszarów, np. placów Chrobrego czy Smolki. Zwolnienie obowiązuje do dziesięciu lat i tylko do poziomu środków zainwestowanych na remont elewacji.
 
Drugie życie willi

Na szczęście horrendalne koszty nie zniechęciły przedsiębiorcy z Nysy, który kupił willę przy ul. Mickiewicza i ponad rok temu rozpoczął jej remont. - Inwestor otrzymał wszelkie wymagane zezwolenia, w tym od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który wyraził zgodę na zmianę sposobu użytkowania pod nową działalność - tłumaczy Piotr Kubańda.
 
Trudno powiedzieć, jaki będzie łączny koszt tego przedsięwzięcia. Przed dwoma laty, kiedy na płocie posesji wisiał baner z napisem „na sprzedaż”, cena obiektu wynosiła ok. 7-8 mln zł. Za ile ostatecznie miasto sprzedało tę nieruchomość - nie wiadomo. Podobnie jak tego, ile już „wpakowano” w remont i ile jeszcze trzeba będzie dołożyć. Prace remontowe ruszyły ponad rok temu. Odnawianie elewacji miało się zakończyć w 2011 roku, nieco więcej czasu przeznaczono na renowację wnętrz. Niestety, terminarza nie udało się dotrzymać. Prace na zewnątrz obiektu znów ruszą, gdy stopnieje śnieg i ustąpią mrozy. Docelowo budynek ma zostać wyposażony w zewnętrzną iluminację, dzięki czemu stanie się niewątpliwą ozdobą okolicy.

 
Już teraz willa robi duże wrażenie. Uroku, a zarazem tajemniczości temu miejscu dodaje duży ogród, który niejeden starszy bielszczanin pamięta z dziecięcych zabaw w podchody lub w chowanego, oraz zabytkowe ogrodzenie, które także poddano renowacji. Jakie będzie wnętrze zabytkowego budynku po zakończeniu prac? Tego jeszcze nie wiadomo.
 
Tu mieszkał właściciel tkalni

Zanim willa trafiła w ręce prywatne, mówiło się o kasynie lub banku. Nam udało się nieoficjalnie ustalić, że inwestor przygotowuje obiekt pod wynajem, ale kto będzie najemcą na razie nie wiadomo. Wielu odstraszy zapewne wysoki czynsz, jaki ma ponoć obowiązywać. Podobno do pięknego, odrestaurowanego budynku przymierza się jedno z muzeów na Śląsku. Ale wersji jest więcej.
  
Choć nieznana jest przyszłość willi Schneidera, wiemy doskonale, jaka jest jej przeszłość. Budynek pod adresem Mickiewicza 27 (kiedyś ul. Elżbiety) powstał w latach 1903-1905 na zlecenie przemysłowca Hermana Schneidera. W księdze wieczystej Dolne Przedmieście pod datą 6 lipca 1903 roku widnieje zapis gruntu (na którym obecnie stoi willa) jako własność H. Schneidera. Kolejny wpis z 10 kwietnia 1905 roku zawiera już wpis wybudowanego obiektu.
 
Z informacji, jakie otrzymaliśmy od Towarzystwa Miłośników Ziemi Bielsko-Bialskiej wynika, że willa powstała według projektu miejscowego architekta Andrzeja Walczoka. Zleceniodawca - H. Schneider był wtedy właścicielem tkalni lnu w bielskiej dzielnicy Dolne Przedmieście, nad rzeką Białą. Schneider szybko rozbudował swoją fabrykę, a w roku 1903 wszedł do Spółki Akcyjnej Przemysłu Jutowego „Unia” z siedzibą w Wiedniu. Dzisiaj na terenach po tej fabryce stoi galeria handlowa Sfera.
 
Piękne wnętrza pełne dzieci
 
Jak pisze Ewa Chojecka w książce „Architektura i urbanistyka Bielska-Białej 1855-1939”, willa Schneidera jest jednym z najciekawszych przykładów budowli secesyjnych w mieście. Dwurodzinna, jednopiętrowa willa z mansardowym dachem w narożu północno-zachodnim została wzbogacona wieżą z neobarokowym hełmem. To nadało całości charakteru wręcz pałacowego. We wnętrzu była reprezentacyjna klatka schodowa z neobarokowo-secesyjną dekoracją ścian.
 
Po zakończeniu II wojny światowej, ok. 1945 roku w budynku przy ul. Mickiewicza mieściło się Studio Filmów Rysunkowych, które do Bielska przeniesiono z Cieszyna. Dopiero później SFR trafiło do willi Rotha przy ul. Cieszyńskiej. Następnie neobarokowym korytarzem przez dziesiątki lat przechadzały się rzesze młodych bielszczan, gdyż od połowy XX wieku budynek był siedzibą przedszkola nr 21. Kilka lat temu przedszkole zlikwidowano i miasto postanowiło wystawić willę na sprzedaż. Dalszą część tej historii już znamy.
 
Marta Polak