Piotrek jest informatykiem, a bielszczanka Kasia „po fizyce" i przed wyprawą pracowała w biurze, dodatkowo udzielając korepetycji z fizyki i matematyki. Obydwoje skończyli Politechnikę Wrocławską. Te dwa ścisłe umysły połączyła miłość do... podróżowania. Od trzech miesięcy są w podróży dookoła świata. Oprócz przeżycia niesamowitej przygody, chcą udowodnić innym, że marzenia się spełniają.

Kasia Adamczyk-Tomiak i Piotr Tomiak wylecieli z Polski 9 czerwca. Ich podróż potrwa rok, bo tyle jest ważny bilet „dookoła świata” (one world). Chcą zobaczyć, jak żyją inni. Pobyć z nimi, posiedzieć w egzotycznych miejscach, wypić kawę w orientalnych kafejkach. - Moje przesłanie jest generalnie takie, że chcieć to móc. Naszym celem jest po prostu spełnienie marzeń - tłumaczy Kasia. - Przy okazji tej wyprawy postanowiliśmy zapytać ludzi, co oznacza dla nich szczęście. Wyniki naszych badań zamieszczamy w formie zdjęć w Galerii z Koniczynką na naszej stronie prowadzonej dla przyjaciół i rodziny: zygzakiem.pl.
 
Marzenia i pieniądze
 
Podróżnicy z Bielska-Białej od kilku lat spełniają swoje kolejne marzenia (do tej pory były to wakacyjne wyprawy). Kasia dwa lata temu wzięła udział w wielkim wyścigu radiowej „Trójki”. - Nie wygrałam, bo spóźniłam się 15 min. przez korek w Warszawie! - opowiada młoda bielszczanka, która stopem przejechała Polskę, Słowację, Czechy, Węgry, Serbię, Bułgarię, Turcję, Niemcy, Francję, Szwajcarię, Hiszpanię, Finlandię, Szwecję, Danię, Tajlandię, Kanadę i Alaskę.
 
Marzenia - marzeniami, ale co z pieniędzmi? Nie pracując przez rok, trzeba przecież coś jeść, pić, gdzieś spać. - Podróżowanie nie jest zajęciem tylko dla ludzi bogatych bądź też dla tych z bogatymi rodzicami. Tak samo, jak mitem jest, że to hobby dla osób bez dzieci i obowiązków - kategorycznie podkreśla Kasia. - Połowę funduszy na naszą podróż mieliśmy z wesela, a drugą połowę sami zarobiliśmy w ciągu jednego roku.
 
Niektórzy mają jeszcze łatwiej, bo udaje się im znaleźć sponsorów. Zresztą, jak podkreśla młoda podróżniczka, tych pieniędzy wcale nie potrzeba tak dużo, jeśli korzysta się z couchsurfingu, jeździ stopem i samemu gotuje. Jako przykład Kasia podaje podróżników Kingę i Chopina, którzy objechali świat w pięć lat, a gdy opuszczali Polskę mieli przy sobie tylko 583 dolary!
 
Lepiej dmuchać na zimne
 
Tak samo jak brak gotówki, przeszkodą w podróżowaniu nie są dzieci. Jest mnóstwo osób, które zwiedzają świat ze swoimi latoroślami. Ostatnio z wyprawy wróciła para z Sosnowca z trzylatką (ich strona: www.wpzs.pl). Jola i Jarek z małą Różą oblecieli świat dookoła, a rok później we troje koleją transsyberyjską przejechali Rosję. Co więcej - Jola była wtedy już w drugiej ciąży.
 
Podobne wyprawy pozwalają na pobyt w takich zakątkach świata, gdzie nie ma szans dotrzeć zwykły turysta, uczestnik wycieczki z biurem podróży. Tym samym jednak w trudnych chwilach nie można liczyć na pomoc touroperatora, nikt nie prowadzi ich za rękę. Czy słysząc historię o parze polskich podróżników zamordowanych w Peru, Kasia i Piotr nie chcieli wrócić do domu?

 - Jurka i Celinę spotkaliśmy na Kolosach (Kolosy, to polskie nagrody podróżnicze przyznawane corocznie od marca 2000 roku - przyp. red.). Opowiadali o swoim spływie Gangesem. Wiadomość o ich śmierci była dla nas absolutnym szokiem. 20 lat doświadczenia podróżniczego i coś takiego! - nie ukrywa smutku Kasia. - Rzeczywiście, wtedy troszkę zaczęliśmy się obawiać Południowej Ameryki. Ale bez względu na miejsce pobytu należy uważać i nie wchodzić tam, gdzie nie trzeba. Dmuchając na zimne, omijamy Meksyk. Lecimy bezpośrednio do Wenezueli.
 
Hiszpanie nie zabierają nikogo
 
Odważna bielszczanka tłumaczy, że setki osób podróżują w odległe zakątki świata, lecz zwykle o nich nie słyszymy. Głośno było tylko o tej parze, której się nie udało. Kasia zaznacza, że choć ryzyko w obcym kraju jest oczywiście względnie większe, to prawda jest taka, że nawet będąc w Bielsku-Białej możemy wpaść pod samochód lub rzuci się na nas psychopata z nożem (ostatni przykład - Norwegia).

 
 - To nie jest tak, że ludzie na świecie są źli. Owszem, zdarzają się, ale to mały procent - tłumaczy z dziecięcą ufnością Kasia. - Wobec nas wszyscy są tak absolutnie serdeczni i pomocni, że czasem sama jestem zaskoczona. Zdarzyło się, że ktoś nawet dał nam pieniądze, tak po prostu!
 
W jakiej części świata można spotkać najmilszych ludzi? Na to pytania Kasia nie umie jednoznacznie odpowiedzieć. Jej zdaniem, najlepsze kraje na „stopa”, to Turcja i Tajlandia. Nie dość, że czeka się zaledwie kilka minut, to tubylcy często... częstują obiadem. Także w Europie jeździ się bardzo dobrze - nasi bohaterowie czekają zwykle 5 - 20 min. Najkrócej we Francji i Niemczech. Tylko w Hiszpanii trudno w ten sposób podróżować. Miejscowi bardzo się widać boją i dlatego nie zbierają nikogo.
 
Kasia zachęca bielszczan do podróży tłumacząc, że nie każda wyprawa musi być od razu dookoła świata! - Mój pierwszy prawdziwy wyjazd był stopem do Turcji. Przez dwa tygodnie wydałam może 700 zł. Przy tej okazji przypomina mi się historia Wojciecha Cejrowskiego, który aby wyruszyć w pierwszą podróż, sprzedał swoją lodówkę. Nie można się bać! Trzeba rzucić wszystko i dać sobie szansę!
 
Rodziny były przeciwne
 
Zdaniem bielskiej podróżniczki, coraz więcej Polaków decyduje się na dalekie wyprawy. Dowodem jest funkcjonowanie wspominanych biletów „one world”, które ważne są rok i ani dnia dłużej (minimum siedem dni). Można lecieć tylko w jedną stronę, a bilet kupuje się na konkretne kontynenty. - My mamy na cztery. Na każdy kontynent są cztery loty, czyli w naszym przypadku - 16. Taki bilet jest dużo tańszy niż jakby trzeba było kupować na każdy lot osobno.
 
Polacy coraz częściej korzystają też z couchsurfingu. Couchsurfing.org, to strona internetowa założona w 2002 r. przez Amerykanina Caseya Fentona, dzięki której można cudzoziemcom zaoferować darmowe zakwaterowanie u siebie w domu lub na drugim końcu świata znaleźć osoby oferujące nocleg pod swoich dachem. Obecnie witryna ma ok. 3 mln zarejestrowanych użytkowników, spośród których 150 mieszka w Bielsku-Białej.
 
 - Couchsurfing jest jedną z najwspanialszych przygód, jakie spotykają mnie w życiu. Piszemy zapytania do różnych miast, a ludzie odpisują nam, czy możemy przyjechać w danym terminie i... jedziemy! Początkowo myśleliśmy, ze chodzi o darmowy nocleg, ale to coś znacznie, znacznie więcej. Nowi przyjaciele oprowadzają nas po mieście, opowiadają o swoim kraju, a co najważniejsze - kierują do miejsc, gdzie nie docierają turyści - opowiada z entuzjazmem Kasia. - Na przykład w Anaheim gościł nas prawie zupełnie niewidomy Ronald. Ogromnie go podziwiam. Przyjmuje do domu obcych ludzi, a nawet ich nie widzi.
 
Ale couchsurfing - podobnie jak „stop” - może być niebezpieczny. Ważne są zdrowy rozsądek, intuicja i doświadczenie. - Nasze rodziny były bardzo przeciwne tej wyprawie. Po pierwsze, bały się o nas, ale jednym z argumentów było także kupno mieszkania za zebrane na ślubie pieniądze. W takich sytuacjach powraca odwieczne pytanie - być czy mieć? My wybraliśmy po swojemu.
 
Magdalena Dydo
 
Kasia i Piotrek chcą wrócić do domu na przełomie maja i czerwca. 9 sierpnia, kiedy kontaktowali się z nami po raz pierwszy, byli akurat w Salem w hrabstwie Essex w stanie Massachusetts (USA). 12 sierpnia dali znak życia z Waszyngtonu. W piątek, 19 sierpnia poinformowali nas, że właśnie wyjechali z Parku Yellowstone, kwitując tę wizytę w dwóch słowach - coś niesamowitego! Trzy dni później młodzi podróżnicy zameldowali się w Denver, skąd mieli odlecieć do Wenezueli. W połowie września polecą do Ameryki Płd., a w styczniu do Azji.

Foto: Michał Białko