To film o miłości, poświęceniu i próbie ucieczki przed przeszłością, a dopiero na końcu o lustracji. Przynajmniej tak o „Krecie” mówi jego reżyser, Rafael Lewandowski. Wczoraj w Bielsku-Białej odbyła się premiera tego filmu z udziałem jego twórców. Obraz polsko-francuskiego reżysera wzrusza, momentami złości, a przede wszystkim zmusza do głębszych przemyśleń. Wśród bielszczan film będzie wzbudzał dodatkowe emocje. To dość ciekawe uczuciem oglądać na wielkim ekranie (ze świadomością, że ten sam obraz wyświetlany jest dla widzów w całej Polsce, a także poza jej granicami) Borysa Szyca jadącego ul. Wzgórze, czy biegnącego ul. Schodową.
 
Przez selekcjonerów 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni został zaliczony do ścisłego grona „ekstraklasy polskiego kina”. Za występ w tej produkcji Marian Dziędziel został uhonorowany nagrodą w kategorii Najlepsza Drugoplanowa Rola Męska na 36. FPFF w Gdyni. Wczoraj w bielskim kinie Helios obyła się premiera „Kreta”. Do stolicy Podbeskidzia pofatygowali się z tej okazji: reżyser filmu – Rafael Lewandowski, odtwórca roli Zygmunta – Marian Dziędziel, producent - Marcin Wierzchosławski oraz odpowiedzialny za scenografię do „Kreta” bielszczanin Jarzy Talik.
 
Film zbiera nagrody
 
Trzymający w napięciu „Kret” jest fabularnym debiutem nagradzanego na całym świecie dokumentalisty Rafaela Lewandowskiego i operatora nominowanego do Oscara „Królika po berlińsku” Piotra Rosołowskiego. Tematem najnowszego obrazu Lewandowskiego jest lustracja. Ale tak naprawdę „Kret” porusza także wiele innych ważnych wątków. Jak tłumaczy sam twórca, to film o miłości ojca do syna i odwrotnie, o ciężkich życiowych wyborach, a przede wszystkim próba przełamania tematu tabu, jakim wciąż jest lustracja.
 
Kret”, to pełna niespodziewanych zwrotów akcji historia Pawła (Borys Szyc), którego rodzinne szczęście z dnia na dzień legło w gruzach, kiedy okazało się, że jego ojciec (Marian Dziędziel), aktywny działacz Solidarności był agentem SB... Sposób w jaki historia jest opowiadana sprawia, że widz w pewnym momencie sam już nie wie jak naprawdę wyglądała przeszłość i czy należy przed nią uciekać, czy raczej rozwikłać jej zagadki. Kiedy w końcu wydaje się, że szczęśliwe zakończenie jest blisko, zdarza się coś, co na zawsze zmieni życie Pawła. W jaki sposób – tego nie wiemy, bo reżyser kończy opowiadać swoją historię w najbardziej dramatycznym momencie.
 
- Historia Zygmunta i Pawła pokazuje jak tragiczne w skutkach może być milczenie w sprawach ważnych. To właśnie robienie z lustracji tematu tabu doprowadziło do tragedii. Zygmunt czując presję społeczną i znając zdanie większości ludzi na temat współpracy z SB nie potrafił się przełamać i przyznać synowi. Uważam, że warto było poruszyć ten temat właśnie po to, aby przełamać to milczenie i pokazać ludziom temat lustracji z innej strony. Jako dramat całych rodzin – wyjaśnia reżyser „Kreta”. - Dla mnie Zygmunt jest ofiarą. Każdy z widzów zanim wyda osąd, powinien zastanowić się co zrobiłby na jego miejscu. Ja nie wiem. Reżyser zaznacza, że film nie jest autobiograficzny, nie jest oparty na prawdziwej historii.

 
Jak przyjmą "Kreta" za granicą?
 
Lewandowski mówi, ze chce aby film trafił także do zagranicznych widzów. Nie ukrywa, że obecna wiedza obywateli innych państw na temat lustracji, czy tego, że kiedyś Polacy byli zmuszani do podpisywania „lojalek” jest nikła. Dlatego też dotarcie do nich będzie trudniejsze. Choćby z tak prozaicznych względów jak trudności z przetłumaczeniem słowa „ubek”... Wiadomo także, że np. Francuzów będą wzruszać inne momenty filmu, niż Polaków, zwłaszcza tych, którzy doskonale pamiętają „tamte” czasy.
 
Z jeszcze innym odbiorem filmu zapewne spotkamy się w bielskich kinach. Bowiem widząc uliczki, którymi sami codziennie chodzimy do pracy lub na spacer jeszcze bardziej utożsamiamy się z bohaterami filmu. Zaczynamy traktować ich jak własnych sąsiadów.
 
Dlaczego Lewandowski wybrał na główne miejsce akcji stolicę Podbeskidzia? Bo, jak tłumaczy, to sam środek Europy, to urocze miasto o pięknej architekturze. W ten sposób pragnął pokazać zagranicznym widzom, że historie taka jak ta z filmu nie dzieją się gdzieś na zacofanym wschodzie, ale w europejskim państwie, które w dodatku przypomina Wiedeń.
 
- Jest mi wstyd, ale dopiero kiedy zaczęliśmy kręcić film uświadomiłem sobie, że tutaj są rejestracje SB... To oczywiście nie było zamierzone. Bielsko-Białą wybrałem już dużo wcześniej - przyznaje autor „Kreta” i dodaje, że to miasto kryje w sobie pewien fenomen. - Zazwyczaj w trakcie kręcenia filmu członkowie ekipy jadą na weekend do rodzin. Tym razem to rodziny przyjechały do filmowców, aby razem wypocząć w Bielsku-Białej.

Szyc na Wzgórzu po sąsiedzku 

Co czeka w kinie na bielszczan? Pomijając oczywiście interesującą i wzruszającą fabułę oraz zaskakujące zakończenie i pytania bez odpowiedzi, jakie zostają w naszej głowie po obejrzeniu „Kreta”. Jedno z pierwszych ujęć w filmie, to widok na bielską pocztę, mury zamkowe i ulicę Partyzantów. Wielokrotnie pojawia się ul. Wzgórze, przy której mieszkają główni bohaterowie. Są także inne sceny, gdzie widać różne bielskie uliczki. W filmie jest kilka fragmentów, kiedy bielszczanie uśmiechną się pod nosem wiedząc, że montażysta puścił wodze fantazji. Np. kiedy Paweł (Borys Szyc) obiega pół miasta, żeby dostać się do miejsca oddalonego o dziesięć metrów lub gdy wraca z Niemiec do Polski, a w rzeczywistości jedzie drogą S1 w stronę Cieszyna.
 
- To jest magia kina – tłumaczy Talik zapytany, czy jako jedyny bielszczanina w ekipie nie zwrócił na to uwagi. Autor scenografii do „Kreta” dodaje żartobliwie – to nie moja wina, montażysta źle poskładał.
 
Zarówno twórcy „Kreta”, jak i Marian Dziędziel podziękowali podczas wczorajszej premiery za wspaniałe przyjęcie i owocną współpracę. Lewandowski przyznał, że spacerując w czwartowy ciepły dzień po naszych uliczkach pomyślał, że niezależnie czy świeci słońce, czy jest – 27 st. C (tyle pokazywały termometry w styczniu 2010 roku, kiedy ekipa filmowców zawitała do Bielska-Białej), jest tu szczęśliwy.
 
Magdalena Dydo