Na kulturalnej mapie Bielska-Białej pojawiła się nowa impreza. Od soboty w naszym mieście odbywa się festiwal podróżników i miłośników sportów ekstremalnych. Aby przybliżyć naszym Czytelnikom klimat „Adventure Festival, spotkaliśmy się z bielszczaninem, który od lat zdobywa himalajskie szczyty.

Pomysł zorganizowania "Adventure Festival" zrodził się na „Spotkaniach Podróżników” odbywających się od sześciu lat w bielskim klubie „Grawitacja-Caffe”. Ich uczestnicy wspólnie oglądają slajdy z ciekawych wypraw i dzielą się praktycznymi radami. - Celem festiwalu jest zainteresowanie szerszego grona odbiorców tematyką podróżniczą i sportów ekstremalnych. Chcemy pokazać, że tego typu podróże pozwalają poznać ciekawe miejsca i ludzi, ale także samych siebie - mówi jeden z organizatorów imprezy, Wojciech Barchański.
 
Pokazy sportów ekstremalnych mają stanowić inspirację do podjęcia aktywnego trybu życia i zasmakowania w nowych możliwościach związanych z ich  uprawianiem. Wydarzenia związane z ,,Adventure Festival” odbywają się w pięciu różnych miejscach Bielska-Białej: na placu przed galerią Sfera II, w ,,Grawitacji-Caffe”, w Centrum Sportów Górskich ,,Trango" i w skateparku na Błoniach. Jest to więc jednocześnie impreza plenerowa i kameralna.
 
Pierwsza była Szyndzielnia
 
W pierwszym dniu festiwalu dzieci mogły za darmo wchodzić na ściankę wspinaczkową w CSG "Trango”. W tym czasie ich rodzice uczestniczyli w warsztatach i spotkaniach z podróżnikami. Jednym z nich był bielszczanin Wojciech Moskal, uczestnik wielu wyjazdów w góry wysokie, m.in. Himalaje i Andy. Nasz rozmówca jest lekarzem i ratownikiem Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
 
 - Urodziłem się w górach, czyli w Bielsku-Białej i zawsze po nich chodziłem. W Himalajach byłem po raz pierwszy w 2004 roku - wyznaje podróżnik. - Każdy, kto lubi chodzić po takich górach, jak Tatry czy Alpy, marzy o wyjeździe do Tybetu. Wysokie góry można pokochać i wtedy chce się do nich wracać. Dlatego co roku wyjeżdżam w Andy lub Himalaje.
 
Swoją przygodę z górami Wojciech Moskal zaczynał od Beskidów. Podkreśla, że pierwszym szczytem, który zdobył była Szyndzielnia. Potem przyszła kolej na Tatry i Alpy. - Uczestniczyłem w wyprawie na Mont Blanc, ale nie weszliśmy na szczyt. Nie za bardzo lubię tam jeździć ze względu na tłumy turystów. Wolę bardziej kameralne miejsca. Najwyższy szczyt w Himalajach, jaki zdobyłem, to Mera Peak o wysokości 6476 m n.p.m .
                                   
Pudzian nie dałby rady
 
Jako lekarz, pan Wojciech zajmuje się chorobami wysokościowymi. Podkreśla, że aby zdobyć szczyt powyżej 3000 m n.p.m., należy być nie tylko przygotowanym fizycznie, ale także psychicznie.

 
 - Przed wyprawą w Himalaje trzeba poznać swoje możliwości. Nie każdy musi zdobywać szczyty - przyznaje podróżnik. - Sam przyjazd do Kathmandu jest dużym przeżyciem. To bardzo egzotyczne miasto. Ludzie żyją tam w ogromnej nędzy, a mimo to religia buddyjska, którą wyznają sprawia, że są dla wszystkich przyjaźni i zawsze uśmiechnięci. Spotkanie z takimi ludźmi zmienia mentalność. Sprawia, że inaczej patrzy się na własne życie. Nepalczycy, którzy towarzyszą wspinaczom w najwyższych partiach gór, są niezwykle lojalni, odważni i pomocni. Potrzeby klienta stawiają ponad własnymi.
 
Moskal uważa, że nie trzeba być wybitnym sportowcem, żeby móc chodzić po najwyższych górach. - W górach nie sprawdzają się ludzie bardzo umięśnieni. Przypuszczam, że np. Mariusz Pudzianowski nie wyszedłby w Himalaje. Najwybitniejsi himalaiści - jak Jerzy Kukuczka czy Krzysztof Wielicki - to ludzie niscy i drobni. Na pierwszym miejscu musimy stawiać własne zdrowie, a nie zdobycie góry. Powyżej 3000 m n.p.m. może pojawić się choroba wysokościowa. Trzeba umieć przyznać się innym, że się źle czujemy. Inaczej zagrażamy swojemu życiu, ale także bezpieczeństwu całej grupy.
 
Nie można się wstydzić
 
Osoby uprawiające sporty ekstremalne są szczególnie narażone na wielodniowy stres, brak snu, występowanie na przemian euforii i przerażenia, a nawet halucynacji. Ważne jest dostosowanie realnego celu do swoich możliwości. Każdy, kto chodzi w góry boi się np. przestrzeni, ale są osoby, u których ten lęk jest na tyle silny, że może być niebezpieczny i wtedy trzeba uprzedzić o tym grupę.
 
 - Jeśli ktoś poczeka na uczestników wyprawy i przygotuje dla nich herbatę 300 metrów niżej, to też będzie przez wszystkich doceniony. W górach nie można się wstydzić przyznać do własnych słabości - dodaje Wojciech Moskal.
                                   
Dziś, w ostatnim dniu "Adventure Festival” będzie można spotkać się z podróżnikami, którzy odwiedzili m.in. Tybet, Indie i Islandię. Szczegółowy program festiwalu można znaleźć tutaj.
 
Agnieszka Pollak-Olszowska