Mieszkańcy Pszczyny czy Kęt nie muszą uiszczać dodatkowej opłaty za wywóz posegregowanych śmieci. Tymczasem w Bielsku-Białej wzrosła właśnie cena worków do selektywnej zbiórki odpadów. Taki stan rzeczy nie zachęca bielszczan do troski o środowisko, w którym żyją. W bielskim ratuszu obiecują, że sytuacja zmieni się po wejściu w życie nowej „ustawy śmieciowej”. Posłanka Mirosława Nykiel zapewnia, że może do tego dojść za kilka miesięcy.
 
Bielszczanie nie przywykli do troski o swoje środowisko naturalne. Świadczą o tym dzikie wysypiska, których nie brakuje w centrum naszego miasta i na jego obrzeżach. Może się to zmienić po wejściu w życie tzw. ustawy śmieciowej. Wtedy właścicielem śmieci stałoby się miasto, a wszyscy mieszkańcy musieliby uiszczać stałe opłaty za odbiór odpadów. Nie opłacałoby się więc wywozić ich do lasu.
 
W Pszczynie zrobiło się czyściej
 
Taki system funkcjonuje już w Pszczynie. Przy okazji wyborów samorządowych w 2006 roku przeprowadzono tam referendum, w którym prawie 60 proc. mieszkańców opowiedziało się za wprowadzeniem stałej opłaty dla wszystkich osób zameldowanych w mieście.
 
 - Wkrótce po tym gwałtownie wzrosła ilość odbieranych śmieci. Okazało się bowiem, że nie ma sensu podrzucać ich sąsiadowi pod płot czy wieźć do lasu, skoro i tak trzeba zapłacić - mówi Katarzyna Huptys, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miejskiego w Pszczynie. Do segregowania odpadów zachęca zasada, zgodnie z którą można „wytworzyć” dowolną ilość posegregowanych śmieci i nie trzeba płacić za ich odbiór. Natomiast za przekroczenie określonego limitu na pozostałe odpady trzeba dopłacać.

Za wywóz śmieci wszyscy mieszkańcy Pszczyny płacą kwartalnie. Stawka wynosi 6,20 zł na osobę za miesiąc. - To znacznie taniej niż przed referendum podkreśla naczelnik Huptys.
 
Dlaczego w Bielsku-Białej nie przyjęto dotąd identycznych zasad? Podobno chodzi o koszta przeprowadzenia referendum, które nie są małe. Ale aby zreformować gospodarkę śmieciową w mieście, nie trzeba ciągnąć mieszkańców do urn, co udowodnili kęccy radni.
 
W Kętach miasto dokłada
 
 - Zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej w Kętach, śmieci segregowane odbierane są od osób fizycznych za darmo, darmowe są także worki przeznaczone do segregacji - tłumaczy Bogumiła Glądys z Przedsiębiorstwa Komunalnego Komax, które wygrało przetarg na odbiór i wywóz odpadów. Za odbiór tych odpadów płaci firmie miasto.
 
Nasza rozmówczyni podkreśla, że od ulg finansowych ważniejsza jest edukacja. - Zapraszamy uczniów szkół na składowisko odpadów, żeby zapoznali się z zachodzącymi tam procesami. Dzieci uczestniczą także w wykładach na temat zalet segregacji. Zdarza się, że później przychodzą do nas rodzice po worki na papier, plastik czy szkło i mówią, że dzieci im kazały - dodaje ze śmiechem Glądys.

 
Czy w Bielsku-Białej wystarczyłaby jedna uchwała radnych, aby zachęcić bielszczan do większej troski o środowisko? Okazuje się, że nie. Były przewodniczący Rady Miejskiej, Jarosław Klimaszewski zapewnia, że w poprzedniej kadencji radni kilka razy próbowali przeforsować taki pomysł, ale bez powodzenia. Zdaniem bielskich urzędników, zaproponowane rozwiązanie byłoby niezgodne z prawem.
 
Odpady lądują w lesie
 
Czyżby to, co może zrobić jedna gmina, było zabronione dla innej? W konsekwencji takiej wykładni prawa bielszczanie za odprowadzanie odpadów płacą więcej niż mieszkańcy Kęt. Wprawdzie stawka za wywóz jednego kubełka jest podobna - w Kętach wynosi 12,50 zł, a u nas 12 zł - lecz do tego trzeba doliczyć koszt zakupu worków do segregowania (ostatnio podrożały z 3,20 zł na 3,48 zł) lub w przypadku osób nie segregujących - liczyć się z koniecznością częstszego opróżniania kosza, do którego lądują wszystkie odpady.
 
 - Rozważaliśmy propozycję, żeby odpady segregowane były odbierane za darmo, ale nie ma takiej prawnej możliwości. Ustawa stanowi, że koszty ponosi osoba, która wytwarza odpady - przekonuje Adam Grzywacz, naczelnik wydziału gospodarki miejskiej Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej i dodaje, że nie wie, dlaczego w Kętach udało się ów przepis obejść. Urzędnik zapewnia, że po wejściu w życie nowej ustawy obowiązywać będzie jedna opłata za odbiór wszystkich odpadów, a mieszkańcy otrzymają worki za darmo. Jaka to będzie cena? - nie wiadomo. Podobno ma być taniej.
 
Tymczasem ustawa na pewno nie wejdzie w życie w tym półroczu. Monitorująca prace nad nowymi przepisami bielska posłanka Mirosława Nykiel poinformowała nas, że projekt ustawy jest po pierwszym czytaniu. Działa nawet specjalna podkomisja zajmująca się tą sprawą. - Pocieszający jest fakt, że wszystkie kluby parlamentarne są za - mówi pos. Nykiel - To powinno maksymalnie skrócić procedurę.
 
Odbierają raz na miesiąc
 
Do tego czasu bielszczanie będą segregować odpady wyłącznie z przyczyn ideowych. - Jedyny plus segregowania jest taki, że za worek pełen np. butelek szklanych płacę prawie trzy razy mniej niż za zwykły kosz - tłumaczy mieszkanka jednej z bielskich kamienic. - Z tej perspektywy to się więc opłaca. Ale jeszcze bardziej opłaca się wywieźć te butelki czy inne śmieci do lasu. Segregowanie wymaga bowiem nakładów finansowych i własnej samodyscypliny.
 
Aby zakupić kolorowe worki, należy udać się do siedziby spółki SITA ZOM. Potem trzeba mieć te worki gdzie trzymać (bo przecież nie w kuchni, która ma np. 6 m kw.), gdyż odbierane są raz na miesiąc. Segregowane odpady muszą być czyste: kubki po jogurtach wypłukane, koperty czy pudełka po chusteczkach - pozbawione foliowych elementów.
 
Czy ktoś chce na nas podwójnie zarobić - najpierw na handlu workami, a następnie na sprzedaży posegregowanych przez nas odpadów? Marek Zborowski z SITA ZOM tłumaczy, że nie do końca. - Są takie worki, że o oddaniu surowców do przeróbki nie ma mowy. Musimy płacić za wywiezienie ich na zwykłe wysypisko. W środku zamiast szklanych butelek są bowiem np. pampersy, resztki jedzenia, a nawet... zdechłe zwierzęta.
 
Magdalena Dydo

Foto: LC