Nie brak w Bielsku-Białej miejsc, gdzie można dobrze i niedrogo zjeść. Dotychczas brakowało jednak przewodnika po lokalach gastronomicznych. Nasi dziennikarze składają niezapowiedziane wizyty w wybranych restauracjach. Dziś - Wirtuozeria.
 
Latem bielszczanie jadą całymi rodzinami na Błonia. Jedni lubią spacery w ciszy, a inni wybierają koncerty plenerowe na terenach ATH. Przy odrobinie szczęścia trafić można na artystę, dzięki któremu żal opuścić to miejsce po zakończeniu występu. Popołudnie lub wieczór spędzony w takich okolicznościach da się długo pamiętać.
 
Prowokacja z pogranicza sztuki
 
O tym, że pod wielkim namiotem na Błoniach spotkać można wirtuozów gitary, trąbki czy skrzypiec wiedzą chyba wszyscy mieszkańcy miasta. Znacznie mniej osób natomiast poznało wirtuozerię miejscowych kucharzy. Tak, tak - kucharzy! Nieopodal, przy ul. Pocztowej od trzech lat działa Hotel Na Błoniach, w którym od roku nieźle prosperuje restauracja odwołująca się w nazwie do mistrzowskiego opanowania rzemiosła. Wchodząc do Wirtuozerii, klient intuicyjnie oczekuje spotkania z filharmonią smaków. To celowa prowokacja z pogranicza gastronomii i sztuki.
 
O lokalu u stóp Koziej Góry stało się głośniej kilka miesięcy temu w wyniku oryginalnej akcji promocyjnej. Plakaty z nazwą restauracji wraz z informacją o nadzwyczajnych promocjach zawisły wtedy w wielu miejscach miasta, z lampami oświetlenia ulicznego włącznie. Projekt okazał się być skuteczny i ściągnął na Błonia setki konsumentów. - Obecnie większość naszych klientów stanowią gości hotelowi - mówi menedżer hotelu Mieszko Wolak. - Chcielibyśmy, aby częściej odwiedzali nas bielszczanie. Tradycyjny rodzinny obiad niedzielny może być nie tylko przygodą kulinarną, ale rodzajem wycieczki i wydarzenia kulturalnego.
 
Wnętrze lokalu jest niezwykle przestronne. Dawniej w budynku znajdowała się szwalnia. Teraz w pomieszczeniach stoją zabytkowe meble, a ściany zdobią oryginalne obrazy zakupione na giełdach duńskich i holenderskich. Imponuje troska właścicieli o każdy szczegół wyposażenia. Na każdym kroku czuć obecność gospodarza, który dostrzega niezauważalne przez innych usterki i dyskretnie je usuwa. Np. wkrótce wymieniona zostanie porcelana w restauracji. Nowa będzie utrzymana w bieli, gdyż obecna podobno nie dość dobrze eksponuje walory wizualne potraw.
 
Gra zmysłów nad koziną
 
W Wirtuozerii znajduje się ok.130 miejsc konsumpcyjnych. Dzięki niezależnym salom bankietowym można jednak w tym miejscu zorganizować raut dla 400 osób. Samotny stolik znajdzie też para kochanków, by w przy dźwiękach subtelnej muzyki oddać się grze zmysłów, która raduje tyleż oczy, co podniebienie. Karta dań jest nadspodziewanie bogata. W tej filharmonii smaków wyróżniają się potrawy kuchni śródziemnomorskiej oraz tradycyjne przysmaki polskie i regionalne. Lokal daje sobie radę z zamówieniami na... kozinę. Kozią ucztę dla kilku osób trzeba jednak wcześniej zamówić. Kucharz przyrządza pieczyste z łopatki lub udźca w sosie własnym.
 
Smakosze egzotycznych ryb za pół darmo powinni się pospieszyć. Do końca stycznia trwać będzie promocja wyszukanych potraw rybnych, których nie uświadczysz w żadnym innym bielskim lokalu. Moją uwagą zwróciły roladki z gładzicy ze szparagami i sosem rakowym (27 zł), stek z jesiotra (37 zł) oraz sum czerwony z grilla z borowikami (25 zł). W karcie znaleźć można tak oryginalne gatunki, jak piotrosz (24 zł), barwena (31 zł), diabeł morski (38 zł) i okoń nilowy (28 zł). Dla konserwatystów jest pstrąg, łosoś, sandacz i turbot. W lutym wszystkie te potrawy będą dwa razy droższe!
 
W dziale zimnych zakąsek egzotyka sąsiaduje z tradycją. Są śledzie w oleju (10 zł) i śmietanie (10 zł) oraz tatar (10 zł). Osobom znajdującym satysfakcję w poznawaniu nowych smaków kelner podaje roladki z pieczonej papryki z musem serowo-ziołowym i szynką parmeńska (18 zł). W zakąskach ciepłych króluje tradycja: wątróbka drobiowa z podgrzybkami (18 zł), móżdżek na grzance (12 zł) i borowiki na maśle (22 zł).

 
Rak skąpany w brandy
 
Z wizyty w Wirtuozerii ucieszą się szczególnie smakosze tradycyjnych polskich zup. Mają do wyboru barszcz z pasztecikiem lub kołdunami (9 zł), grzybową z ziemniakami (10 zł), rosół z makaronem (9 zł) i żurek (9 zł). Trzeba z tego zasobu korzystać, póki można. Przysmaki naszych mam powoli wychodzą z kart polskich lokali gastronomicznych, ustępując miejsca kremom z brokułów czy brukselki. W tej sytuacji znaczna część polskiej młodzieży jest przekonana, że zupę przyrządzić trzeba w szklance po herbacie, a otrzymuje się ją po zalaniu wrzątkiem proszku kupionego w hipermarkecie.
 
Po dłuższych studiach nad kartą, składam zamówienie. Dla pobudzenia apetytu decyduję się na zimną zakąskę w postaci koktajlu z raków (18 zł). Wprawdzie kelner przyznaje, że są to raki hodowlane, lecz przekonuje mnie do nich argumentacja, że wyrosły w polskich stawach. Po chwili okazuje się, że trafiłem w dziesiątkę! W wysokim szkle otrzymuję dobrze skonstruowaną potrawę, w której główne role przypadły mięsku raka oraz pomarańczy. Wymienione kąpią się zgodnie w sosie z udziałem brandy.
 
Gdy otrzymuję zamówioną zupę, nie mam wątpliwości, że popełniłem błąd. Zupa pellati z kluseczkami mięsno-orzechowymi (12 zł) powinna być klasyczną pomidorówką w stylu włoskim. Niestety, ciecz w Wirtuozerii przypomina podgrzany przecier pomidorowy zaprawiony czosnkiem. Brak w nim jakichkolwiek ziół, które w kuchni włoskiej służą do dwóch równie ważnych celów: poprawiają smak i wygląd potrawy.
 
Za to pieczeń jagnięca w sosie kurkowo-tymiankowym (39 zł) - marzenie. Potrawa podawana jest z ziemniakami gotowanymi oraz sałatką z ogórka kiszonego. Krucha jagnięcina z łatwością daje się dzielić nożem i widelcem, po czym rozpływa się w ustach pozostawiając po sobie uczucie niedosytu, które może zrównoważyć tylko następny kęs. Sos zbudowany jest na bazie dużych grzybów przyrządzonych al dente. Do tego smakołyku kelner poleca łyk australijskiego Nottage Hill Chardonnay. Jest to białe wino wytrawne z posmakiem owoców cytrusowych i melona.
 
Dla dorosłych i dla dzieci
 
Podobnej miary radość spotyka mnie nad talerzem z kaczką trybowaną pieczoną z owocami (45 zł). Obok mięsa z soczystą i chrupiąca pod zębami skórką cieszą oko pieczone ziemniaczki podane w towarzystwie marynowanych buraczków wielkości przepiórczego jaja. Przy takim posiłku można biesiadować przez długie godziny! Szczególnie, jeśli urozmaica go lampka dobrze skomponowanego wina. Mnie podano chilijskie Agustinos Carmenere Reserva - miękkie czerwone wino wytrawne z wyczuwalnymi delikatnymi nutami czekoladowo-pieprzowymi.
 
Restauracja na Błoniach posiada spory wybór owoców morza. Mnie zaintrygowały małże: w rosole (30 zł), św. Jakuba w migdałach (40 zł) i nowozelandzkie zapiekane ze szpinakiem i parmezanem (35 zł). Rodzina z małymi dziećmi nie musi w Wirtuozerii dzielić porcji na części. W karcie odnaleźć można dania dla dzieci, m.in. kotlet drobiowy z frytkami, medaliony cielęce i udko z kurczaka.
 
W lokalu odbywają się przyjęcia komunijne, wesela i inne imprezy okolicznościowe. Obłożenie jest duże - salę rezerwować trzeba z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. W trzech pomieszczeniach można zorganizować konferencję łącznie dla 600 osób. Przez cały rok w piątki odbywają się tradycyjne dancingi z muzyką na żywo, a zimą - kuligi i ogniska z kapelą góralską.
 
Restauracja Wirtuozeria - Bielsko-Biała, ul. Pocztowa 39. Czynne codziennie w godz.11 - 23 lub do ostatniego klienta.
 
Robert Kowal
 
Recenzje z innych bielskich restauracji czytaj w zakładce: Bielsko-Biała na talerzu.