Ostatnia przed Sylwestrem sesja Rady Miejskiej ujawniła emocje, jakich dawno nie było w tym dostojnym miejscu. W tle głosowania nad budżetem miasta na rok 2011 można było dostrzec symptomy konfliktu między radną Staniszewską i prezydentem Krywultem. Między starymi i nowymi radnymi zarysował się podział o sposób wypełniania mandatu. Czy szykują się zmiany w sposobie uprawiania polityki w bielskim ratuszu?
 
 - Porządek obrad sugeruje, że mamy po prostu głosować nad kolejnymi uchwałami. Czy będzie jakieś miejsce na debatę? - zapytała na wstępie Grażyna Staniszewska. Był to początek dyskusji, która pod koniec sesji rozgrzała wszystkich na dobre, wciągając kolejnych radnych. Aby udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr, Staniszewska poprosiła prezydenta o omówienie szczegółów każdej kolejnej uchwały, która miała być poddana pod głosowanie. - Będę próbowała domagać się uzasadnienia do wszystkich kolumn cyfr. Każdy radny ma do tego prawo i każdy mieszkaniec też. Ja oczekuję uzasadnienia każdej kwoty. 
 
Nie szanują czasu?
 
Nie wszystkim radnym pomysł koleżanki przypadł do gustu. - Te sprawy omawiane są na posiedzeniach stałych komisji - mówił nieco zniecierpliwiony Marek Podolski. Wtórował mu radny Adam Ruśniak - Podzielam zdanie radnego Podolskiego, szanujmy swój czas

Mimo nieprzychylnych głosów i dającej się wyczuć napiętej atmosfery obrad, Staniszewska próbowała wyjaśnić radnym swoje stanowisko. - Sesje nie są tylko dla nas, ale też dla mieszkańców. A oni po odczytaniu tytułu danej uchwały nie mogą wiedzieć, co się pod tym kryje. Była europosłanka tłumaczyła, że zwyczajowo uzasadnienia odczytywane są w miejscach, w których omawiane są sprawy publiczne - np. w sądzie czy w Sejmie. - Obowiązuje nas zasada jawności. To jest w interesie wyborców, nie moim - bo ja wiem co znajduje się w tych uchwałach - żebyśmy podejmowali wszystkie decyzje w sposób maksymalnie jawny.

Na sali znaleźli sie także inni rajcy, którzy identyfikują się z argumentacją koleżanki i nie bali się powiedzieć, że podzielają jej zdanie. - Zadając na komisjach pytania, otrzymałem jakieś wyjaśnienia, ale nadal nie wszystko było dla mnie jasne - podkreślał Adam Wolak i prawdopodobnie odwołując się do słów Ruśniaka kontynuował: - Nie jesteśmy w pociągu pospiesznym. Powinniśmy debacie poświęcić trochę więcej swojego czasu. Grażyna Staniszewska znalazła też sojusznika w osobie Józefa Łopatki, który zaapelował do radnych o bardziej przemyślane opinie.
 
Dla osób postronnych wyglądało to trochę tak, jakby radni poprzednich kadencji - przyzwyczajeni do dotychczasowego rytmu sesji - bali się, że będą musieli odsiedzieć na obradach nieco dłużej. Nowi natomiast nie chcą „odklepywania” kolejnych uchwał bez zbędnych ceregieli i szczegółowych pytań. Rozpoczęli wypełnianie swojego mandatu z nową energią do działania. Nie boją się poświęcić sprawom miejskim tyle czasu, ile potrzeba. Chcą, aby także mieszkańcy wiedzieli, o czym radni rozmawiają na sesjach.
 
Młodzi nie nadążają?
 
Kiedy emocje opadły, zapytaliśmy przedstawicieli dwóch sprzecznych ze sobą filozofii wypełniania mandatu, jak oceniają wymianę poglądów podczas tej gorącej sesji i czy może ona być zwiastunem jakichś radykalnych zmian w sposobie procedowania spraw publicznych w Ratuszu?
 
 - Być może niektórzy są zniecierpliwieni, że muszą drugi raz słuchać tego samego, ale trzeba pamietać, że nie wszyscy radni są we wszystkich komisjach - tłumaczy Adam Wolak. - Poza tym, Rada Miejska nie jest dla radnych czy prezydenta, lecz dla mieszkańców. Więc nawet, jeśli mamy poświęcić więcej swojego czasu, to on się mieszkańcom należy. Ograniczanie się do odczytywania kolejnych uchwał i głosowanie nad nim, to niewątpliwie rzecz niesłużąca demokracji. Powinniśmy robić wszystko, żeby demokracja się rozwijała. 

Marka Podolskiego takie argumenty nie przekonują. W radzie pracuje kolejną kadencję i wie, co boli nowicjuszy. - Zawsze na początku nowi radni czują się zagubieni i nie nadążają - tłumaczy radny PO. Po prostu brakuje im doświadczenia. Zaznacza przy tym, że projekty budżetu czy planów zagospodarowania przestrzennego są zawsze omawiane na sesji. Ale według Podolskiego, 80 proc. uchwał dotyczy takich problemów, jak dzierżawa skrawka terenu lub sprzedaż z bonifikatą. Są to sprawy oczywiste, które omawiane są na posiedzeniach komisji. Nie ma więc sensu powtarzać debaty na sesji.


 - Poza tym, przy każdej uchwale jest pisemne uzasadnienie - wyjaśnia Podolski. Jego zdaniem, teoretycznie radny może wziąć udział w obradach każdej komisji, gdyż terminy są tak ułożone, aby się nie nakładały. - Nie przesadzajmy. Jeśli ktoś chce zaistnieć, może to robić w inny sensowny sposób, a nie przez przedłużanie sesji.
 
Konflikt osobisty
 
Prezydent Jacek Krywult nigdy nie ukrywał, że zamiast dyskutować, woli działać. Mimo to, na sesji wdał się w dość długą dyskusję z radną Staniszewską. Wymiana zdań między niedawnymi konkurentami do fotela prezydenta Bielska-Białej pokazała, że współpraca między nimi będzie bardzo trudna. To, co widzieliśmy podczas obrad wygląda na otwarty konflikt między Krywultem i Staniszewską.
 
Podczas dyskusji budżetowej była poseł i senator podkreślała, że aby dokonać rzetelnej oceny projektu uchwały potrzebne są dodatkowe informacje. Tych zaś nie udało jej sie uzyskać, gdyż komisja budżetowa nie wyraziła takiej chęci.
 
Na ostrą odpowiedź Krywulta nie trzeba było długo czekać. - Nie było pani u nas na sesji wiele lat i ma pani teraz kłopoty z dostosowaniem się do procedowania. Wszystko robimy zgodnie z przepisami, niczego nie ukrywamy. Wszystkie materiały są. Trzeba je po prostu przeczytać, a jak się czegoś nie wie, nie należy zrzucać winy na innych.
 
Dalsza wymiana zdań między obojgiem oponentów nie należała do szczególnie miłych, co skłoniło radną do interwencji u przewodniczącego Ryszarda Batyckiego. - Chciałam się zwrócić do pana, żeby nie pozwolił pan komentować moich kwalifikacji. Ja też to mogę zrobić wobec pana prezydenta, ale kultura mi na to nie pozwala. Proszę nie pozwalać na obrażanie radnych, mimo, że taka była praktyka w poprzedniej kadencji.
 
Drzemią na sesjach?
 
Nie trzeba było szczególnej przenikliwości, by zauważyć, że dyskusja ma charakter mocno osobisty. Zauważył to także radny Józef Łopatka. - Coś mi się wydaje, że debata zmierza w kierunku przepychanek. Dlatego zgłaszam wniosek formalny o zakończenie dyskusji.

Czy przedsylwestrowa sesja była początkiem końca stylu pracy bielskiej Rady Miejskiej, z jakim mieliśmy do czynienia w minionej kadencji? Czy od teraz - oprócz naciskania odpowiedniego przycisku i podnoszenia ręki - rajcy będą szczegółowo analizowali każdy punkt porządku dziennego obrad? Okaże się. Demokracja jest dla ludzi. Dotychczasowy sposób procedowania spraw publicznych przez radnych - często w zaciszu gabinetów - nie jest przyjazny dla wyborców, którzy są pozbawieni możliwości wglądu w przedmiot debaty. W tej sytuacji nie dziwią złośliwe komentarze naszych Czytelników, którzy uważają, że niektórzy radni... drzemią na sesjach.
 
Z drugiej strony wiadomo, że z gadania nic samo sie nie zrobi. Rozwiązaniem idealnym byłoby znalezienie złotego środka, lecz to zadanie zostawiamy już bielskim radnym.
 
Magdalena Dydo