Wybory przeszły do historii, rozdzielono stanowiska w ratuszu i z dnia na dzień wróciliśmy do szarej rzeczywistości. A ta - jak wynika z projektu budżetu Bielska-Białej na przyszły rok - będzie ciemniejsza niż w poprzedniej kadencji. Realizacja planów finansowych miasta nie jest możliwa bez zaciągania nowych kredytów. Pieniędzy w kasie będzie mniej ze względu na konieczność spłaty zobowiązań bankowych z lat 2009-2010.
 
Przyszłorocznym budżetem nowi bielscy radni zajmą się na ostatniej w tym roku sesji Rady Miejskiej, którą zwołano na 28 grudnia. Do tego czasu nad projektem uchwały budżetowej debatować będzie komisja budżetu, strategii i rozwoju gospodarczego. W obecnej kadencji kieruje nią Roman Matyja, który w poprzedniej dość często kontestował projekty finansowe prezydenta miasta. Wtedy szefem komisji był radny Marek Podolski (wcześniej Janusz Okrzesik) z klubu PO, która współrządziła miastem.
 
Radny Matyja protestuje, gdy jego ugrupowanie nazywane jest opozycyjnym. Szef klubu PiS podkreśla, że zawsze kierował się zdrowym rozsądkiem i teraz nie zamierza zmieniać swojej filozofii pełnienia mandatu. Jako przewodniczący komisji ma obowiązek starannego kierowania jej pracami, stąd jego wybór może tylko podnieść jakość prac nad budżetem. - Na ostatniej sesji prezydent Krywult apelował do radnych, aby utworzyli jeden wspólny klub pracujący dla dobra Bielska-Białej. Ciąży na nas odpowiedzialność za miasto, które musi się rozwijać.
 
Jak dotąd, komisja kierowana przez Matyję odbyła jedno posiedzenie poświęcone dyskusji nad projektem uchwały budżetowej. Do 28 grudnia zaplanowano jeszcze dwa spotkania w tej sprawie. Poproszony o osobistą opinię przewodniczący przyznaje, że analizował projekt przez trzy dni. W jego odczuciu, jest to „dobrze skonstruowany i optymalny budżet”.

 
Tymczasem autorzy projektu przyznają, że zbilansowanie dochodów i kosztów utrzymania miasta jest zadaniem coraz trudniejszym. Gmina wciąż odczuwa skutki kryzysu gospodarczego, który skutkuje niskimi wpływami z CIT. Samorząd ponosi koszta obniżenia progów podatkowych w PIT w 2009, podwyżek płac nauczycieli, zwolnień podatkowych na szczeblu centralnym czy wzrostu ceny mediów. O skali problemu świadczy fakt, że udziały w podatkach stanowią prawie 30 proc. dochodów budżetu miasta. W tej sytuacji coraz mniej środków pozostaje na rozwój Bielska-Białej.
 
Na poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej prezydent Jacek Krywult przyznał, że w przyszłym roku - i kolejnej kadencji samorządu - inwestycji będzie mniej. Biorąc jednak pod uwagę strukturę zaplanowanych wydatków, przyszłoroczny budżet mimo wszystko trzeba nazwać proinwestycyjnym. Na realizację tego rodzaju zadań Ratusz wyda co czwartą złotówkę, czyli prawie 185 mln zł.
 
W projekcie uchwały zapisano, że priorytet mają projekty współfinansowane z funduszy UE (m.in. przebudowa ulic Żywieckiej i Ks. Brzóski). - W obecnej, trudnej sytuacji nie jest możliwe uwzględnienie wszystkich bardzo ważnych i potrzebnych miastu zadań z uwagi na fakt, że budżet roku 2011 będzie obciążony kosztami wynikającymi z obsługi i spłaty zaciągniętych w roku 2010 i latach poprzednich kredytów i pożyczek - piszą autorzy projektu.
 
Ocenia się, że przyszłoroczny deficyt budżetowy wyniesie ponad 53 mln zł. Do tego dojdzie konieczność spłaty rat kredytów i pożyczek w kwocie ponad 30 mln zł. Źródłem pokrycia tego niedoboru w kasie miejskiej mają być kolejne kredyty i pożyczki w wysokości prawie 84 mln zł. Jak dotąd, zadłużenie miasta mieści się w dozwolonych granicach, lecz prognozy na kilka najbliższych lat są niewesołe. Pętla zmierza do limitów wyznaczonych ustawowo.
 
W poprzedniej kadencji klub PiS krytykował stopniowe zadłużanie miasta przez prezydenta. W obecnej Jacek Krywult może liczyć na wsparcie ze strony tego samego, choć nie takiego samego klubu (jest słabszy o dwóch radnych). Roman Matyja argumentuje, że przyszłoroczny budżet zakłada racjonalizowanie wydatków poprzez przesunięcie wielu zadań na lata następne oraz oszczędzanie na wydatkach i ciecie kosztów.
 
 - Nie będę się sprzeciwiał przyjęciu uchwały w formie zaproponowanej przez prezydenta - deklaruje polityk PiS.
 
Robert Kowal