- Dałem się nabrać na ładne ulotki - mówi jeden z naszych czytelników, który ponad dwa lata temu kupił kości pamięci do komputera. Z zakupu był zadowolony, póki... jedna z kości się nie zepsuła. - Nie przejąłem się tym, mimo że minęła już dwuletnia gwarancja udzielona mi przez sklep.
 
Pamiętałem bowiem, że producent udzielał na kości wieczystej gwarancji. Wymiana towaru na nowy wydawała się więc tylko kwestią złożenia reklamacji. - Niestety, okazało się, że nie mam jej komu złożyć - mówi czytelnik. Opowiadając swoją historię, chce przestrzec innych przed kupowaniem produktów nieznanych producentów. - Z dnia na dzień taki producent może zniknąć z rynku bez śladu, a klient zostaje bez pieniędzy, z bublem w ręku.
 
Mężczyzna zaznacza, że miał do wyboru kości kilku producentów, w tym wiodącego, którego produkty kupował wcześniej. Mimo iż ceny towarów były porównywalne, zdecydował się na nieznaną markę, bo sprzedawca zapewniał go, że choć to nowa, to jednak duża firma na rynku komputerowym. - Dowodem wysokiej jakości zachwalanego towaru miało być to, że producent oferował na niego wieczystą gwarancję.
 
Pierwsze zaskoczenie nastąpiło po odszukaniu opakowania po kościach. Oprócz krzykliwych napisów „wieczysta gwarancja” i zdjęć innych produktów, ulotka nie zawierała nic - ani adresu, ani numeru telefonu producenta. - Myślałem jeszcze, że adresy serwisów znajdę na stronie internetowej producenta, reklamowanej na ulotce. Okazało się jednak, że witryna... nie istnieje.

 
Również próba kontaktu ze sklepem, w którym mężczyzna kupił kości, spełzła na niczym, sklep bowiem już nie działał. Kontaktu z producentem próbował szukać przez inne sklepy komputerowe, w żadnym jednak - co potwierdziliśmy w rozmowach z kilkoma sprzedawcami - nie znano marki, której towar czytelnik kupił. - Jest to dziwne, bo marka była rozreklamowana i wiele ze sklepów jeszcze do niedawna miało jej produkty w sprzedaży - tłumaczy czytelnik. Dodaje, że za dwie kości zapłacił ponad trzysta złotych. Choć dziś ceny są niższe, nie zmienia to faktu, że po raz kolejny musi wydać pieniądze na coś, co miało mu służyć długo.
 
Irena Krzanowska, rzecznik konsumentów w Starostwie Powiatowym w Bielsku-Białej z dużą rezerwą podchodzi do wieczystych gwarancji. Nieraz już bowiem przyjmowała konsumentów, którzy - podobnie jak nasz czytelnik - mieli obiecanki na ulotkach i buble w domu.
 
 - Dotyczyło to różnych towarów, czasem bardzo drogich, na przykład materiałów budowlanych. Konsumenci mieli ulotki, na których widniały napisy o dziesięcioletniej lub jeszcze dłuższej gwarancji, a jednocześnie informację o dwuletniej gwarancji na dowodzie zakupu - twierdzi Irena Krzanowska.
 
Zna też przypadki, kiedy producent lub dystrybutor nie kwestionował prawa klienta do wieczystej gwarancji, ale nie uznawał reklamacji, argumentując, iż wada powstała z winy klienta. Tak było na przykład z patelnią, którą konsument kupił na pokazie. Przedstawiciel producenta zapewniał, że mimo iż firma jest na rynku nowa, to jednak oferuje towary rewelacyjnej jakości. Świadczyć o tym miała wieczysta gwarancja. Gdy jednak na patelni pojawiły się wybrzuszenia i powłoka zaczęła się łuszczyć, reklamacji klienta nie uznano.
 
O przypadku naszego czytelnika Irena Krzanowska mówi, że może on na własną rękę szukać następców gwaranta. Jeśli firma upadła, musiałby odnaleźć syndyka i u niego złożyć wniosek o zaspokojenie roszczeń. Rzecznik nie ukrywa jednak, że odszukanie następców gwaranta może być trudne i czasochłonne, o ile w ogóle możliwe. Bo jak znaleźć firmę, o której nikt nic nie wie? Nie wiadomo nawet, czy firma działała w Polsce, bo o tym nie przesądza ulotka w języku polskim.

Ewa Faber
(Kronika Beskidzka