9 listopada, na ostatniej w tej kadencji sesji Rady Miejskiej Bielska-Białej, jej wiceprzewodniczący, a jednocześnie dyrektor Szpitala Wojewódzkiego Ryszard Batycki przedstawił bulwersujące dane dotyczące szpitalnych kontraktów.
 
Zaczął od porównania sytuacji Bielska-Białej i powiatu bielskiego z sytuacją Częstochowy i powiatu częstochowskiego. Oba rejony uznał za zbliżone, gdyż w regionie bielskim mieszka 320 tysięcy mieszkańców, a w regionie częstochowskim - 373 tysiące. Tyle że w regionie bielskim z ogólnej wielkości kontraktów medycznych z NFZ na hospitalizację, 24 procent trafia do placówek niepublicznych, a w regionie częstochowskim tylko 17 procent.

Uwzględniając fakt, że prywatna służba zdrowia nie jest obciążona kosztownymi ostrymi dyżurami oraz - poza nielicznymi przypadkami - nie ponosi kosztów całodobowego zapewnienia opieki medycznej przez okrągły rok, taki rozdział środków sprawia, iż sytuacja finansowa publicznych szpitali jest bardzo trudna.
 
Jaskrawa nierówność
 
Ryszard Batycki podał też inny wymowny przykład, dotyczący chirurgii urazowo-ortopedycznej. Jedyny tego typu publiczny oddział znajduje się w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej, a jego roczny kontrakt to zaledwie 36 procent środków wydawanych w regionie bielskim na ten rodzaj hospitalizacji. Pozostałe 64 procent funduszy trafia do placówek prywatnych.
 
 - Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że oddziały niepubliczne nie dyżurują i praktycznie nie wykonują obowiązków w dni świąteczne, przez co mają znacznie niższe koszty działalności - mówił Ryszard Batycki wyjaśniając, że jedyny tego typu publiczny oddział szpitalny ma co roku niezapłacone nadwykonania. Bo dyżuruje i pracuje codziennie. I podał kolejne dane, na przykład dotyczące usług medycznych w zakresie hospitalizacji chirurgii ogólnej. Tu - jak mówił Ryszard Batycki - trzy publiczne szpitale w Bielsku-Białej i powiecie bielskim otrzymują 58 procent pieniędzy przeznaczonych łącznie na ten cel.
 
Z kolei placówki niepubliczne z tego finansowego tortu otrzymują aż 42 procent, chociaż nie mają ostrych dyżurów, nie przyjmują ciężkich przypadków, a w dodatku pacjentów z powikłaniami z prywatnego sektora medycznego musi przyjmować sektor publiczny. Dla porównania Ryszard Batycki dodał, że w Częstochowie i powiecie częstochowskim prywatne placówki medyczne otrzymują jedynie 8 procent funduszy przeznaczonych na potrzeby medyczne w zakresie chirurgii ogólnej.
 
Szef Szpitala Wojewódzkiego miał też inne ciekawe dane, jak choćby dotyczące hospitalizacji na oddziałach wewnętrzych. Na marginesie dodał, że ponieważ tego typu oddziały są niedochodowe, próżno szukać ich w niepublicznej służbie zdrowia i prowadzą je tylko szpitale publiczne. Ale w zależności od regionu pieniądze przeznaczone w kontraktach na tego typu opiekę medyczną są bardzo różne. I tak w Bielsku-Białej i powiecie bielskim na jednego mieszkańca wypada 34,38 zł. Z kolei w Żywcu jest to 63,49 zł na głowę, w Cieszynie 54,91 zł, w Pszczynie - 65,03 zł, a w Częstochowie i powiecie częstochowskim - 62,49 zł.

 
Wychodzi więc na to, że w innych częściach tego samego województwa na oddziały wewnętrzne na jednego mieszkańca idzie blisko dwa razy więcej pieniędzy niż w Bielsku-Białej i powiecie bielskim! Ryszard Batycki sytuację taką nazwał jaskrawą nierównością. Jego zdaniem nie jest to sytuacja wyjątkowa. Podobnie jest na przykład z oddziałami neurologicznymi. W regionie bielskim na jednego mieszkańca przypada tam rocznie 29,87 zł, a w regionie częstochowskim - 50,29 zł. Swoje wystąpienie wiceszef bielskich radnych zakończył apelem do bielskiego prezydenta, aby podjął działania, które zmienią rozpiętości i różnice w finansowaniu służby zdrowia w zależności od regionu.
 
Leczenie na pół gwizdka
 
Obecny na sesji podbeskidzki senator i lekarz Rafał Muchacki zwrócił z kolei uwagę na inny aspekt bielsko-częstochowskich porównań. Jego zdaniem lekarzy i pielęgniarek w obu regionach jest mniej więcej tyle samo. Skoro więc w regionie bielskim tak bardzo rozrośnięta jest prywatna służba zdrowia, skąd bierze ona fachową kadrę? Ano stąd, że lekarze i pielęgniarki pracują na etatach w publicznych szpitalach, a po godzinach dorabiają w niepublicznych placówkach medycznych.
 
Dorabiających na prywatnych fuchach medyków bronił radny Klaudiusz Komor, z zawodu lekarz. Twierdził, że po pierwsze, sale operacyjne w publicznych szpitalach popołudniami nie mogą pracować, a po drugie lekarze dorabiają w niepublicznych placówkach medycznych, bo zarobki u publicznego pracodawcy nie pozwalają im na normalne życie.
 
Prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult nie krył, że jego zdaniem poziom finansowania bielskich szpitali oraz nierówność publicznych i prywatnych podmiotów medycznych to skandal. I mówił, że choć miasto wyłożyło na remont podległego mu Szpitala Ogólnego ciężkie miliony, szpital pracuje dziś na pół gwizdka. Bo za leczenie ponad kontrakt nikt nie chce płacić, a kontrakt był chudziutki i skończył się.
 
 - Nasz szpital jest zadłużony tylko przez NFZ w Katowicach - grzmiał na sesji bielski prezydent. I oświadczył, że dane, które przygotował Ryszard Batycki, trafią wraz z odpowiednim pismem nie tylko do władz NFZ. Jacek Krywult zapowiedział, że polityką finansową śląskiego oddziału NFZ zainteresuje też organy kontrolne.

Sławomir Horowski (Kronika Beskidzka)