Od czterech lat pod koniec czerwca ulica 11 Listopada w Bielsku-Białej obchodzi swoje święto. Na bielszczan czeka wówczas mnóstwo atrakcji na całej długości tej spacerowej alei. Główny bielski deptak tętni życiem, a sklepikarze i restauratorzy cieszą się z dużych utargów. Obecni wtedy w naszym mieście przyjezdni zapewne sądzą, że jest to serce miasta i że tak wygląda to miejsce na co dzień. Bynajmniej.
 
W organizowanym w ub.r. przez magazyn turystyczny „Wasze Podróże” plebiscycie na najpopularniejszą ulicę w kraju bielski deptak zajął czwarte miejsce. Polacy uznali, że popularniejsze są tylko ulice Sienkiewicza w Kielcach, Świętojańska w Gdyni i Piotrkowska w Łodzi. Wyprzedził natomiast Długą w Gdańsku oraz Floriańską w Krakowie.
 
Jak poinformował nas sekretarz redakcji magazynu „Wasze Podróże” Dariusz Rostkowski, także w tegorocznej edycji plebiscytu ul. 11 Listopada wyprzedziła główne deptaki Krakowa i Warszawy. Choć dusza lokalnego patrioty cieszy się, to rozum nakazuje jedynie pogratulować bielszczanom mobilizacji, której najwidoczniej zabrakło mieszkańcom dwóch stolic Polski: starej i nowej.
 
Galerie pożerają klientów
 
O tym, że wyniki plebiscytów nie mają nic wspólnego z rzeczywistością najlepiej wiedzą właściciele sklepów przy ul. 11 Listopada. - Nie mamy szans w nierównej walce z centrami handlowymi. Kiedy wybudowano Sferę I, szybko odczuliśmy to na własnej kieszeni. Gdy dobudowano „dwójkę”, nie było już szoku, ale nasze przychody znów się obniżyły - podkreśla ekspedientka jednego ze sklepów odzieżowych.
 
Kiedy przed laty przeciętny mieszkaniec naszego miasta chciał kupić sobie nowe buty lub płaszcz, udawał się na poczciwy deptak. Obecnie część znajdujących się przy nim sklepików ma swoje stoiska w pobliskiej galerii handlowej. Ponieważ producent jest ten sam, to nie ma różnic w cenach. Odwiedziny w galerii są jednak okazją do „zaliczenia” kilku innych butików. W Sferze handlują przy tym do późnych godzin wieczornych, podczas gdy pojedyncze sklepy są zamykane popołudniu. Dlatego wiele osób przestało nawet zaglądać na ul. 11 Listopada.

 
Zakupowy moloch zabiera prawie wszystkich klientów, o czym można się przekonać także w DH Klimczok. Swego czasu był on prawdziwą potęgą i największą „galerią handlową” w mieście. Obecnie z dnia na dzień znikają z niego kolejne stoiska, a sprzedawcy pracujący na pozostałych nie chcą nawet rozmawiać z dziennikarzem i wymownie wskazują na puste miejsca, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu były lady pełne towaru.
 
Polowanie na babcie?
 
Zdaniem niektórych bielszczan, przyczyną zamierania życia na bielskim deptaku jest zakaz handlowania na tej ulicy. - Widziałam wczoraj, jak strażnicy wypisywali mandat starszej pani, która sprzedawała na moście kwiatki - nie ukrywa oburzenia pani Jadwiga, która mieszka w Bielsku-Białej od 40 lat. - Od kiedy pamiętam, ludzie handlowali na 11 Listopada i dlatego się tutaj przychodziło. Jeśli wszystkich stąd wygonią, to ulica zupełnie umrze.
 
Mirosław Tronkowski jest szefem strażników miejskich ledwie od kilku tygodni, lecz problem zna doskonale. - Żal mi tych starszych ludzi, którzy na 11 Listopada sprzedają kwiatki czy owoce. Ale proszę zrozumieć najemców sąsiednich sklepów. Osoby handlujące na ulicy są dla nich nieczystą konkurencją. Mogą oferować klientom niższe ceny, bo nie muszą płacić za wynajem i odprowadzać podatków.
 
Komendant nie ukrywa, że sytuacja jest patowa i zawsze ktoś będzie niezadowolony. Starsze panie siedzące cały dzień w deszczu ze swoim lichym asortymentem wzbudzają litość strażników i przechodniów. Nie jest jednak tajemnicą, że po zakończeniu „zmiany” po handlarki przyjeżdżają kosztownymi autami ich „pracodawcy”. Przepisy prawa są jednoznaczne i nakazują strażnikom stanowczość w takich sytuacjach. Tronkowski tłumaczy, że czasem są to zwykłe upomnienia, innym zaś razem - mandaty. Zdarza się – jeśli sprzedawca jest uparty i codziennie wraca na swoje „stanowisko” pracy - że sprawa trafia do sądu. Ostatnio zapadł nawet wyrok kilku dni aresztu.
 
Tranzyt przez 11 Listopada
 
Ulica wymiera zupełnie ok. godz. 17-18, kiedy zamykane są wszystkie sklepiki. Przy brzydkiej pogodzie trzeba mieć dużo szczęścia, aby idąc deptakiem spotkać na swojej drodze inną żywą duszę. W ciepłe wieczory przechodniów jest trochę więcej, ale głównie dlatego, że deptak stanowi drogę „tranzytową” między kilkoma lokalami najchętniej odwiedzanymi przez młodzież.
 
Magdalena Dydo