W boksie zakochał się jako czterolatek. Później walczył z Laszlo Pappem i Mahammadem Ali. W Polsce został wybrany najlepszym pięściarzem wszechczasów. Dziś jest już pradziadkiem, ale nadal żywo interesuje się sportem.
 
Zbigniew Pietrzykowski urodził się 4 października 1934 roku w Bestwince. Pierwszą walkę bokserską oglądał jako czterolatek i wnet zakochał się w boksie. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Tuż po wojnie, w ringu nieźle radził sobie jego starszy brat, Wiktor. Pan Zbigniew był jego gorącym kibicem i kiedy brat wygrał pierwsze poważne starcie z silnym rywalem, wypalił do Wiktora: - Gdybym wygrał walkę z takim przeciwnikiem jak ty, to chyba bym oszalał ze szczęścia.
 
Uwięziony przez system
 
Rozpoczynając karierę pod skrzydłami Ernesta Redemachera, Pietrzykowski został od razu rzucony na głęboką wodę. - Moim pierwszym przeciwnikiem był bardzo silny zawodnik, którego nazwiska jednak nie pamiętam. Dosyć łatwo go pokonałem i poczułem się bardzo pewnie - opowiada bielski pięściarz. - Ta pewność siebie zgubiła mnie w kolejnej walce, którą przegrałem. Była to dla mnie sroga nauczka. Ale szybko wyciągnąłem z niej wnioski. Od tamtej pory do każdego przeciwnika podchodziłem z dużym respektem.
 
Pierwszą poważną imprezą „Piskorza” - jak ochrzcił go legendarny trener Feliks Stamm - były mistrzostwa Śląska. Bracia Pietrzykowscy wygrali wówczas rywalizację w swoich kategoriach wagowych. Potem kariera pana Zbigniewa rozwinęła się w błyskawicznym tempie. Łącznie na amatorskim ringu stoczył 350 walk, z których 334 wygrał (220 przed czasem), dwie zremisował i 14 przegrał. W reprezentacji kraju stoczył 44 walki, przegrywając zaledwie dwukrotnie. W ligowych potyczkach był niepokonany.
 
Pietrzykowski zdobył aż 14 tytułów mistrza Polski. Ten jego rekord wyrównał dopiero w 2005 roku Andrzej Rżany. Przez niemal całą karierę związany był z klubem BBTS Bielsko-Biała, z niewielką przerwą na występy w warszawskiej Legii. - W Bielsku-Białej był stabilny klub, który gwarantował mi rozwój i sukcesy. Dlatego też nawet przez chwilę nie myślałem o opuszczeniu tego miasta.
 
Legendy ringu
 
Pan Zbigniew ma na swoim koncie mnóstwo osiągnięć i nie sposób je wszystkie wyliczyć. Za najważniejsze trzeba uznać trzy medale olimpijskie (dwa brązowe i jeden srebrny) oraz pięć krążków mistrzostw Europy (cztery złote i brąz). Warto dodać, że sukcesy osiągał w trzech różnych kategoriach wagowych: lekkośredniej, średniej i półciężkiej. Obfitująca w triumfy kariera Pietrzykowskiego dobiegła końca w 1968 roku.
 
Bielski bokser spotkał na swojej drodze wielu wybitnych rywali. Pietrzykowski mierzył się z takimi tuzami ringu, jak Casiuss Clay vel Muhhamad Ali, Bruce Wells czy Laszlo Papp. Szczególnie zacięte bitwy toczył z legendarnym Pappem. Tylko jemu udało się znokautować Węgra, który jako jedyny bokser z bloku wschodniego dostąpił wówczas zaszczytu walki na zawodowych ringach.
 
Zmagania z zawodowcami nie były jednak pisane Pietrzykowskiemu. - W moich czasach mogłem tylko pomarzyć o boksie zawodowym. Wiedzieliśmy, że będziemy tak długo wykorzystywani na ringu przez reprezentację Polski, jak długo będziemy w stanie walczyć na wysokim poziomie. Nikt z nas nie łudził się nawet perspektywą zawodowstwa. A ja i moi koledzy mieliśmy spore predyspozycje, aby zaistnieć na ringu zawodowym.
 
Bokser z klasą
 
Wicemistrz olimpijski z Rzymu potrafił zwyciężać z klasą. Dlatego z czasem przylgnął do niego przydomek „dżentelmen ringu”. - Nie sprawiało mi satysfakcji pastwienie się nad słabszym przeciwnikiem. Poza tym wielu z nich było moimi sparingpartnerami i szkoda było mi robić im krzywdę - uśmiecha się pan Zbigniew. - A byli potrzebni, bo w karierze dostałem około 100 walkowerów. Często bywało tak, że tuż po rozpoczęciu walki na ringu lądował ręcznik rywala.
 
Receptą na sukcesy była dla Pietrzykowskiego niezłomna wiara we własne umiejętności i pewność siebie. - W boksie ważne jest, aby dbać o swoje zdrowie. Jeżeli wychodzi się na ring, to trzeba mieć pewność, że przeciwnik nie odbierze ci zdrowia. Ja nie miałem zbyt wielu rywali, którzy sprawiali mi kłopoty. Dlatego mogłem stoczyć te 350 walk.
 
Bielski mistrz ringu zapytany kim byłby, jeżeli nie powiodłoby mu się w tym fachu, zawahał się przez chwilę. Po kilku sekundach zastanowienia odpowiedział: - Uchodziłem za sprawnego fizycznie młodzieńca i na tle swoich rówieśników wyróżniałem się w każdej dyscyplinie sportowej. Tak się złożyło, że zakotwiczyłem w boksie, ale pewnie gdybym nie uprawiał pięściarstwa, to i tak zostałbym sportowcem.
 
Podwórkowe bitki z przymrużeniem oka
 
We współczesnym polskim boksie panuje posucha. Pan Zbigniew uważa, że osoby uprawiające tę dyscyplinę prezentują dziś niższy poziom niż zawodnicy za jego czasów. Także poziom umiejętności poszczególnych pięściarzy jest bardzo zróżnicowany. - Spotyka się zawodników, którzy są kiepsko wyszkoleni technicznie i wydawałoby się, że na ring trafili przypadkiem - podkreśla Pietrzykowski.

 
Najlepszy polski pięściarz wszechczasów nie ma nadziei na odbudowę potęgi naszego boksu. Poza brakiem pieniędzy i niechęcią młodzieży do tej dyscypliny sportu, problemem jest deficyt właściwej myśli szkoleniowej i nie przekazywanie doświadczeń pokoleniowych. Podobnego zdania jest Jerzy Kulej, który wraz z wnuczką „Papy” Stamma założył fundację wspierającą młodych bokserów, a jednocześnie promującą stare i sprawdzone metody szkoleniowe. - Jurek może mieć rację. Dawne sukcesy nie wzięły się znikąd. Można wykorzystywać również doświadczenia polskich bokserów zawodowych, którzy też już zdążyli coś osiągnąć.
 
„Piskorz” z uwagą śledzi poczynania Tomasza Adamka. Waga półciężka, w jakiej wcześniej toczył pojedynki góral z Gilowic wydaje się być bardziej wymagająca niż ciężka, do której niedawno się przeniósł. Lżejsi zawodnicy są szybsi i zwinniejsi. W wadze średniej jest zdecydowanie więcej zawodników prezentujących wysoki poziom. - W ciężkiej łatwiej zaistnieć, ale z drugiej strony każdy cios ma tam swoją wagę. Dlatego można dotkliwie przegrać kilka walk i szybko zawiesić rękawice na kołku.
 
Szermierka na pięści odchodzi w cień innych sportów walki, jak choćby MMA. Jak legendarny pięściarz ocenia te nowe formy widowisk sportowych?- Walki tego rodzaju wyglądają często jak zwykła podwórkowa bitka. Nie mniej jednak czasami spotyka się tam zawodników o bardzo wysokich umiejętnościach.
 
Pietrzykowski jest już pradziadkiem. Trzej jego wnukowie mieszkają w Austrii. Żaden z nich nie odziedziczył po dziadku talentu pięściarskiego. Jeden studiuje we Wrocławiu, gdzie gra w uniwersyteckiej drużynie… futbolu amerykańskiego.
 
Paweł Hetnał