W sobotnie popołudnie na małej scenie Teatru Polskiego odbyła się premiera spektaklu pt. Do pary?! Było to przedstawienie w ramach „Sceny Inicjatyw Aktorskich”, z którego mają prawo być zadowoleni zarówno jego twórcy, jak dyrekcja teatru. Problem jednak w tym, że jedni i drudzy pracują dla publiczności, a jej łaska wiadomo na jakim koniu jeździ.
 
Od lat w repertuarze Teatru Polskiego sporo jest widowisk muzycznych. Na tego rodzaju inicjatywy łaskawym okiem spogląda dyrektor Robert Talarczyk, który sam nie stroni od reżyserowania spektakli śpiewanych. W ramach „Sceny Inicjatyw Aktorskich” bielscy aktorzy interpretowali już piosenki Osieckiej i Cohena. Wyszło wtedy nieźle, więc dlaczego teraz miałoby się nie udać?
 
Spektakl rozpoczyna się od krótkiej impresji filmowej. Na ekranie widzimy parę hippiesów, która baraszkuje na łące. W tle słychać ścieżkę dźwiękową do piosenki z repertuaru Urszuli - Dmuchawce, latawce, wiatr. Dziewczyna jest świeża, opalona. Wygląd jej korpulentnego amanta prowokuje śmiechy na widowni.
 
Rachityczna scenografia składa się ze sfatygowanego stołu i przewróconego krzesła, które wypożyczono chyba z kawiarnianego ogródka. Jest lodówka, pełniąca także role szafy garderobianej i drzwi na scenę. Jako pierwsza pojawia się na niej Kobieta grana przez Katarzynę Skrzypek. Jej premierowe, pełne pasji zdanie zdradza, że spektakl nie będzie sielanką podobną do tej, którą oglądaliśmy na wstępie. „A żeby cię k... pogieło!!!” - krzyczy aktorka w kierunku nieobecnego partnera, któremu zarzuca, że wraz z kolegami złośliwie zużywa papier toaletowy.
 
Później jest popisowa partia pani Skrzypek. Śpiewa piosenkę „Proszę sądu” Agnieszki Osieckiej z repertuaru Maryli Rodowicz. Na jej płycie Łatwopalni znajduje się kilka utworów, które mogą ilustrować klimat panujący w domu na małej scenie Teatru Polskiego. Aktorka sprawnie śpiewa i jeszcze lepiej gra ciałem. Pomaga jej świetna, oszczędna pod względem stosowanego instrumentarium, aranżacja muzyki, za którą odpowiada Krzysztof Maciejowski. Wykonują ją Eugeniusz Kubat na kontrabasie i gitarze basowej oraz Zbigniew Bałdys na gitarze jazzowej.

 
Na scenę wchodzi znany już z ekranu korpulentny Mężczyzna, którego gra Tomasz Lorek. Monolog faceta powracającego do domu po ciężkim dniu jest pełen goryczy i pretensji do partnerki, do życia w ogóle. Lorek śpiewa, lecz od absolwenta Akademii Muzycznej - który w dodatku z wyróżnieniem ukończył klasę śpiewu solowego - można wymagać więcej. Mnie w tym repertuarze pan Tomasz nie przekonał. Jego kwestie wywołują śmiech na widowni, którą na przedstawieniu premierowym wypełniła m.in. grupa koleżanek i kolegów z teatru. Wierzę, że pan Tomasz jest znakomitym kompanem i potrafi rozruszać każdą imprezę towarzyską.
 
Katarzyna Skrzypek i Tomasz Lorek śpiewają piosenki Osieckiej, Jonasza Kofty, Jeremiego Przybory, Seweryna Krajewskiego, Zbigniewa Hołdysa. Aktorzy rozmawiają ze sobą, używając słów przebrzmiałych szlagierów - np. Tańcz głupia grupy Lady Pank oraz Idź precz! z repertuaru zespołu Perfect. Są chwile, gdy swój stosunek do partnera wyrażają prozą Jerzego Pilcha i Rolanda Topora. Na ekranie widzimy fragmenty telewizyjnych spotów reklamowych, a na scenie - obłoki sztucznego dymu i deszcz konfetti.
 
W życiu codziennym co krok spotykamy podobne pary, które przeżyły ze sobą wiele lat. Ich dawna miłość wypaczyła się razem z butami, w których szli do ślubu. Najpierw kochali się niczym kwiatki na łące, aby po latach pod jednym dachem życzyć sobie nawzajem śmierci po wymyślnych torturach. Widujemy ich w blokowiskach, gdy wychodzą ze swoich ciasnych mieszkań. Znacznie częściej przez ścianki z dykty słyszymy, jak rzucają mięsem podczas kłótni o byle co. Ona - zadbana, jeszcze atrakcyjna trzydziestoparolatka po przejściach. On - jej rówieśnik z piwnym brzuszkiem, którego najczęściej spotkać można w kapciach przed telewizorem lub w okolicach lodówki.
 
 - To dobry spektakl - powiedział nam w chwilę po premierze Robert Talarczyk. - Podobała mi się ciekawa, nowatorska interpretacja znanych piosenek. Słowa uznania należą się Mariuszowi Kiljanowi, który uporządkował pomysł dwojga aktorów. Jako dyrektor teatru jestem zadowolony z ich inicjatywy. Aktorzy zagrali to, co chcieli, a ja mam przedstawienie za darmo.
 
Widowisko muzyczne Kiljana, Skrzypek i Lorka jest w sumie udaną, 70-minutową opowieścią o więdnięciu uczucia jednego człowieka względem drugiego wraz z nim samym. „Do pary?!” polecam wszystkim paniom, które w okolicach swego dorocznego święta podsumowują związek z partnerem. Spektakl w Teatrze Polskim, to swego rodzaju memento. Uświadamia, co może się stać, jeśli pozostawimy naszą miłość samą sobie zapominając, że trzeba się o nią troszczyć, aby nie umarła.
 
                                                                                             Robert Kowal