Od kilku dni bielscy strażnicy miejscy mają - podobnie, jak ich koleżanki i koledzy w całej Polsce - dodatkowe uprawnienia. Mogą m.in. przeszukać nasz bagaż i… porazić nas prądem. Te dodatkowe kompetencje wzbudzają wiele kontrowersji. Komendant bielskich strażników zapewnia jednak, że nowe uprawnienia nie będą nadużywane. Znowelizowane przepisy mają jedynie umożliwić jego podwładnym sprawne wykonywanie obowiązków służbowych.
Najogólniej rzecz biorąc, strażnicy miejscy w naszym kraju nie cieszą się najlepszą opinią. Znaczna część Polaków uważa, że jedyne co potrafią, to zakładać blokady na koła, a kiedy już są potrzebni, to nigdy ich nie ma albo nic nie mogą zrobić. Teraz, kiedy w końcu będą mogli zrobić nieco więcej, pojawiają się głosy, że wyposażono ich w zbyt dużą władzę, której mogą nadużywać. 
Komendant Straży Miejskiej w Bielsku-Białej Andrzej Grzegorzek ripostuje, że wcale nie zależy mu na dodatkowych obowiązkach. Bielscy strażnicy mają ich bowiem pod dostatkiem i chcą je wypełniać jak najlepiej. Wprowadzone ostatnio przepisy mają strażnikom rozwiązać ręce w tych sytuacjach, w których dotychczas byli niemal bezradni.
 - Wcale nie dostaliśmy tak dużo. Pierwotny projekt ustawy był znacznie szerszy.  Niewątpliwie, przyda nam się możliwość dokonywania kontroli osobistej oraz bagażu. W ten sposób będziemy mogli pomóc policji w znalezieniu złodzieja lub osoby posiadającej przy sobie narkotyki. Zaznaczyć należy jednak, że muszą zaistnieć rzeczywiste przesłanki do tego, aby strażnik podjął takie działania. Każdorazowo będzie musiał je udokumentować.
Policja się cieszy
Zapytaliśmy rzeczniczkę Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej o to, co sądzą policjanci o szerszych uprawnieniach ich kolegów ze straży. - Przede wszystkim nie jesteśmy od oceniania ustaw, ale od wykonywania zawartych w nich ustaleń - odpowiedziała dyplomatycznie podkom. Elwira Jurasz.. - Myślę jednak, że dobrze się stało. Ze Strażą Miejską współpracujemy „od zawsze” .
Obecnie w zasobach bielskiej straży znajduje się dziesięć paralizatorów. Przed świętami Bożego Narodzenia 15 funkcjonariuszy przeszło odpowiednie przeszkolenie i na razie wyłącznie oni będą mogli używać tego „arsenału”. Podczas zajęć poznali nie tylko zasady działania paralizatora, lecz także metody pomocy osobie, wobec której zastosowano ten środek przymusu bezpośredniego. Jeden z bielskich strażników zaliczył nawet kurs instruktorski i sukcesywnie będzie szkolił swoich kolegów z komendy.
 - Zakupione przez nas paralizatory wyposażone są w specjalne kartridże. Działają na zasadzie strzałów, co oznacza, że nie musi dojść do bezpośredniego kontaktu osoby zatrzymanej z urządzeniem, ale można nim „strzelać” na odległość. W zależności od zachowania podejrzanego, można też decydować, jak długo paralizator będzie na niego oddziaływał – tłumaczy szef bielskich strażników. – Uczestników kursu uczono, z jakiej odległości i w jakie miejsca na ciele można strzelać. Wiem, że ta metoda wzbudza wiele kontrowersji, zwłaszcza w przypadku osób np. z rozrusznikiem serca. Ale pamiętajmy, że paralizatory będą stosowane wyłącznie w ściśle uzasadnionych przypadkach.  
Strażnicy - tajniacy
Ustawa uprawnia też strażników do kontroli drogowej za pomocą fotoradarów. Teoretycznie takie prawo mieli już od jakiegoś czasu, lecz dotychczasowe przepisy okazały się być niezgodne z konstytucją. Ustawodawca naprawił błędy formalne, ale mimo tego bielscy strażnicy nie zamierzają „suszyć” kierowców. Po prostu nie dysponują własnym sprzętem i nie będą też go pożyczali od policji. Jak podkreśla komendant SM, drogówka doskonale sobie radzi z tymi zadaniami.
Według Grzegorzka, ustawa idzie w dobrym kierunku, lecz sporo jej jeszcze brakuje. Przede wszystkim - możliwości patrolowania miasta w ubraniu cywilnym. – Teraz strażnika miejskiego poznać z daleka po odblaskowej kurtce i charakterystycznej czapce. Nawet jeśli ktoś spożywa alkohol w miejscu publicznym albo ma co innego na sumieniu, to zdąży uciec przed funkcjonariuszami. W cywilnych ubraniach można by było kontrolować puby, w których nieraz osobom nieletnim sprzedaje się alkohol.
Od blisko trzech lat bielscy strażnicy poruszają się nieoznakowanym samochodem. Dzięki takiemu „kamuflażowi” udaje im się zaskoczyć i ukarać część sprawców wykroczeń.
Wielki Brat patrzy
Korzystając z okazji, zapytaliśmy najważniejszego z bielskich strażników o to, jak sprawuje się system monitoringu wprowadzony ostatnio na os. Karpackim i jakie są dalsze plany związane z funkcjonowaniem tego systemu prewencji.
 - Obecnie jesteśmy jeszcze na etapie testowania kamer. To pierwszy etap wychodzenia z monitoringiem poza centrum. Długoterminowy plan jest taki, aby wszystkie bielskie osiedla wyposażyć w podobny sprzęt. Podczas świąt, które ogólnie były dość spokojne, nie zanotowaliśmy żadnych przestępstw czy wykroczeń. Niewykluczone, że to zasługa monitoringu. Obawiając się identyfikacji, chuligani wolą nie rozrabiać pod czujnym okiem kamer.
Grzegorzkowi marzy się, żeby do akcji monitorowania osiedli przyłączyli się mieszkańcy. Największa i najkosztowniejsza część przedsięwzięcia – czyli zamontowanie całego systemu i instalacja światłowodów – została wykonana. Poprzez składki lub szukanie sponsorów bielszczanie mogliby sami zadbać o pozyskanie środków potrzebnych na zakup kolejnych kamer.
                                                                                                                  Magdalena Dydo