Często podkreśla, że jego sukces, to tak naprawdę sukces całego zespołu - od pilota poczynając, na mechanikach kończąc. Tomasz Porębski urodził się i mieszka w Bielsku-Białej. Ze stolicą Podbeskidzia związany jest tak bardzo, że cierpi musząc jeździć swoją „C-dwójką” na rejestracji SBI. W drugi weekend października został mistrzem Polski w dwóch klasach rajdowych. Załoga Tomków Porębskiego i Spurka sponsorowana jest przez spółkę WizjaNet.
 
Rozmowa z podwójnym rajdowym mistrzem Polski, Tomaszem Porębskim
 
Czy po ostatnim wielkim sukcesie cierpisz na nadmiar sympatii okazywanej przez fanki?
 
 - Nie (śmiech). Rajdy samochodowe nie są w naszym kraju szczególnie popularnym sportem wśród kobiet. Poza tym jeździmy w kaskach, więc podobnie jak skoczków, trudno nas bez nich rozpoznać.
 
Gdzie leży źródło Waszego sukcesu?
 
 - Hm. W dobrej współpracy zespołu i niezawodności naszego Citroena. Wbrew pozorom, rajdowa załoga jest jak drużyna piłkarska. Każdy jej członek przyczynia się do sukcesu albo porażki. U nas świetnie spisał się zespół mechaników. Podczas całego sezonu auto prawie nas nie zawodziło. 
 
Na czym polega zadanie pilota? Może ja mogłabym być Twoim pilotem? W końcu do tego wystarczy umieć czytać zapisane na kartce polecenia...
 
 - No, nie do końca (śmiech). W zasadzie od pilota zależy powodzenie rajdu. Kierowca wykonuje jego polecenia. Przy dużych prędkościach i często trudnych warunkach, nie byłbym w stanie przejechać trasy na pamięć czy po prostu na bieżąco przekonywać się, co kryje się za kolejnym zakrętem. Pilotowanie, to wcale nie jest taka prosta sprawa. Pilot nie ma czasu, żeby patrzeć na trasę i podglądać na kartce co teraz nastąpi. Musi czuć, który zakręt właśnie pokonuje jego samochód i odpowiednio wcześniej - ale też nie za szybko - informować kierowcę o manewrach, które trzeba wykonać. Właściwie całą trasę przejeżdża ze wzrokiem wlepionym w kartkę.
 
Czy to znaczy, że jeśli pilot powie Ci, że za tym wzniesieniem jest zakręt w lewo, a w rzeczywistości jest w prawo, to polecicie na drzewo albo do rowu?
 
 - Dokładnie. Błędy pilota kończą się zazwyczaj wypadnięciem z trasy. Przy takich prędkościach, z jakimi czasem się poruszamy, nie ma czasu na korekty.
 
Zdani na łaskę sponsorów
 
Rajdy, to droga zabawa, którą fundują sponsorzy. Czy kryzys wpłynął także na sektor rajdowy?
 
 - Rzeczywiście, kryzys uderzył w światowy sport motorowy. Na szczęście, nasza załoga nie może narzekać, m.in. dzięki współpracy ze spółką WizjaNet, która wspiera nas od 2003 roku.

 
Z rajdów da się żyć? Czy też jest to jedynie kosztowne hobby?
 
 - Zdarzało się, że w trakcie sezonu dokładaliśmy z Tomkiem ze swoich, bo kończył się budżet. Ale w tym roku, dzięki umowom ze sponsorami, zapewniliśmy sobie gaże.
 
Jakie cechy musi mieć dobry rajdowiec?
 
 - Dobry kierowca musi być opanowany, zwłaszcza w trudnych sytuacjach. Powinien też mieć mocną psychikę. Oczywiście, trzeba mieć trochę szczęścia i talentu.
 
Posiadasz wszystkie wymienione wyżej cechy?
 
 - Niektórzy mówią, że mam talent (śmiech). Opanowania i mocnych nerwów też mi nie brakuje. Możliwe, że właśnie to pozwoliło nam zdobyć mistrzostwo. Bo z Dobrowolskimi szliśmy łeb w łeb. Ale w im gorszej byliśmy sytuacji, tym bardziej się mobilizowałem i dawałem z siebie wszystko. Moja ekipa śmiała się, że po prostu zawsze muszę mieć co nadrabiać. To wcale jednak nie oznacza, że trzeba być zawsze najszybszym. Czasem właśnie dobra technika i zdjęcie nogi z gazu na odpowiednich odcinkach mogą być kluczem do sukcesu.
 
Rajdowe fair play
 
Wracając do braci Dobrowolskich i pozostałych Waszych konkurentów. Kiedy wysiadacie z auta i spotykacie się poza torem, podajecie sobie rękę?
 
 - Podajemy ją sobie nawet na torze. Oczywiście, jak w każdym sporcie, są odosobnione przypadki zawodników, którzy mają dość specyficzny styl bycia i traktowania rywali. Natomiast generalnie wszyscy podają sobie ręce i nie tylko. Podczas jednej z rund z Dobrowolskimi coś się popsuło w ich Citroenie. Widząc, że nie mogą dać sobie z tym rady, daliśmy im potrzebny klucz. Innym razem to oni „uratowali nam tyłek”, kiedy uległa awarii nasza skrzynia biegów. To były dość ryzykowne zachowania, bo regulamin zabrania „pożyczek”.
 
Ostatnio zaskoczył nas nagły atak zimy. Czy dla Ciebie śnieg oznacza koniec wyścigów w tym roku?
 
 - Rajdy na śniegu są właśnie najlepsze! (śmiech) Im bardziej ślisko, tym lepiej. Dlatego też lubię szutrowe odcinki. Sezon, w którym jeździłem Fordem Fiestą - o czym wolałabym zapomnieć (śmiech) - był chyba jednym z najgorszych w moim wydaniu. Ale na jego zakończenie odbywał się Rajd Magurski, właśnie na śniegu. No i wygraliśmy z Tomkiem ten rajd.
 
Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
 
 - Oczywiście, treningi! Aby w przyszłym sezonie obronić mistrzowski tytuł. Być może weźmiemy też udział w zawodach pucharowych w Czechach. Wszystko zależy od budżetu, jaki uda nam się zgromadzić. Od tego zależą wyjazdy na zawody zagraniczne oraz jakim autem będziemy jeździć. Na zakończenie bieżącego sezonu wystartujemy w rajdzie Barbórka Warszawska, który ma się odbyć 5 grudnia. 
 
Dziękuję za rozmowę i życzę Waszej załodze dużo szczęścia.
 
                                                                  Rozmawiała: Magdalena Dydo
 
 
 O zwycięstwie Tomaszów Spurka i Porębskiego w mistrzostwach Polski pisaliśmy w artykule Nasza załoga jest najlepsza”.