Liczne grono bielskich narciarzy już sprawdza sprzęt i szykuje się do wypadu na najbliższe - leżące w granicach miasta - stoki Dębowca i Szyndzielni. Czego mogą się tam tej zimy spodziewać?

Na stoku Dębowca, gdzie niedawno skoszono trawę i chaszcze porastające trasę narciarską, a ekipy konserwatorskie przystąpiły do przeglądu wyciągu, trafiliśmy akurat na porę lunchu. Ciepły posiłek na świeżym powietrzu smakował robotnikom z pewnością wybornie. Żarty jednak na bok. Sprawa jest bowiem bardzo poważna, żeby nie powiedzieć - tragiczna.

Od lat mówi się, że Bielsko-Biała ma ogromny potencjał turystyczny. A takie miejsca jak stoki Szyndzielni i Dębowca, to wprost wymarzone tereny do uprawiania aktywnego wypoczynku, a zwłaszcza narciarstwa, którym to - jak bajdurzą od lat ci, co ponoć na śnieżnych szusach się znają - od zawsze Bielsko stoi. Prawda jest jednak taka, że takiej narciarskiej bryndzy jak w stolicy Podbeskidzia, ze świecą szukać w całych polskich (i nie tylko) górach. Potencjał może i tutaj jest, lecz na pewno słabo się go wykorzystuje.

Co bowiem może na Dębowcu i Szyndzielni znaleźć ktoś, kto szuka w górach czegoś więcej niż grzybów? Ano niewiele, jeśli nie wystarczają mu górskie spacery. Latem nie ma tam praktycznie żadnych możliwości uprawiania aktywnej rekreacji, a zimą... też jest z tym marnie. Rachityczny wyciąg typu wyrwirączka na Dębowcu oraz równie stare i nijak mające się do obecnych standardów urządzenia na Szyndzielni i Klimczoku to przykłady tej mizerii.

Zresztą na Dębowcu i tak mało kiedy można na nartach pojeździć, bo bez sztucznego naśnieżania na dobre warunki można tam liczyć zaledwie przez kilka dni w roku. Co prawda wyżej zimą śniegu nie brakuje, jednak „oślej łączki” na Szyndzielni i nieco lepszej, lecz równie krótkiej i zazwyczaj źle przygotowanej trasy na Klimczoku, na pewno za narciarski raj uznać nie można. Ponadto na Klimczok dotrzeć trudno i decydują się na to jedynie najwięksi pasjonaci tego stoku. A jeśli już tam doczłapią, to...  zazwyczaj stary wyciąg więcej stoi z powodów problemów technicznych niż pracuje.

Zapewne znajdą się tacy, co stwierdzą, że to nieprawda, bo  jest przecież nowoczesna kolejka gondolowa na Szyndzielnię, jednak co z tego, skoro zimą nie ma trasy narciarskiej, którą można by bezpiecznie i - co ważne - legalnie zjechać na nartach z Szyndzielni. Stara nartostrada to przecież nie nartostrada, lecz nieratrakowana wąska leśna droga, na dodatek zazwyczaj zryta kołami samochodów terenowych i pełna pieszych turystów. A miało być inaczej...
 
Na stokach Dębowca i Szyndzielni miał powstać wielki, nowoczesny kompleks turystyczny ze sztucznie naśnieżanymi trasami narciarskimi i nowoczesnymi kanapowymi wyciągami. Gotowe są już nawet plany takiego ośrodka. Co więcej, władze miasta zapowiadają, iż obiekt taki powstanie. Nie wiadomo jednak kiedy, a kolejne - niby już realne - terminy rozpoczęcia prac są z różnych powodów  odsuwane w bliżej nieokreśloną przyszłość. Obecnie - jak dowiedzieliśmy się w bielskim ratuszu - trwają końcowe prace nad ostateczną dokumentacją tego przedsięwzięcia. Proces ten ma zakończyć się do marca przyszłego roku. A potem?

 - Jeśli nie pojawią się jakieś nieprzewidziane problemy, to jest szansa, że roboty budowlane ruszą na Dębowcu przed przyszłorocznym sezonem narciarskim - zapowiada Tomasz Ficoń, rzecznik bielskiego magistratu. 

Już wiosną tego roku  pojawiła się nadzieja, że dotychczasową niemoc inwestycyjną uda się jakoś przezwyciężyć jeszcze przed tegorocznym sezonem. Może nie od razu budując wielki kompleks narciarski, ale przynajmniej metodą małych kroczków poprawiając nieco wizerunek Bielska-Białej jako miasta, które amatorów szusowania nie olewa. Leszek Stebnicki, bielski instruktor narciarski, przedstawił bowiem miejskim władzom projekty kilku stosunkowo niewielkich (w porównaniu z planowanymi inwestycjami) zmian i usprawnień mogących szybko poprawić sytuację. Chodziło między innymi o budowę na Szyndzielni - powyżej górnej stacji kolejki gondolowej - wyciągu typu taśmociąg, przystosowanego do obsługi najmłodszych entuzjastów nart, oraz postawienie nowego niewielkiego orczyka wzdłuż górnej części dawnego stoku slalomowego Sahara.

Jednocześnie zaproponował zaadaptowanie niewykorzystywanego obecnie budynku górnej stacji dawnej kolejki gondolowej (stoi on nieco powyżej zabudowań obecnie funkcjonującej górnej stacji kolejki) na potrzeby narciarzy. Tym samym na polanach wokół niego powstałby miniośrodek narciarski przystosowany dla dzieci oraz osób stawiających na nartach pierwsze kroki. Pomysłodawca sugerował również, aby w ciągu zimy utrzymywana była w dobrym i przejezdnym stanie stara nartostrada, żeby można nią było zjechać w dół oraz  by miasto zapewniło darmowy transport z położonych prawie kilometr niżej  parkingów do dolnej stacji kolei gondolowej.

Pomysły te spotkały się z dużym zainteresowaniem - jak twierdził ich orędownik - aby nie powiedzieć aprobatą władz miasta. Wydawało się nawet, że jeśli nie wszystkie, to przynajmniej część z nich uda się zrealizować przed nadchodzącą zimą. Teraz można już śmiało powiedzieć, że tylko tak się wydawało. Bo na Szyndzielni i Dębowcu również tej zimy będzie tak samo, jak poprzedniej, i poprzedniej, i jeszcze poprzedniej, czyli mizeria i bryndza...
 
Tekst i foto: Marcin Płużek