W dziejach bielskiego BBTS pięściarze zdobyli aż 26 medali mistrzostw Polski. Niestety, sukcesy minionych lat i osoby z nimi związane nie zapobiegły kryzysowi boksu w naszym mieście. Ostatnią oazę tego pięknego sportu pielęgnuje wieloletni zawodnik BBTS Krystian Grzeszczak. Dzisiaj jest to jedyny animator szlachetnej sztuki szermierki na pięści w stolicy Podbeskidzia.

                                       Upadek kolosa
 
Pięściarstwo zaczęło się u nas rozwijać w pierwszych latach powojennych. W 1952 roku do rozgrywek II ligi zgłoszono drużynę BBTS Bielsko-Biała. W dwa lata później bielszczanie awansowali do elity i przez kolejnych lat dwadzieścia z powodzeniem w niej występowali. W bielskich barwach walczyli wtedy m.in. Zenon Stefaniuk oraz bracia Wiktor i Zbigniew Pietrzykowscy. W następnych sezonach bardzo dobrze rozwijały się talenty Mariana Kasprzyka i Tadeusza Klisia.
 
W 1960 roku bielskie pięściarstwo osiągnęło szczyt. Zespół prowadzony przez trenerów Antoniego Zygmunta i Wiktora Pietrzykowskiego zdobył tytuł drużynowego mistrza Polski. Ten rok, to także fenomenalne osiągnięcia naszych zawodników na ringu olimpijskim w Rzymie. Po legendarnym boju z Cassiusem Clayem (późniejszym Muhammadem Ali), srebro zawisło na szyi młodszego z braci Pietrzykowskich. Brąz przypadł wtedy Kasprzykowi.
 
To był początek wspaniałej serii sukcesów tych dwóch bielskich zawodników. Pietrzykowski - pogromca legendarnego Laszlo Pappa - zdobył aż 11 tytułów mistrza Polski i do dzisiaj jest rekordzistą w tym względzie. Pod koniec lat sześćdziesiątych w BBTS pojawił się kolejny diamencik, Leszek Błażyński. To on właśnie po zdobyciu brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich z Monachium dokładał kolejne krążki do kolekcji bielskiego pięściarstwa. Łącznie w mistrzostwach Polski BBTS zdobył aż 26 medali, w tym 13 złotych, pięć srebrnych i osiem brązowych.
 
W połowie lat siedemdziesiątych bielskie pięściarstwo zaczęło tracić blask. W 1989 roku doszło do ostatecznego upadku boksu w klubie BBTS. - Po spadku drużyny z II ligi, sekcja bokserska została zlikwidowana. Tym samym straciliśmy sponsorów i nie było sposobu, aby przekonać zawodników do pozostania w naszym klubie - wspomina obecny wiceprezes BBTS „Włókniarz”, Zbigniew Suwaj.
 
Dzisiaj pięściarstwo w Bielsku-Białej praktycznie nie istnieje. -Nie jest to atrakcyjna dyscyplina sportu – mówi Zbigniew Pietrzykowski. - Trudno jest wygrać z przeciwnikiem. Poza tym zawodnika czeka żmudny i ciężki trening. Młodzież jest w dzisiejszych czasach wygodna. To ”wygodnictwo” dotyczy również ludzi organizujących kluby sportowe, bowiem boks popadł w naszym kraju w niełaskę i nie ma chęci, aby go wskrzesić i rozwijać.
 
Mesjasz bielskiego boksu
 
Trudno nie zgodzić się z najlepszym polskim bokserem wszechczasów. Jedyną osobą, która bokserską pasją stara się zarazić lokalną młodzież jest w stolicy Podbeskidzia Krystian Grzeszczak, wieloletni pięściarz BBTS Bielsko-Biała. Po zakończeniu kariery w 1988 roku, rozpoczął pracę z młodymi adeptami pięściarstwa. Jego droga szkoleniowa nie była usłana różami. Kilka lat temu starał się o sponsorów i pomoc urzędu miasta dla nowo zorganizowanej grupy. Jego próby jednak spaliły na panewce.
 
 - Wyliczyłem, że w sumie potrzebowaliśmy ok. 20 tys. zł. Niestety, w Ratuszu nie znaleziono środków na moją inicjatywę, a i chyba chęci nie były zbyt wielkie. Bo cóż to za kwota dla takiego miasta. Ja tego nie robię dla siebie, tylko dla młodzieży. Później próbowaliśmy się przyłączyć m.in. do bielskiego Rekordu, ale bez skutku. Rozmawialiśmy także z działaczami BBTS i efekt był podobny.
 
Amatorzy pięściarstwa pod opieką pana Krystiana byli skazani na tułaczkę po różnych salach gimnastycznych. Ostatecznie, znaleźli miejsce w pomieszczeniach budynku przy ul. Sukienniczej 3, gdzie trenują dwa razy w tygodniu. A na zajęciach u trenera Grzeszczaka wcale nie ma przelewek. - U mnie nie ma fuszerki. Zawodnik musi być mokry i dostaje nie lada wycisk!
 
Pan Krystian, poza satysfakcją z postępów swoich podopiecznych, nie ma z tych zajęć żadnych korzyści. Szkoleniowca tej nieformalnej grupy bokserskiej najbardziej boli to, że wielu z jego chłopaków ma ogromny talent, którego nie mają gdzie rozwijać, a w konsekwencji marnują go.- Trafił mi się talencik na miarę dawnych sław bielskiego boksu. Trenowałem chłopaka sześć lat. Teraz poszedł na studia do Katowic i w sumie nie wiadomo, czy będzie kontynuował treningi.
 
Niespełnione obietnice
 
Pięściarstwo jest doskonałą metodą spożytkowania młodzieńczej energii. Wymaga dużego wysiłku fizycznego i uczy szacunku dla rywala. Wielu doskonałych bokserów pochodzi z tzw. nizin społecznych i boks pomógł im wkroczyć na właściwą życiową ścieżkę. - Po co młodzi ludzie mają stać po bramach i zaczepiać przechodniów. Przyszedłby jeden z drugim na trening. Wyżyłby się nieco, a i może dałoby się ulepić z niego jakiegoś solidnego zawodnika - przekonuje opiekun bielskich bokserów.

 
Frekwencja na zajęciach trenera Grzeszczaka nie spada poniżej dziesięciu ćwiczących, a często jest ich o wiele więcej. - Jeżeli chłopcy mieliby perspektywy, to z pewnością poważnie myśleliby o boksie - zapewnia charyzmatyczny trener. - Czasami na treningi przychodzi Marian Kasprzyk. Gdyby udało się coś rozkręcić, to honorowy patronat nad nami mógłby objąć właśnie pan Marian.
 
Obecny prezydent Bielska-Białej jest człowiekiem, który pamięta lata świetności bielskiego pięściarstwa. Nie zapomina o jubileuszach związanych z osobami Mariana Kasprzyka czy Zbigniewa Pietrzykowskiego. Co więcej, chętnie gości ich w swoim gabinecie i fotografuje się z nimi. Jacek Krywult niemal pięć lat temu zainicjował organizację międzypaństwowego meczu bokserskiego Polska - Węgry. Spotkanie to odbyło się w hali przy ulicy Widok, a najważniejszy człowiek w mieście wyraził wtedy nadzieję, że pojedynek ów zapoczątkuje powrót lepszych czasów dla lokalnego boksu. Czyżby były to tylko puste słowa?
 
Paweł Hetnał