Kilka tygodni temu w artykule „Najgroźniejsze skrzyżowanie” pisaliśmy o zastrzeżeniach kierowców do sposobu funkcjonowania w nocy sygnalizatorów świetlnych na skrzyżowaniu ulicy Partyzantów z aleją Andersa  w Bielsku-Białej. Ale problem jest znacznie szerszy...

Przypomnijmy, problem dotyczył tego, iż sygnalizatory po 22.00 przełączały się tam na tryb pulsacyjny i zamiast regulować ruchem, cały czas mrugały żółtym światłem. To - zdaniem kierowców - było pośrednim powodem kilku bardzo groźnych wypadków, jakie w ostatnim czasie późną porą miały miejsce w tym miejscu. Wbrew pozorom na bielskich ulicach nawet nocami panuje bowiem obecnie spory ruch, zwłaszcza na drogach będących trasami tranzytowymi, przecinających stolicę Podbeskidzia.

Tymczasem nie wiedząc czemu w nocy na mało którym skrzyżowaniu funkcjonuje sygnalizacja świetlna. Stąd - twierdzą ci, którzy nie tylko za dnia przemierzają bielskie ulice - wiele skrzyżowań bezpiecznych w dzień, w nocy staje się groźnymi pułapkami dla nieostrożnych kierowców.

Duży nocny ruch

Tak jest między innymi - twierdzą kierowcy - na skrzyżowaniu ulicy Stojałowskiego  z ulicą Dmowskiego i będącej jej przedłużeniem ulicą Konfederatów Barskich. Osoby znające to miejsce wiedzą, że widoczność na skrzyżowaniu jest tam mocno ograniczona. Widok zasłaniają stojące tuż przy krawędzi jezdni budynki. Zwłaszcza wyjazd z ulicy Konfederatów Barskich na Stojałowskiego jest trudnym i niebezpiecznym manewrem. W przeszłości dochodziło tam już do śmiertelnych wypadków. Odkąd jednak na skrzyżowaniu pojawiły się sygnalizatory, stało się ono o wiele bezpieczniejsze. Nocą jednak włączane jest pulsujące żółte światło i wtedy łatwo o wypadek. A to dlatego, że bardzo często - również w nocy - na ulicy Stojałowskiego panuje wielki ruch. Trudno powiedzieć od czego to zależy, lecz bywają takie noce - zwłaszcza w okolicach weekendu, ale nie jest to regułą - gdy przez cały czas przemykają nią samochody. Wielu kierowców korzystając z tego, że jadą drogą z pierwszeństwem przejazdu, przecina skrzyżowanie na pełnym gazie, nie zadając sobie trudu, aby zwolnić przed pulsującymi na żółto sygnalizatorami. W połączeniu z ograniczoną widocznością tych, którzy na skrzyżowanie chcą wjechać z bocznych kierunków, tworzy to iście wybuchową mieszankę. Kierowcy mają więc duże wątpliwości, czy aby włączanie jedynie pulsacyjnych świateł na tym skrzyżowaniu  - podobnie jak i w kilku innych miejscach -  było dobrym rozwiązaniem.

Wystarczą znaki ?

Może więc przyszedł czas, aby zweryfikować tę stosowaną od dawna praktykę, która być może sprawdzała się przed laty, kiedy to na polskich drogach panował nocami niewielki ruch w porównaniu z tym dzisiejszym? Co o tym pomyśle sądzą drogowcy?

Wojciech Waluś, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg  z początku odwrócił kota ogonem i problem przedstawił w nieco innym świetle twierdząc, iż wszyscy kierowcy powinni zachować na każdym skrzyżowaniu odpowiednią ostrożność bez względu na to, czy działa na nim sygnalizacja świetlna, czy też nie. Może się przecież zawsze zdarzyć, iż sygnalizatory z jakiegoś powodu zawiodą, a wtedy... - Stosując się do oznaczeń i przepisów ruchu drogowego można bezpiecznie pokonać skrzyżowanie - zauważył Wojciech Waluś.

Trudno nie zgodzić się z taką argumentacją, wszak kierowcy są zobowiązani do tego, aby przestrzegać przepisów i podporządkowywać się bezwzględnie znakom drogowym, lecz wychodząc  z tego założenia można by śmiało ze wszystkich skrzyżowań... usunąć sygnalizatory i poprzestać na tablicach ze znakami drogowymi. Byłoby taniej i bez kłopotu. Stawia się je tam jednak przecież po to, aby drogi uczynić bezpieczniejszymi oraz ułatwić kierowcom poruszanie się po nich. Skoro więc gdzieś sygnalizator służyłby kierowcom  także w nocy - tak jak na ulicy Stojałowskiego - czemu  go tam po prostu nie włączyć?

Żółte bierze mniej prądu

Konkretnej odpowiedzi na to pytanie w gruncie rzeczy nie udało nam się uzyskać. Dyrektor Waluś przyznał co prawda, że w cyklu pulsującym sygnalizatory pobierają mniej prądu niż wtedy, gdy działają. Stąd kiedy nie są potrzebne, warto je dla oszczędności  wyłączyć. Ta argumentacja jest jednak jakoś mało przekonująca, zwłaszcza dla tych, którzy mieli na pulsującym żółtym światłem skrzyżowaniu kiedyś wypadek. Podobnie jak drugi z użytych przez dyrektora Walusia argumentów mówiący o tym, że pracująca w nocy sygnalizacja ogranicza niepotrzebnie  płynność ulicznego ruchu. Jakoś w dzień nikt się tym nie przejmuje. A przecież to w dzień przed światłami tworzą się gigantyczne korki, a nie nocami w miejscach gdzie urządzenia te czasami pracują.

Jedno jest jednak pewne: sygnalizatory są wyłączone zgodnie z prawem, a robi się to na podstawie analiz miejskiego ruchu. Raz na jakiś czas badane jest bowiem przez 24 godziny na dobę natężenie ruchu na danym skrzyżowaniu. Jeśli z obserwacji wynika, że w nocy ruch jest niewielki, sygnalizatory są wyłączane. Problem w tym, że badania takie prowadzi się na poszczególnych skrzyżowaniach niezbyt często, a co ważniejsze - nie do końca można uznać je za miarodajne. W dniu badania ruch może być bowiem niewielki, gdy tymczasem… w pogodną letnią weekendową noc mknie ulicą Stojałowskiego sznur rozpędzonych aut.

Marcin Płużek