Dlaczego jest tak, że w autobusie ustępujemy miejsce starszej osobie i nawet się nie zastanawiamy, czy wypada. Dla wielu z nas jest to naturalny odruch. Kiedy natomiast widzimy osobę niepełnosprawną, na wózku inwalidzkim lub niewidomą, boimy się zaoferować jej pomoc, bo może być odebrana jako litość czy nietakt.

Podobne obawy wynikają z ogólnej niewiedzy na temat osób upośledzonych fizycznie lub umysłowo. Jedyny nasz kontakt z osobami niepełnosprawnymi polega najczęściej na tym, że mijamy je na ulicy. Na bielskich – i nie tylko bielskich - ulicach pełnych schodów, dziurawych chodników i wysokich krawężników są stosunkowo rzadkim widokiem. Gdy się już nań natkniemy, często uważamy, że wypada raczej odwrócić wzrok w drugą stronę, żeby nie zostać posądzonym o brak tolerancji i „gapienie się”.

Na szczęście, są wśród nas tacy, dla których to, że kolega niedosłyszy nie jest powodem, aby zrobić mu głupi żart i schować tornister. Albo żeby niedowidzącą dziewczynkę pociągnąć za warkocz, czy koledze bez ręki  dać kuksańca, bo wepchnął się pierwszy do sali. Brzmi makabrycznie? Ale czy dzieci w podstawówce, do której chodzi nasz syn lub córka właśnie tak się nie zachowują? Dlaczego wiec uczniowie szkoły integracyjnej mieliby traktować inaczej swoich rówieśników? Świat dzieci jest prosty, ale też logiczny.

 15 lat integracji

Szkoła Podstawowa nr 6 Integracyjna w Bielsku-Białej obchodziła niedawno jubileusz.1 września 1993 roku w budynku istniejącej od około 100 lat placówki szkolnej przy ulicy Brodzińskiego otwarto pierwszą klasę integracyjną. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Przede wszystkim szkoła zmieniła profil i dziś jest już w całości placówką integracyjną. Zmiany widoczne gołym okiem dotyczą kwestii architektonicznych. Jedną z najważniejszych spraw było dostosowanie obiektu dla osób, które będą poruszać się na wózkach lub o kulach. Pojawiła się więc winda, powstały podjazdy, stworzono specjalne pomieszczenia i gabinety do rehabilitacji.

 Z okazji 15-lecia nie odbył się jednak uroczysty apel. Aby uczcić okrągłą rocznicę udostępnienia szkoły uczniom niepełnosprawnym, jej dyrekcja postanowiła zrobić coś, co przyniesie korzyści całej społeczności szkolnej. Dlatego pierwszego września zeszłego roku szkoła przystąpiła do programu COMENIUS, polegającego na partnerskiej współpracy europejskich placówek edukacyjnych. W tym wypadku m.in. z Turcją i Bułgarią. W ramach tego projektu oraz z okazji jubileuszu szkoły 21 stycznia br. zorganizowano konferencję międzynarodową, na której dyskutowano o tym „Jak szkolić kreatywność u dzieci”. Przy okazji na tygodniowy pobyt do Polski przyjechała grupa dzieci z Rumunii.

 Nauka życia

 - Celem szkoły, na co zresztą wskazuje jej nazwa, jest integracja – mówi dyrektor SP 6 Natalia Trela. - Z jednej strony osobom niepełnosprawnym pokazujemy, że mogą normalnie żyć z innymi ludźmi i nie muszą być izolowani. Z drugiej natomiast uczymy resztę dzieciaków, że wszyscy razem funkcjonujemy w jednym społeczeństwie, każdy na takich samych zasadach. Nie należy przez to rozumieć, że szkoła roztacza klosz ochronny, żeby nikt nie skrzywdził jej uczniów. Przeciwnie, uczymy ich życia w większej społeczności.

Co roku tworzone są trzy dwudziestoosobowe klasy pierwsze. W każdej z nich może być od 3 do 5 osób niepełnosprawnych. Obecnie prowadzony jest już nabór do klas pierwszych, które rozpoczną naukę 1 września. Natomiast 21 marca szkoła zorganizuje Dni Otwarte. Dzięki temu rodzice chcący posłać tam swoje dzieci będą mogli lepiej poznać obiekt oraz jego personel.

Przyczyny, dla których rodzice posyłają do tej placówki swoje niepełnosprawne pociechy są jasne: niedowidzenie, niedosłuch, zaburzenia zachowania, np. ADHD i inne, które stanowią lekki stopień upośledzenia. Ale skąd u opiekunów dzieci zdrowych chęć, aby ich latorośle właśnie tutaj stawiały pierwsze kroki na swojej drodze edukacji? I czy w ogóle są chętni do zapełnienia tych pozostałych miejsc?  - Jest ich wielu - podkreśla pani dyrektor. – Dlatego dokonujemy dość restrykcyjnej selekcji. Jako szkoła integracyjna mamy do tego prawo, ponieważ nie posiadamy wyznaczonego rejonu, z którego obligatoryjnie musimy przyjąć wszystkich chętnych.

Nie można zrobić konkursu świadectw lub wybierać według średniej. Dlatego przeprowadzane są rozmowy kwalifikacyjne. Przyszli pierwszoklasiści rozwiązują różne zadania sprawdzające ich podstawowe umiejętności. Kandydaci przechodzą też testy dojrzałości. Są obserwowani pod kątem agresji. Dziecko nie może okazywać niechęci wobec niepełnosprawnych. Dzięki temu situ do szkoły rekrutację przechodzą tylko najlepsi.

 Nauczyciel – zawód z powołania

Na każdej lekcji obecnych jest dwóch nauczycieli. Jeden prowadzi zajęcia, a drugi jest tzw. osobą wspomagającą, której zadaniem jest np. przygotowanie kart ćwiczeniowych z większymi literami dla osób niedowidzących. Kiedy zachodzi taka potrzeba, „wspomagający” przygotowuje nieco zmodyfikowany materiał dla upośledzonych uczniów, którzy nie do końca dają sobie radę z zagadnieniami omawianymi przez resztę rówieśników. W tej sytuacji problemy jednego dziecka nie powodują zahamowania postępów reszty klasy. Oprócz kadry nauczycielskiej, uczniów wspierają również tacy specjaliści, jak psycholog i logopeda. Łącznie 65 osób.

Natalia Trela opowiada o swojej szkole i swoich uczniach z wielkim zapałem. Zatrudnia wyłącznie nauczycieli z powołaniem. Z chęcią do pracy, z wyczuciem i zdolnością empatii. Ale też z dystansem, ponieważ nadmierna wrażliwość w takim miejscu mogłaby szybko wypalić pedagoga. Zdarzają się więc przypadki, że po jakimś czasie nauczyciel rezygnuje ze stanowiska. - Pomijając trudne warunki pracy panujące w naszej placówce, to przecież także w tzw. normalnych szkołach zdarzają się nauczyciele bez powołania. Wtedy nawet lepiej, żeby taki ktoś zrezygnował – dobitnie mówi pani dyrektor.

Jest pomoc – nie ma litości

Dla dzieci z „szóstki” ich szkoła jest taka sama, jak każda inna, a koleżanki i koledzy tacy, jak wszędzie. Jednych się lubi, drugich mniej, a mimo to wszyscy sobie pomagają, choćby wjechać gdzieś wózkiem. Nie ma lepszych i gorszych, żadnej taryfy ulgowej. Takie wychowanie w atmosferze równości oraz w przekonaniu, że mimo swoich słabości uczniowie dadzą sobie radę w normalnym świecie procentuje dużą liczbą absolwentów decydujących się na kontynuowanie nauki w standardowym gimnazjum. Dopiero wówczas przechodzą prawdziwy egzamin z życia, lecz zazwyczaj zdają go celująco.

Szkoda, że bielscy urzędnicy i  radni nie uczęszczali do szkoły integracyjnej. Może wtedy nasze miasto uniknęłoby takich absurdów, jak nieprzystosowane dla niepełnosprawnych schody na 11 Listopada.

                                                                                              

                                                                                                                                              Magdalena Dydo