Rozmowa z Andrzejem Grzegorzkiem, komendantem Straży Miejskiej w Bielsku-Białej.

Wśród mieszkańców miasta pokutuje stereotyp, wedle którego wasza służba polega na zakładaniu blokad na koła niewłaściwie zaparkowanych pojazdów oraz karaniu babci handlujących kwiatkami z przydomowego ogródka. Obrażają Pana takie uproszczenia?

 - Nie. Ta opinia jest w dużej części prawdziwa. Straż Miejska została powołana do zwalczania drobnych, lecz dokuczliwych dla mieszkańców uciążliwości dnia codziennego. Należą do nich m.in. parkowanie w niedozwolonych miejscach, nielegalny handel czy spożywanie alkoholu w miejscach publicznych

To już nawet nie wolno popijać na łonie natury?

- Ustawa o wychowaniu w trzeźwości stanowi wyraźnie, że zabronione jest spożywanie alkoholu w miejscach publicznych – na ulicach, placach i skwerach. W przeszłości sprawę tę regulowała uchwała Rady Miejskiej, która np. wprowadzała zakaz spożycia na placu Chrobrego z wyłączeniem jakiegoś kilkumetrowego skwerku. Taki niejasny zapis był źródłem konfliktów. Obecnie ustawa nie przewiduje żadnych wyjątków.

Ale można sobie schować butelkę do papierowej torebki i wtedy strażnik jest bezradny. Przepisy nie pozwalają przecież na przeszukanie pijaczka.

 - To prawda, nie możemy przeszukiwać. Można jednak załatwić ten problem inaczej, np. przez obwąchanie delikwenta. Gdy czuć wyraźny zapach alkoholu - sprawa jest jasna. Przyznaję, że jesteśmy mało skuteczni w zwalczaniu tego rodzaju wykroczeń. Podstawową przyczyną naszej bezsilności jest przepis ustawowy, wedle którego strażnik może interweniować wyłącznie w umundurowaniu służbowym. Przepraszam, a gdzie w tej sytuacji obserwacja, gdzie profilaktyka?

Czy wzorem straży z innych miast przymierzacie się do kupna fotoradarów, aby karać kierowców za nadmierną prędkość?

- Władzom miasta zależy na tym, by bielska straż miała opinię przyjaznej dla mieszkańców. Nie jesteśmy formacją represyjną - co druga interwencja SM polega na pouczeniu sprawcy. Dlatego nie sądzę, aby gmina zdecydowała się na wyposażenie strażników w fotoradary.

Czy można utrzymać się z mandatów?

Nie obawia się Pan, że rezygnując z tej formy zarabiania na mandatach karnych, nie zbierzecie odpowiedniej kwoty wyznaczanej w dorocznej uchwale budżetowej Rady Miejskiej?

- Kwota ta nie jest wygórowana. W br. było to 220 tys. zł. Już ją odprowadziliśmy do kasy Ratusza, a obecnie pracujemy na nadwyżkę.

Potraficie się za to utrzymać?

 - Skądże! Na bieżące wydatki SM oraz niezbędne inwestycje miasto przeznaczyło w tym roku ponad 4 mln zł.

Powiada Pan, że pracujecie na wizerunek instytucji przyjaznej dla obywatela. Z drugiej strony jednak urządzacie sobie posterunek u zbiegu Cechowej i 11 Listopada, gdzie zarabiacie ciężką kasę z mandatów od kierowców. Toż to czysta represja!

 - To była szczególna sytuacja. Rejon ten jest reprezentacyjną częścią miasta. Zakaz ruchu nie dotyczył pojazdów zaopatrzenia w godz.18 –10, inwalidów oraz osób z zezwoleniami wydanymi przez gminę. Tymczasem spotykaliśmy tam wiele nadużyć, w tym uprawnień inwalidzkich. Na osoby notorycznie naruszające przepisy nałożyliśmy wiele mandatów, także w maksymalnej wysokości 500 zł. Sporządziliśmy też sporo wniosków do sądu, za sprawą nałożonych przez nas punktów karnych duża grupa kierowców straci prawo jazdy. Wycofaliśmy się z tego skrzyżowania, gdy uznaliśmy, że sytuacja się w miarę unormowała.

Nasz portal opublikował niedawno artykuł opisujący ten problem. Tekst zaopatrzony był w zdjęcie aut zaparkowanych na ul. 11 Listopada wraz z ich rejestracjami. Czy taka fotografia jest dowodem popełnienia wykroczenia?

 - To nie jest prosta sprawa. Właściciel pojazdu może powiedzieć, że to nie on w tym czasie korzystał z auta. Ale jest możliwość ukarania go za ukrywanie sprawcy wykroczenia.

Jak znam życie, wcześniej czy później wrócicie na Cechową. Im więcej wyjątków, tym częściej ludzie próbują obchodzić prawo.

- W najbliższych dniach ulica 11 Listopada zostanie całkowicie wyłączona z ruchu. Na Cechową natomiast będzie można wjechać przez pół godziny na dobę. Po dawnemu zakaz nie będzie dotyczył pojazdów zaopatrzenia w godz.18-10.

Nie znam starówki w dużym mieście w Polsce, na której obowiązywałyby takie zasady ruchu, jak na naszym Rynku. Czy nie nadeszła już pora wprowadzenia w tym miejscu całkowitego zakazu wjazdu wszystkich pojazdów?

 - Na Rynku funkcjonują takie same zasady ruchu, jak na 11 Listopada. Być może ma Pan rację i trzeba będzie pomyśleć o całkowitym wyłączeniu Rynku z ruchu. Zobaczymy, jakie będą rezultaty eksperymentu na 11 Listopada.

Ilu strażników pełni każdej doby służbę patrolową w mieście?

 - Mamy 55 etatów dla pracowników w służbie patrolowej. Aktualnie jest sześć wakatów, a kilka innych osób jest wyłączonych ze służby, gdyż przechodzą przeszkolenie podstawowe lub przyuczane są do zawodu. Łącznie w bielskiej straży pracuje 85 osób.

Czy to dużo np. w porównaniu z Krakowem lub Katowicami?

 - Straż Miejska w Krakowie jest znacznie liczniejsza. Przepisy nie narzucają samorządom liczby strażników, które powinny przypadać na każde tysiąc mieszkańców. To sprawa zasobności i potrzeb każdej gminy. Bielska straż zatrudnia mniej więcej tyle samo pracowników, co katowicka.


Trzynaście nowych kamer

Dzięki wskazówkom czytelników naszego portalu powstała mapa miejsc, w których mieszkańcy nie czują się całkiem bezpiecznie. Czy bielszczanie chętnie współpracują ze Strażą Miejską?

 - Tak. Otrzymujemy sporo telefonów na numer alarmowy 986 oraz dużo maili i listów. Ustawowy obowiązek interweniowania w umundurowaniu służbowym utrudnia jednak weryfikację takich informacji. Na widok munduru mężczyźni pijący alkohol na przystanku chowają butelkę za pazuchę. Aby więc usprawnić pracę wykrywczą, zakupiliśmy nieoznakowany pojazd, w którym służbę pełnią dwaj strażnicy upoważnieni przez prezydenta miasta do kontroli zezwoleń na sprzedaż alkoholu. Kiedy np. otrzymujemy sygnał o sprzedaży alkoholu osobom nietrzeźwym, strażnicy z oddali obserwują sklep. Gdy osobiście potwierdzą nieprawidłowości, zakładają czapki, po czym interweniują na miejscu zdarzenia.

W miarę upływu czasu będziemy się coraz bardziej upodobniali do dojrzałych społeczeństw demokratycznych Zachodu, gdzie współpraca z organami porządkowymi pojmowana jest jako obowiązek obywatelski. Natomiast osoby, które nie potrafią przestrzegać prawa zawsze będą nas krytykowały.

Dzięki częstym patrolom straży w okolicach przystanku w Wapienicy miejsce to jest bezpieczniejsze. Ale pijaczków chcących opróżnić butelkę nadal tam nie brakuje. Czy miasto jest bezsilne w takich sytuacjach?

 - Dzięki mapie będziemy częściej bywać w zagrożonych okolicach. Ale nie możemy ustawić radiowozu na każdym przystanku, na którym spożywany jest alkohol. Prowadzimy tzw. działania nękające. W skrajnych sytuacjach możemy wnioskować do władz miasta o przebudowę danego przystanku. Np. o wymianą dotychczasowej murowanej wiaty na osłonę z pleksiglasu.

A może lekarstwem w tym przypadku byłaby kamera monitoringu miejskiego?

 - Obecnie w mieście pracuje 20 kamer. W najbliższych dniach zacznie działać 13 kolejnych. Znane są już miejsca ich lokalizacji. Być może wkrótce trzeba będzie zamontować takie urządzenie również w okolicach przystanku w Wapienicy.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Robert Kowal