Na skutek zmiany zarządcy duża część kiosków przy przystankach MZK została ostatnio zamknięta. W tej sytuacji pasażerowie komunikacji miejskiej muszą kupować bilety u kierowcy, przez co przejazd autobusem stał się znacznie droższy. Czy jesteśmy skazani na ukrytą podwyżkę cen? Czy problem rozwiąże „niewidzialna ręka rynku”? A może potrzebna jest interwencja administracyjna z Ratusza?

   Taxi zamiast autobusu


Miejskie przystanki od lat dzierżawione są przez Fundację Rozwoju Miasta Bielsko-Biała. Kioskami, które znajdują się w pobliżu przystanków do 30 czerwca b.r. zarządzała firma Carmen. Wiadomość o zmianie zarządcy, którym od 1 lipca jest firma Kartel z Gliwic kioskarze przyjęli na początku z obojętnością. Dlaczego? Bowiem tej pory pracownicy nie interesowali się sprawami z ''wyższej półki''.

Jak się później okazało, tym razem była to jednak cisza przed burzą. Wszystko przez nowe umowy przygotowane przez Kartel. Znalazł się w nich zapis m.in. o znacznej podwyżce czynszu.  Dla jednego z kioskarzy, który do tej pory za dzierżawę trzech kiosków płacił 3 tysiące złotych, kwota ta wzrosła niemal o kolejne 5 tysięcy! - Gdyby jeszcze było za co! - żali się inny.  Nie dość, że nie ma tutaj wody, dostępów do toalet, to zimą jest przeraźliwie mroźno – dodaje.

Kioskarzy najbardziej zbulwersował zapis w umowie, wedle którego w przypadku wycofania się gliwickiej firmy z bielskiego interesu kioskowego, przez rok nie będą mogli otworzyć kiosku na terenie miasta.  - To jest  przecież  niedopuszczalne! – oburzają się najemcy. Po przejęciu branży przez Kartel niektórzy działają normalnie, inny pozamykali ''budy'', a jeszcze inni postanowili wyprzedać towar i ''zwinąć'' interes. W rezultacie około połowa kiosków na terenie miasta jest zamknięta. Niestety, cierpią na tym sami mieszkańcy.

Chodzi głównie o zakup biletów autobusowych, które w kioskach są o 60 groszy tańsze. W perspektywie jednego przejazdu to niewielka suma. Trudno się jednak dziwić irytacji mieszkańców, którzy na codzień korzystają z usług MZK. - To jest skandal! Mieszkam przy ulicy Piastowskiej, gdzie kupienie biletu autobusowego graniczy z cudem. Lepiej taksówkę zamówić! -mówi poirytowana mieszkanka Bielska-Białej.  Nie inaczej jest na bielskich osiedlach. A może być jeszcze gorzej! Bowiem kolejni kioskarze, którzy z dużą niechęcią zaakceptowali wstępnie podwyżkę kosztów, zastanawiają się nad rezygnacją z pracy.

Straż w rozsypce

Gdyby doszło do jakiegoś protestu pasażerów z tytułu ukrytej podwyżki cen biletów MZK, władze naszego miasta nie mogłyby raczej liczyć na solidne wsparcie Straży Miejskiej w zaprowadzeniu porządku. Bielska straż znalazła się bowiem w bardzo dramatycznej sytuacji. Do obsadzenia jest kilkanaście etatów, tymczasem chęć odejścia wyrażają kolejni funkcjonariusze.

Wszystko spowodowane jest kiepskimi zarobkami, które wynoszą średnio 1200 zł na rękę. Jest jeszcze jeden powód zaistniałej sytuacji – brak perspektyw na lepszą przyszłość.  W ostatnim czasie odnotowuje się coraz więcej przypadków, gdy strażnicy miejscy  wstępują do policji. Co prawda, policjant rozpoczynający służbę zarabia mniej więcej tyle samo. Ma jednak przed sobą perspektywę awansów, co wiąże się jednoznacznie z podwyżkami pensji.

Trudno się dziwić pracownikom Straży Miejskiej. Niezwykle ciężko jest zapewnić dostatnie życie rodzinie, zarabiając niewiele ponad tysiąc złotych. Strażnicy mają już dosyć ciągłego oszczędzania. Czy na poprawę tej beznadziejnej sytuacji wpłynie niedawna decyzja Rady Ministrów, która zdecydowała o zwiększeniu uprawnień dla straży miejskich? Wątpliwe, gdyż nie było mowy o podwyżce. To coraz bardziej nabrzmiały bielski problem, z którym powinniśmy szybko się uporać.


Grzegorz Wieczorek