Wzrośnie dotacja na szkoły zawodowe. Gminy dostaną kilka złotych więcej na jednego ucznia. Zgodnie z projektem rozporządzenia ministerstwa edukacji w sprawie podziału subwencji oświatowej, kwota ta może wzrosnąć z 374 na minimum 380 zł. Czy sześć złotych robi różnicę?

W Związku Powiatów Polskich twierdzą, że wzrost dotacji o kilka złotych jest pierwszym krokiem zmierzającym do naprawy kondycji szkół zawodowych, które nie mają pieniędzy na nowoczesny sprzęt do szkoleń, wynajem hal, ani solidne pensje dla nauczycieli. - Apelowaliśmy do ministerstwa edukacji o większą dotację dla szkół zawodowych, bo rynek pracy jak kania dżdżu wyczekuje na fachowców. Cieszymy się, że zostaliśmy wysłuchani. To już coś - mówi Marek Wójcik, dyrektor Związku Powiatów Polskich.

Dyrektorów szkół zawodowych i nauczycieli, taka suma wcale nie napawa optymizmem. Ich zdaniem jest zbyt symboliczna, by mogła coś zmienić. Tłumaczą, że potrzeby zawodówek są ogromne, a kilka złotych to zdecydowanie za mało, żeby zrobić rewolucję i kupić nowoczesny sprzęt do nauki zawodu w pracowniach, zwłaszcza, że najtańsza koparka kosztuje 150 tys. zł, a na tokarkę trzeba wydać przynajmniej 300 tys. zł.

- Wszystko zależy od tego czego oczekujemy. Jeśli chcemy mieć ludzi dobrze wykształconych zawodowo, to powinniśmy dostać minimum 450-500 zł na ucznia. Wtedy można mówić o kupowaniu drogiego sprzętu i wyposażeniu warsztatów na miarę 21. wieku.

Taka inwestycja się opłaca, bo rynek pracy będzie miał zdecydowanie więcej pożytku z młodych ludzi, którzy znają się na nowoczesnym sprzęcie, niż jest to obecnie. Ale na to trzeba wyłożyć grosza, za to konkretnego - mówi Henryk Jurowicz, kierownik warsztatów w szkole zawodowej w Katowicach.

Szkoły zawodowe potrzebują pieniędzy niemal na wszystko. - Jeśli chcemy mieć więcej uczniów, nauka musi się stać atrakcyjniejsza. Na początek trzeba zacząć od unowocześnienia podręczników, bo na razie nauczyciele, którzy chcą uczyć w zgodzie z nowoczesną technologią zmuszeni są przeglądać internet, żeby znaleźć potrzebne na lekcję materiały - dodaje Eugeniusz Ginskow, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych w Katowicach.

W szkołach budowlanych brakuje zwłaszcza pieniędzy na nowoczesne programy multimedialne do nauki zawodu, w tym na przykład do zajęć z projektowania. - Taki program, to spory wydatek. Oczywiście uczniowie mają do dyspozycji deski kreślarskie, ale praca z komputerem jest w dzisiejszych czasach koniecznością. W szkole mam 300. uczniów, więc dostaniemy 1800 zł więcej. Kwota jest symboliczna, ale w obecnej sytuacji każda suma cieszy. Czekamy jednak na więcej - mówi Ginskow.

W Związku Powiatów Polskich uważają, że zbyt wiele spraw zostało przez ostatnie lata zaniedbanych w szkołach zawodowych, żeby wyjść z zapaści w krótkim czasie. - To ma przełożenie także na kadry. Co roku z systemu ucieka dwa tysiące nauczycieli zawodu, bo za pięć dni fuchy w Warszawie, mistrz posadzkarz dostanie tyle co za miesiąc z młodzieżą w szkole. Dlatego system musimy odbudowywać stopniowo, kroczek po kroczku - mówi Wójcik.

Źródło: Dziennik Zachodni