Nasz wtorkowy artykuł o błędach stomatologicznych spotkał się z nadspodziewanie dużym odzewem Czytelników. Nie zamierzamy przyłączać się do populistycznej nagonki na lekarzy. Chcemy natomiast zwrócić uwagę na istnienie nabrzmiałego problemu, który najwyraźniej jest lekceważony przez NFZ oraz izby lekarskie. Dziś publikujemy szokującą relację pokrzywdzonego, który z dentystką spotka się w sądzie.

Oto relacja naszego Czytelnika z Bielska-Białej:

„Nie mogłem przejść obojętnie obok artykułu, który ukazał się niedawno na Państwa portalu. Rozumiem i współczuję tej kobiecie. Z pewnością  przeszła swego rodzaju koszmar. Jednak to, co ja wycierpiałem, w niczym nie można porównać do jej wypowiedzi.

Wszystko rozpoczęło się w czerwcu 2006r. Od ponad roku leczyłem się w gabinecie pani stomatolog. Nigdy nie narzekałem na ból zębów, do tej pory były jedynie drobne “poprawki”. Jednak od czerwca zęby zaczęły mnie boleć. W lipcu i sierpniu był istny koszmar - codzienne zażywanie ketonalu, urlop w pracy, zmarnowane wakacje. Dentystka nie potrafiła mi pomóc. Jednak wierzyłem w jej słowa, że będzie to “jakieś zapalenie”, które z czasem minie. Nie minęło... Mogłem iść do innego stomatologa, ale czy był sens, skoro do tej pani dentystki chodziłem średnio raz w tygodniu? Miałem nadzieję, że ból minie.

W połowie sierpnia miałem wypadek rowerowy, w wyniku którego nadłamałem sobie górną “dwójkę”. Pani stomatolog dosłownie w pięć minut nadstawiła mi zęba. Na nieszczęście, po kilku dniach - oprócz pozostałych zębów - zaczął boleć mnie właśnie ten nadstawiony ząb. Końcem sierpnia udałem się do dentystki po raz ostatni i błagałem o pomoc. Kolejny raz usłyszałem, że lekarz “nic nie widzi”. W końcu udałem się do innego, pobliskiego gabinetu stomatologicznego i przeżyłem istny szok. “Ma pan na teraz dziewięć zębów do leczenia, jeden do wyrwania”. To jakiś absurd - pomyślałem. Poszedłem więc do kolejnego gabinetu. “Na pierwszy rzut oka widzę osiem zębów do natychmiastowego leczenia i jeden do wyrwania, ale jest on w takim stanie, że ciężko będzie nawet go usunąć.” Cóż mogłem zrobić w takiej sytuacji. Zapisałem się na trzy wizyty pod rząd i zacząłem leczyć zęby.

Zgłosiłem całą sprawę do Beskidzkiej Izby Lekarskiej. W lutym 2007r. zostałem wraz z panią stomatolog wezwany na przesłuchanie. Jednak zamiast lekarki, zobaczyłem jej L-4. Dentystka chyba doszła później, bo Izba umorzyła postępowanie. Nie poddałem się. Odwołałem się do Naczelnej Izby Lekarskiej w Warszawie. Odwołanie zostało rozpatrzone pozytywnie! Następnie zostałem ponownie wezwany do Bielska z prośbą o - uwaga, “dostarczenie niezbędnych dokumentów”. Te dokumenty jeszcze niedawno nie były potrzebne BIL, gdy umarzała sprawę. Teraz zajął się nią biegły z Katowic.

W kartotece, którą przesłała dentystka do BIL były odnotowane tylko dwie  moje wizyty w 2006 r. Zadzwoniłem więc do Narodowego Funduszu Zdrowia z prośbą o udostępnienie mi dokumentacji medycznej od czerwca do sierpnia 2006 roku. Pismo przyszło po niespełna dwóch tygodniach. “W tych miesiącach odbył pan osiem wizyt”. Jak przypuszczałem, kartoteka została sfałszowana. Kilka dni temu przyszła ostateczna decyzja biegłego: “Po zapoznaniu się z opinią, w dniu 5.03.2008 Okręgowy Rzecznik wydał postanowienie o przedstawieniu zarzutów, przesłuchując lekarkę na ich okoliczność. Postępowanie wyjaśniające zamknięto dnia 28.03.2008r. kierując wniosek o ukaranie do Okręgowego Sądu Lekarskiego”.  Sprawiedliwości stała się zadość.  Nie chodzi tylko o zmarnowane ciężko zarobione pieniądze, ale  o niedopuszczenie w przyszłości do podobnych sytuacji. Nikomu nie życzę męki, jaką przeszedłem przez te kilka miesięcy. Obecnie, po wielu trudach i przy płytszym portfelu, mam wyleczone wszystkie zęby”.

Tyle relacja pacjenta. Jasno z niej wynika, że walczył wszelkimi sposobami o swoje prawa. Ci sami ludzie, którzy umorzyli tę sprawę, niedawno przedstawili pani stomatolog zarzuty. Przykład jest smutny, ale mimo wszystko budujący. Siedzenie po cichu nic nie da. Tak naprawę walczymy nie tylko dla siebie, lecz dla wszystkich pacjentów potrzebujących pomocy medycznej. Chcielibyśmy, aby nagłaśnianie podobnych spraw przekonało lekarzy, że tak samo jak specjaliści innych branż, są poddawani ocenie ze strony opinii publicznej. Jako pacjenci liczymy na to, że krytyka społeczna przebudzi izby i sądy lekarskie z letargu. Trzeba wyciągnąć z niej stosowne wnioski, z usunięciem niezdrowej tkanki włącznie. Bo tylko taka operacja jest udana, w której pacjent uchodzi z życiem.

                                                                                                   G.W.