W sobotę wieczorem Edyta L. wraz z córką została przywieziona ze szpitala do swojego rodzinnego domu we wsi Dankowice. Jak już informowaliśmy kobieta w częstochowskim szpitalu urodziła córkę, której ojcem jest prawdopodobnie ks. Wieńczysław Ł. Po urodzeniu dziecka mężczyzna miał sugerować lekarzom "lepiej żeby noworodek nie przeżył". Sprawą zajęła się prokuratura.

Wczoraj przed domem rodziny L. sąsiedzi zauważyli samochód należący do księdza Wieńczysława Ł., rzekomego ojca dziecka. Jak mówią, właśnie tym autem przyjeżdżał do dziewczyny od kiedy rozpoczął się jego romans z kobietą, Jak twierdzą, to była jego pierwsza wizyta u rodziny Edyty L., od chwili wybuchu skandalu.

Rodzina Edyty nie chciała wczoraj z nikim rozmawiać. Była zajęta pogrzebem krewnego. Widać, że wszyscy mają dosyć całego zamieszania i są zmęczeni. - Nie chcę rozmawiać, nic nie wiem - mówił wczoraj Franciszek L., ojciec Edyty. - Dajcie spokój.

Sąsiedzi opowiadają, że ksiądz był w domu Edyty L. krótko. Podjechał tam około godz. 13 i zabrał do swojego auta jednego z domowników. Ludzie w Dankowicach domyślają się, że pomagał rodzinie w sprawie pogrzebu.

- Za dużo już szumu na ten temat - powiedziała nam jedna z mieszkanek Dankowic. - Nie wiem, co się stało w szpitalu, ale jedno mogę powiedzieć - na pewno mu bardzo na niej zależało, bardzo jej pomógł. To dzięki niemu jej życie wreszcie się zmieniło. Gdyby nie ksiądz, pewnie by skończyła w jakiejś melinie, on ją uratował

Źródło: www.bielskobiala.naszemiasto.pl