Główną wygraną w nowym programie TVN „Mam talent" jest 100 tys. euro. Górale trzymają kciuki za Jacentego Ignatowicza, nazywanego „żywieckim Oskarem Kolbergiem", z powodu zamiłowania do tradycji i folkloru. Pan Jacenty, przez lata związany z cieszyńskim Uniwersytetem Śląskim, urzekł jurorów... grą na liściu.

 

— Liść to jedyny na świecie instrument muzyczny, który nie został wykonany ręką człowieka — tłumaczy pan Jacenty. — To instrument, który ma wiele możliwości — zapewnia. A na liściach zna się świetnie, bo w 1970 roku na lubelskiej Akademii Rolniczej otrzymał dyplom z łąkarstwa. Gatunek rośliny i wygląd liścia jest mu obojętny, do muzykowania nadaje się jego zdaniem każdy. Poloneza Chopina potrafi zagrać zarówno na liściu zerwanego na łące mniszka, jak i doniczkowej paproci, podobnie jak hity Beatlesów czy słynną piosenkę ze „Skrzypka na dachu". Nauczył się tej sztuki lata temu, jako chłopak. Mieszkał wtedy na Lubelszczyźnie. Miał dwóch kolegów, którzy grywali na liściach. Postanowił: „będę od nich lepszy". Oni potrafili grać tylko na liściu trzymanym w obu dłoniach.

—Mnie do muzykowania ręce nie są potrzebne — gra nam na liściu trzymanym tylko ustami fragment utworu Czajkowskiego. Pan Jacenty koncertuje w całej Polsce. Głównie w szkołach, zachęcając dzieci do zainteresowania się muzyką. Jego specjalnością są także gawędy, śpiew, góralskie instrumenty. Był akurat we Wrocławiu, gdy wpadła mu w ręce bezpłatna gazeta z reklamą nowego programu TVN i informacją o przesłuchaniach chętnych do wzięcia w nim udziału. Ignatowicz postanowił wziąć udział w eliminacjach. Nie odstraszyli go surowi jurorzy - m.in. Agnieszka Chylińska i Kuba Wojewódzki. — Zwłaszcza Chylińska jest bardzo groźna — zdradza góral. — A Kuba Wojewódzki, jak ktoś mu się nie podoba, przerywa mu od razu występ, zapalając czerwone światło — opowiada.

Jemu grą na liściu udało się ująć srogich jurorów. We wrześniu zobaczymy go na antenie TVN z numerem 1307 w półfinałach, do których dostało się 32 uczestników. To już duży sukces, bo na wszystkie przesłuchania (odbywały się w kilku dużych miastach) zgłaszało się po kilkaset osób.

Kciuki za Ignatowicza trzyma nie tylko Żywiecczyzna, ale też Cieszyn. Gdy rektorem tutejszej filii Uniwersytetu Śląskiego był prof. Alojzy Kopoczek, Ignatowicz wykładał w Instytucie Muzyki, w Katedrze Folklorystyki. Pracował z młodzieżą przez sześć lat. — Wielu studentów zapalił do muzyki góralskiej — wspominają w instytucie.

Czy Ignatowicz stanie się gwiazdą programu? On sam obiecuje, że da z siebie wszystko. Co z ewentualną wygraną? — Każę sobie przelać na konto. Mam w końcu trójkę dzieci — tłumaczy.

Źródło: www.gazetacodzienna.pl