Obecna wojna o Handzlikową kasę i szerzej - o zasady wydawania pieniędzy w bielskiej oświacie jest otwartym sporem politycznym. Komisja rewizyjna Rady Miejskiej, do której trafiła ta sprawa powinna pracować przy otwartej kurtynie. Najlepiej w obecności dziennikarzy i kamer telewizyjnych. W ten sposób wyborcy przekonają się, komu bliższe są partyjne harce, komu zaś praca dla miasta.

Wtorkowa, 20. sesja Rady Miejskiej w Bielsku-Białej przeszła do historii jako precedensowa. Nigdy dotąd podczas obrad nie było tyle nerwów, ostrych spięć i zamętu. Źródłem niecodziennego zamieszania okazało się niepojęte dla mnie postępowanie klubu PiS, który wniosek o głosowanie nad odwołaniem Wiesława Handzlika (PO) z funkcji przewodniczącego rady zgłosił dopiero podczas sesji. Tak, jakby radni dowiedzieli się o sprawie w ostatniej chwili.

Tymczasem media piszą o niej  od wielu tygodni. Głos zdążyła zabrać minister Pitera, a nawet zaniepokojony wysokością wynagrodzeń w szkole rzemieślniczej na Podbeskidziu poseł z Pomorza. Jak ujawnił sam Handzlik w swoim zeznaniu majątkowym, w ciągu kilku minionych lat budżet państwa wypłacił mu ponad pół miliona złotych za nadzór nad szkołą publiczną. Nikt dotąd nie udowodnił, że w tej sprawie przewodniczący rady miejskiej złamał prawo. Owszem, mógł kasy nie przyjąć, zrzec się jej na rzecz bardziej potrzebujących lub nawet skrytykować prawo, na które powołują się dziś nadzorcy bielskiej oświaty. Ale pan Wiesław forsę wziął i jeszcze nie wstydził się napisać o tym w oficjalnym oświadczeniu.

Aby wniosek o odwołanie przewodniczącego RM znalazł się w porządku obrad, wystarczyło zgłosić go na piśmie na tydzień przed sesją. Byłby wtedy poddany takiej samej procedurze głosowania, jak inne wnioski formalne. Nie wiem dlaczego radni PiS porzucili tę możliwość. Być może niektórzy zastanawiali się, co zrobiliby na miejscu Handzlika? Kogo dziś stać byłoby na rejtanowski gest rozdzierania szat. - „Zaprawdę, nie jestem godzien tej mamony. Weźcie ją tedy i rozdajcie pośród nauczycieli, bo ja za nimi płaczę...”

Wśród bielszczan są tacy - w tym m.in. niżej podpisany - dla których pobrane przez przewodniczącego pieniądze, to niewyobrażalna kupa kasy. Ale jest też wcale znaczna grupa (np. dobrze zarabiający rzemieślnicy), na której kupa nie robi większego wrażenia. Ten relatywizm ocen sprawia, że sprawa Handzlika jest wyłącznie zagadką etyczną. Czy szef rady zawsze był człowiekiem przyzwoitym, czy też został nim dopiero po zrzeczeniu się wynagrodzenia w oświacie? W każdym razie, jeżeli  radni PiS liczyli na to, że przewodniczący sam poda się do dymisji, to popisali się dużą naiwnością. Ta postawa każe mi zapytać, czy dojrzeli do rozwiązywania ważkich problemów życiowych ponad dwustu tysięcy ludzi?

Niewątpliwie, Handzlikowa kasa spolaryzowała radę. Na sali byli ci z PO i KWW Jacka Krywulta oraz ci z PiS. Sesję kilkakrotnie przerywano, radni naradzali się w kuluarach, tracąc czas na procedowanie nieprzygotowanego wniosku. Mimo zamętu, zdołano na szczęście rozpatrzyć wszystkie zaplanowane na ten dzień kwestie związane z bieżącym funkcjonowaniem miasta. Odnosząc się do wniosku PiS, radni postanowili powierzyć rozpatrzenie sprawy komisji rewizyjnej. W ten sposób większość naszych rajców nie zezwoliła na to, aby doniesienia nawet najbardziej wiarygodnej prasy mogły przesądzać decyzje kadrowe gremium pochodzącego z demokratycznych wyborów.

Komisja zajmie się wyjaśnieniem wszystkich zarzutów adresowanych publicznie do nadzorców bielskiej oświaty. Sporu o kasę przewodniczącego nie można abstrahować od innych problemów podnoszonych przez prasę, w tym w części także przez nasz portal. W sejmie w podobnych przypadkach powoływane są specjalne komisje śledcze, które funkcjonują jawnie. Publiczność może w ów sposób prześledzić proces dochodzenia do prawdy.

Także regulamin komisji rewizyjnej umożliwia zapraszanie na obrady osób spoza komisji, a nawet nie będących radnymi. Żaden przepis nie zabrania zatem, aby pracom kontrolnym przyglądali się dziennikarze oraz kamery telewizyjne. W ten sposób moglibyśmy przekonać się osobiście, kto w komisji kieruje się wyłącznie racjami partyjnymi, komu zaś najbardziej zależy na merytorycznej pracy dla dobra miasta. Absencja będzie oznaczała próbę torpedowania prac komisji, gdyż - wedle regulaminu - posiedzenia są prawomocne, jeśli obecna jest na nich co najmniej połowa radnych.

Decyzja podjęta przez większość rajców jest tym bardziej sprawiedliwa, że funkcję przewodniczącego komisji rewizyjnej pełni radny z opozycji. To on ustala terminy, tematykę i porządek obrad. Ponadto każdy radny ma możliwość bieżącego śledzenia prac przy wyjaśnianiu zarzutów. Przewodniczący komisji jest zobowiązany bowiem udostępnić radnym spoza komisji dokumentację dotyczącą kontroli.

Śledząc obrady na żywo, każdy będzie mógł wyrobić sobie zdanie na temat naszych przedstawicieli w ratuszu. Mnie osobiście, bardziej niż wojna o Handzlika, poruszyła na 20. sesji postawa prezydenta Jacka Krywulta. Jednym z punktów porządku dnia było rozpatrzenie skargi pewnego obywatela. Jegomość ów nie zgodził się ze sposobem załatwienia sprawy zaproponowanym przez władze miasta i na poparcie swojego stanowiska obrzucił prezydenta epitetami. Wyraźnie nabzdyczony urzędnik odmówił wtedy ustnej odpowiedzi na zarzuty i obiecał przewodniczącemu obrad, że sporządzi odpowiednie pismo.

Nie sądzę, aby podatnicy utrzymujący Jacka Krywulta chcieli płacić za jego grymasy i indywidualne urazy. Będąc funkcjonariuszem publicznym jest chroniony przez prawo i jeśli uzna, że został publicznie poniżony, może zażądać ścigania sprawcy. Nikt jednak nie podarował mu przywileju odstępowania od wykonywania obowiązków w imię urażonej godności osobistej oraz odbierania nam prawa do jawności procesu podejmowania decyzji przez władze miasta.

Autor: Robert Kowal