Pieniądze szczęścia nie dają, ale ich brak może być przyczyną nieszczęścia. Pamiętając o dramacie sprzed 10 lat, gdy zawalił się zabytkowy budynek w zachodnim skrzydle Rynku – nasz portal postanowił wesprzeć miasto w pozbyciu się spróchniałych kamienic na Starówce. Niestety, urzędnicy miejscy okazali się być nam mało pomocni. Sojuszników znaleźliśmy dopiero w Katowicach i jeśli pan prezydent poprosi nas o numer telefonu do nich, to chętnie podzielimy się swoją wiedzą.

Mimo przyjęcia podobno modelowego programu rewitalizacji Starówki, do dziś zdołano odremontować ledwie ułamek sfatygowanej przez czas i ludzi infrastruktury mieszkalno – usługowej Starego Miasta. Przyzwoicie wygląda tylko jedna pierzeja Rynku. Wprost żałośnie prezentują się pozostałe jego skrzydła oraz sąsiednie ulice, np. Orkana. Sytuacja jest poważna, gdyż kasy miejskiej jest dramatycznie mało w stosunku do potrzeb i gdyby nie pomoc Unii Europejskiej –mielibyśmy niechybnie powtórkę katastrofy sprzed dekady.

Aby móc liczyć na fundusze pomocowe, trzeba mieć odpowiedni wkład własny. Ratusz tego wkładu nie ma i dlatego właśnie szuka inwestorów prywatnych, którzy mogliby pomóc w przywrócenia do życia podupadłej części miasta. Chodzi o to, żeby wraz z kupnem zabytkowych ruin nabywcy zobowiązali się do remontu konserwatorskiego obiektów oraz przywrócenia ich funkcji użytkowych. W tej chwili do sprzedaży przygotowywane są trzy posesje leżące w rejonie Starego Miasta – jedna przy Rynku oraz dwie przy placu Św. Mikołaja. Wszystkie są w dramatycznym stanie technicznym i wysiedlone.

W Wydziale Mienia Gminnego i Rolnictwa UM poinformowano nas, że to dopiero początek wyprzedaży. Magistrat powinien teraz skupić się na inwentaryzacji pozostałego majątku i rozpocząć odpowiednie procedury przetargowe. Tak, by pozbyć się wszystkiego, czego nie jest w stanie samodzielnie zagospodarować. Można wątpić, czy na Podbeskidziu istnieje odpowiednio duży kapitał zainteresowany inwestowaniem w bielską Starówkę. Dlatego potrzeba akcji informacyjnej, która wyjaśniłaby biznesmenom, że w razie spełnienia określonych warunków mogą liczyć na poważną pomoc finansową ze strony UE.

Mając żyłkę przedsiębiorczości w sobie, a ponadto kierowani patriotyczną wrażliwością obywatelską, skontaktowaliśmy się telefonicznie z komórkami, które teoretycznie powinny dysponować największą w Ratuszu wiedzą dotyczącą funduszy pomocowych. Są takie dwie: Punkt Informacji Europejskiej oraz Biuro Funduszy Europejskich. Niestety, w żadnym z nich nie umiano nas przekonać do opłacalności inwestowania w zabytki miejskie wespół z kasą w Brukseli.

W punkcie odesłano nas do biura, przy czym w obu komórkach wzajemnie wymieniano się komplementami na temat kompetencji koleżeństwa zza ściany. Wreszcie poradzono nam, abyśmy zapoznali się ze stroną internetową śląskiego Urzędu Marszałkowskiego i dopiero z bagażem takiej wiedzy zgłosili się na spotkanie osobiste w bielskim ratuszu.

Daremny trud! Bo konia z rzędem temu, kto bez odpowiednich kursów sprosta zadaniu odnalezienia na witrynie marszałka informacji dotyczących zasad pomocy UE w nabywaniu miejskich zabytków przez firmy prywatne. My trafiliśmy na odpowiedni ślad dzięki pomocy dobrych ludzi i jeśli prezydent Jacek Krywult zamierza przekonywać rodzimych przedsiębiorców do celowości inwestowania w Starówkę – jesteśmy gotowi pomóc.

Okazuje się, iż inwestować jednak warto i Bruksela przeznacza na wsparcie takich działań grube miliony euro. W Górnośląskiej Agencji Rozwoju Regionalnego - do której ostatecznie trafiliśmy - wyjaśniono nam, że wprawdzie biurokrację Wspólnoty obowiązuje generalny zakaz indywidualnego wspierania firm, lecz sprawa jest do przejścia. W tym celu trzeba przekonać urzędników, że na inwestycji skorzysta cały region, a nasze przedsiębiorstwo się unowocześni i rozbuduje. W grę wchodzą przecież pieniądze z dotacji, czyli publiczne.

Tak więc firma ubiegająca się o refundację części nakładów na zakup kamienicy w Bielsku – Białej powinna w swoim biznesplanie wskazać, że w odnowionym zabytku zamierza otworzyć stylowy hotelik z określoną ilością gwiazdek, wyposażeniem, personelem i funkcjami wpisującymi się w klimat okolicznej zabudowy. Rzecz jasna, hotel to tylko przykład. Równie dobrze wniosek może dotyczyć restauracji, galerii czy innego obiektu pożądanego przez władze miejskie. Refundacja obejmie całość kosztów gruntu, budynku, łóżek, krzeseł, obrusów, sztućców, itd. Papiery trzeba złożyć w Urzędzie Marszałkowskim, który wkrótce wznowić ma konkursy na dofinansowanie.

Skala refundacji zależy od zasobności danego regionu oraz rozmiarów przedsiębiorstwa, które występuje o pomoc. Generalnie – im województwo biedniejsze, tym wsparcie większe. Jeśli firma zatrudnia mniej niż 10 osób, może być to nawet 60 proc. kosztów ogólnych inwestycji. W liczbach bezwzględnych wielkość refundacji wynieść może do 200 tys. zł dla przedsiębiorstw niewielkich oraz do 750 tys. zł dla firm dużych.

W sumie każdy przypadek jest inny i podlega odrębnym negocjacjom. Z ogólnych zasad wynika jednak, że nawet średniej wielkości firmy uczestniczące w przetargach na odnowę bielskich zabytków nie są bez szans przy ubieganiu się o dotacje z Brukseli. Panie prezydencie, liczymy na urzędniczą odwagę w postępowaniach dotyczących przekazywania niezbędnej części majątku komunalnego w prywatne ręce. W razie problemów, służymy numerami telefonów do kompetentnych instytucji.

Autor: Robert Kowal