Szkoleniowiec Marcin Brosz zaskoczył przede wszystkim zestawieniem linii pomocy, gdzie zabrakło najlepszego strzelca bielskiej ekipy, Dariusza Kołodzieja, a pojawili się tacy piłkarze jak Łukasz Gorszkow czy Adrian Pajączkowski. Od samego początku do szturmu na bramkę Łukasza Merdy przystąpili miejscowi, żądni rewanżu za porażkę 0:2 w Bielsku-Białej.

Trzykrotnie próbował Sebastian Gielza, ale strzelał albo niecelnie, jak w 2. minucie z odległości sześciu metrów, albo golkiperowi Podbeskidzia dopisywało szczęście – strzał w słupek w 5. minucie gry. Bielszczanie stopniowo otrząsali się z przewagi zespołu gospodarzy, czego dowodem było groźne uderzenie Łukasza Gorszkowa, wybite na rzut rożny przez bramkarza GKS-u. Zdecydowanie większe zagrożenie bramkowe stwarzali jednak katowiczanie. W 15. minucie przyjezdnych przed utratą gola uratował Paweł Odrzywolski, który wyekspediował „futbolówkę” z linii bramkowej, po strzale bardzo aktywnego w tym fragmencie meczu S.Gielzy. Przysłowie o niewykorzystanych okazjach, które lubią się mścić mogło znaleźć doskonałe potwierdzenie pięć minut później.

Po dośrodkowaniu A.Pajączkowskiego „główkował” P.Odrzywolski. Uderzenie wylądowało na  poprzeczce, a będącej na linii bramkowej piłki, nie potrafił skierować do siatki Damian Świerblewski. Przez kolejne minuty żadna z drużyn nie dochodziła do klarowniejszych sytuacji i wydawało się, że tak może być już do gwizdka arbitra oznajmiającego przerwę. W 30. minucie jednak bielszczanie wykonywali rzut wolny. Na strzał z 25 metrów zdecydował się Ł.Gorszkow, golkiper gospodarzy nie potrafił opanować piłki i ze skuteczną dobitką pospieszył Mariusz Sacha. Chwilę później miała miejsce kopia wcześniejszej sytuacji, z tym że bez efektu bramkowego po rzucie wolnym wykonywanym przez A.Pajączkowskiego.

Końcówka pierwszej połowy nie przyniosła większych emocji, choć niewiele brakowało a wynik podwyższyłby D.Świerblewski. Tuż po wznowieniu gry zakotłowało się pod bramką Ł.Merdy, ale piłkarze gospodarzy znów nie potrafili zamienić dobrej okazji na gola. W 57. minucie po raz kolejny w tym meczu miał miejsce strzał w „aluminium”. Tym razem nie miał szczęścia Hubert Jaromin. Goście z kolei byli dużo skuteczniejsi sześć minut później, ku całkowitemu zaskoczeniu futbolistów z Katowic. Precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego z odległości 17 metrów popisał się Martin Matuš i bielszczanie uzyskali przewagę dwóch goli. Katowiczanie ani myśleli o poddawaniu się i w bliźniaczej sytuacji w poprzeczkę bielskiej bramki „przymierzył” Piotr Plewnia. To był ostatni zryw ekipy GKS-u. Przyjezdni całkowicie kontrolowali przebieg gry i nie pozwalali gospodarzom na rozwinięcie „skrzydeł”. W tzw. międzyczasie M.Brosz pozwolił sobie na dokonanie trzech zmian, a na placu gry pojawił się m.in. D.Kołodziej. Wynik nie uległ już zmianie i bielszczanie z dużą dozą szczęścia odnieśli cenny, wyjazdowy sukces.

GKS Katowice – Podbeskidzie Bielsko-Biała  0:2 (0:1)
0:1 Sacha (30 min.)
0:2 Matuš (63 min., rzut wolny)

Podbeskidzie:
Merda – Górkiewicz, Szmatiuk, Odrzywolski, Dančik – Sacha, Jarosz, Gorszkow, Pajączkowski (57. Zaremba) – Matuš (78. Kołodziej), Świerblewski (70. Żmudziński)

Źródło: www.sportowebeskidy.pl