Każdy, kto planuje dziś poważniejsze inwestycje, jest przerażony gwałtownie rosnącymi kosztami materiałów budowlanych i robocizny. Każdy, oprócz bielskich władz, które zamierzają pobudować halę sportowo - wystawienniczą za kwotę kilkakrotnie niższą od aktualnej ceny rynkowej. Tymczasem odwlekanie decyzji  w kluczowych sprawach dla miasta oznacza wyciąganie kolejnych złotówek z naszych kieszeni. Panie i panowie rajcowie – taniej już było!

Taniej nie będzie, o czym przekonamy się wkrótce osobiście, spacerując zmodernizowanym mostem na Białce. Wedle pierwotnych planów, przeprawa miała do złudzenia przypominać obiekt z przełomu XIX i XX wieku z jego stylowymi rozwiązaniami architektonicznymi. Ale gdy przyszło budować okazało się, że przewidziana przez Ratusz na tę inwestycję kasa wystarczy ledwie na postawienie substytutu. Most więc będzie, bo być musi. Tyle że zamiast stalowych łuków dostosowanych do klimatu okolicznej zabudowy, zobaczymy betonowe balustrady rodem ze szkoły przaśnej architektury z epoki wczesnego Gomułki.

Będzie to wysoka cena, jaką następne pokolenia oraz Bielsko – Biała XXI wieku zapłacą za brak wyobraźni obecnych władz miasta, które nie zweryfikowały w porę swoich planów finansowych. Magistrat majstrował przy budżecie, podczas gdy ceny szybowały ostro w górę. Przekonywał się o tym niejeden rolnik przystępujący do rozbudowy chlewni lub zbiornika na gnojowicę. Raptowny skok kosztów był rezultatem poważnego wzrostu poziomu inwestycji w całym kraju oraz milionowego odpływu fachowców do zachodniej Europy. Żaden więc cud mniemany, ale obiektywny proces społeczno – ekonomiczny, który powinien być dostrzegany nawet z wysokich okien ratusza.

Niestety, problem siermiężnego mostu przy coraz bardziej europejskim deptaku nie stał się lekcją realizmu dla samorządowców. Wygląda na to, że za sprawą ich oportunizmu będzie się z nas wkrótce śmiał cały kontynent z przyległościami. Chodzi o poważne opóźnienia w budowie obiektu, który miał być areną zawodów sportowych IX Zimowego Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy. Te prestiżowe dla naszego kraju zawody rozpoczną się w lutym 2009 roku. Aby dochować zobowiązaniom podjętym przez gminę, hala musiałaby zostać oddana do użytku z końcem przyszłego roku. Organizatorzy festiwalu chcą bowiem, by odbyły się w niej co najmniej dwie imprezy sportowe zanim na Podbeskidzie zjedzie europejska młodzież.

Tymczasem inwestycja stoi w miejscu. Mimo trzech przetargów do dzisiaj tak naprawdę nie wiadomo jak będzie obiekt wyglądał oraz kto go wybuduje. W pierwszym podejściu na projekt i jego realizację miasto chciało wydać około 30 mln zł. Ratuszowi fachowcy powoływali się przy tym na przykład Sanoka, gdzie za podobne pieniądze powstała hala na 3 tys. widzów. Sanok miał jednak szczęście zainwestować odpowiednio wcześniej, przez co ominęły go skokowe podwyżki cen cegieł, stali i betonu.

Kiedy w Bielsku - Białej otworzono koperty z ofertami konkursowymi okazało się, że nikt nie zamierza nam zaprojektować i zbudować hali sportowo - wystawienniczej za mniej niż sto milionów. Obrażone władze unieważniły więc przetarg i ogłosiły nowy, podbijając stawkę do 50 mln zł. Odpowiedź rynku była bezlitosna zarówno dla wiedzy ekonomicznej, jak wyobraźni ogłoszeniodawcy. Zero ofert !

Od miesiąca trwa przetarg numer trzy. Tym razem ratuszowi spece wykombinowali sobie, że odniosą sukces, gdy przedmiotem konkursu będzie wyłącznie projekt hali. Wybór wykonawcy odłożyli na później. W najnowszej wersji czteroletniego planu inwestycyjnego miasta na lata 2007-2010 odnaleźć można kwotę 57 mln zł, którą administracja prezydenta Krywulta gotowa jest wydać na całość prac związanych z budową obiektu. Czyżby w ratuszu dla odmiany uwierzono w cuda obiecywane przez rząd w Warszawie?

Część znawców przedmiotu obawia się, że na skutek skąpstwa bielskich władz do przetargu staną wyłącznie architekci najmniej doświadczeni lub... najbardziej pewni wygranej. A na ich stołach powstaną szkaradki przypominające klimatem plac Chrobrego lub planowaną zabudowę placu Wojska Polskiego. Są to tereny, które wedle teorii służyć mają jako miejsce wypoczynku matek z dziećmi lub dziatwy szkolnej. Jednak w obecnej swej betonowo – kamiennej postaci cieszą co najwyżej dozorców sprzątających gołębie odchody.

Tak czy inaczej koniec przeszłego roku nie wydaje się być realny jako termin oddania hali do użytku. Kolejne przetargi i stopniowe zmiany koncepcji finansowych doprowadzą tylko do wzrostu kosztów inwestycji. Z sytuacji tej cieszyć się mogą wyłącznie nauczyciele i uczniowie z zespołu szkół przy ulicy Filarowej. Zgodnie z planem awaryjnym bowiem, zawody curlingowe w ramach zimowego festiwalu młodzieży odbędą się właśnie w tej placówce. Aby stało się to możliwe, trzeba wybudować w szkole specjalny tor i nikt chyba się specjalnie nie zdziwi, gdy na ów cel znajdą się środki w kasie miasta.

Autor: Robert Kowal