Bielsko-Biała posiada coś, co wyróżnia nas na tle wielu, nawet dużych aglomeracji : mamy tradycję. Kłopot w tym, że nie potrafimy właściwie korzystać z dobrodziejstwa, które pozostawili nam przodkowie. Wielowiekowa zabudowa miasta cieszy głównie historyków sztuki i statystyków. Zamiast uczyć patriotyzmu lokalnego, jednoczyć mieszkańców wokół wspólnej przeszłości, czy przyciągać turystów i obywateli, którzy wyemigrowali do innych ośrodków.

Dziesiątki polskich miast pozbawionych jest zabytkowej zabudowy. Część zniszczyła wojna, inne zaś są miejscowościami na tyle młodymi, że tradycja - jak kpił mistrz Bareja – dopiero co im się narodziła. Np. Nowa Huta czy Konin straszą peerelowskimi blokowiskami, a do rangi zabytku urastają tam pozostałości po wczesnym Gomułce.

Problem mają też w stolicy. Od wielu lat władze Warszawy usiłują ożywić szlak turystyczno – handlowy ciągnący się od Starówki, Krakowskim Przedmieściem, Alejami Ujazdowskimi po Wilanów. Z mizernym skutkiem, bo odbudowane po wojnie kwartały nie wytwarzają charakterystycznego klimatu, który jest udziałem wiekowych budynków i ulic. Prawda jest taka, że zabytkowe centrum miasta podziwiać dziś można wyłącznie na zdjęciach w Fotoplastikonie. Natomiast, aby pooddychać powietrzem średniowiecza, baroku lub fin de siecle’u trzeba pojechać do Krakowa.

...Albo do Bielska-Białej, choć kierunek ów wydaje się dopiero czekać na odkrycie przez organizatorów masowej turystyki krajoznawczej. Miasto roi się od zabytków z różnych epok i rozdziałów naszej narodowej historii, władzom komunalnym zaś trudno odmówić troski o odnowę i rewitalizację tego dorobku. Z biegiem lat nie nauczyliśmy się jednak dyskontować spuścizny po przodkach dla celów wychowawczych i – oby to nie zabrzmiało patetycznie - patriotycznych.

Kłopot nie polega wyłącznie na organizowaniu wycieczek po mieście dla dzieci i młodzieży szkolnej w dniach wolnych od nauki. Ale na miastotwórczym wykorzystaniu tradycji, tj. prowokowaniu dumy z miasta i własnych korzeni,  wzmacnianiu psychologicznych więzi mieszkańców z miejscem urodzenia. Taki magnes pomoże  m.in. w podjęciu decyzji o powrocie osobom, które wyjechały za chlebem albo po naukę. Jeśli ktoś liczy, że młoda inteligencja bielska porzuci swoje nowe domy i intratne posady na obczyźnie, gdyż ekipa Jacka Krywulta postanowiła zachęcać przedsiębiorców do tworzenia większej ilości miejsc pracy dla osób wykształconych – to się grubo myli!

Wydaje się, że powyższa filozofia zaczyna powoli zdobywać zwolenników w naszym ratuszu, czego materialnym wyrazem są coraz liczniejsze i efektowniejsze imprezy o charakterze historyczno - kulturalnym. Wśród nich cennym pomysłem okazały się być obchody święta ulicy 11 Listopada, podczas którego na prowizorycznych estradach prezentowały się bielskie teatry, kapele podwórkowe, muzycy, tancerze.

Ludzie przybyli tłumnie, choć lało i czynna była ledwie cześć deptaka. Wysłuchali Johna Portera z narzeczoną, ale nade wszystko odświętnym okiem spojrzeli na to, czego zazwyczaj nie dostrzegają w drodze do pracy. Na budynek dawnego Grand Hotelu, Banku Depozytowo – Wekslowego, kamienicę Pod Ząbkami przy Starym Rynku albo Dom Cechowy przy Nowym Rynku w Białej. Tego nie mają ani w Warszawie, Szczecinie, Rzeszowie, ani nawet w Pile!

Z roku na rok rozkwita także nowa, świecka tradycja obchodów święta ulicy Wzgórze. To jeden z najbardziej malowniczych traktów miasta, ale przez lata przywykliśmy do jego siermiężnych dekoracji w rodzaju eksponatów z miejscowego pubu „PRL”. W ub. r. było żałośnie, gdy imprezę skryto w okolicznych galeriach i knajpkach, a pierwsze skrzypce na jarmarku staroci należały do pewnego rosyjskojęzycznego handlarza używanymi książkami dla polskich dzieci.

Natomiast plany na najbliższą, III edycję są ekscytujące. Ma być jarmark różności, film o podziemiu niepodległościowym na Podbeskidziu, degustacja przysmaków regionalnych, wystawy i warsztaty plastyczne, stylowe wnętrza, meble, portrety i inne rekwizyty z epoki, muzyka i taniec. Dla dorosłych i dla dzieci. W tle kłuć wprawdzie będą w oczy sponiewierane upływem czasu kamienice na bielskim Rynku, lecz postępy w  rewitalizacji starówki pokazują podatnikom, że idą zmiany na lepsze.

Na dobre czasy czeka natomiast szlak spacerowy w Wapienicy. Obszerny bukowy las w środku miasta z górującymi nad nim zboczami Beskidów jest fenomenem na skale krajową. Zapora i zbiornik retencyjny na jeziorze Wielka Łąka zaś są świadectwem znaczącego dorobku cywilizacyjnego naszego regionu i powinny stać się obiektem obowiązkowym na trasach wycieczek szkolnych oraz biur podróży. Wszelako pod warunkiem, że z nawierzchni ścieżki do Krzywej Chaty zniknie asfalt wylewany za późnego Gomułki lub wczesnego Gierka. Pod dziurawą drogą do dumy przedwojennego budownictwa wodnego widać dobrze zachowane betonowe płyty, które mogą pamiętać czasy Ignacego Mościckiego. Czy dorośliśmy już do renowacji tego prezydenckiego szlaku?

Kiedy byłem wyrostkiem moja babcia nieboszczka powtarzała mi te słowa. – Idź do miasta, durniu. Tam otrzymasz właściwą kindersztubę, dobre wykształcenie i spełnisz się jako inteligent. Za jakiś czas chciałbym z tych samych powodów zachęcić moje dzieci do pozostania w Bielsku. Żaden Kraków czy Wiedeń nie mogą im przecież zastąpić ojczyzny.

Autor tekstu i zdjęć: Robert Kowal