Wielu osobom skrót PKS kojarzy się nadal z Państwową Komunikacją Samochodową. A jak firma jest państwowa, to powinna funkcjonować na takich samych zasadach na terenie całego kraju - sugerują czytelnicy. Tymczasem jest inaczej.

Dawny PKS, to już nie jeden wielki państwowy moloch, lecz kilkadziesiąt niezależnych konkurencyjnych firm transportowych, w których nazwach  pozostał co prawda skrót PKS, lecz tak naprawdę firmy te nic ze sobą już wspólnego nie mają. Wiele spośród tych przedsiębiorstw jest już w rękach prywatnych, inne właśnie się prywatyzują, jeszcze inne czekają na decyzje w tej sprawie.

ZAMIESZANIE  Z  BILETAMI

Efekt podziału PKS-u na niezależne firmy jest taki, że pasażerowie niebieskich autobusów bywają czasami mocno skołowani. Jak bowiem zrozumieć na przykład to, że teraz bilety miesięczne kupione na przykład w bielskim PKS-ie nie są honorowane w autobusach PKS-u żywieckiego czy cieszyńskiego, skoro przez całe dziesięciolecia było wszystko jedno gdzie bilet się kupiło i jakim potem autobusem się jechało. Ważne było tylko, aby trasa, na którą przysługiwał, się zgadzała. Co więcej, trudno nawet na pierwszy rzut oka odróżnić autobusy poszczególnych postpekaesowskich przewoźników.
 
Wyjaśnić to można tym, że teraz poszczególne pekaesy, jako niezależne spółki, funkcjonują na zasadach wynikających z wolnorynkowej konkurencji. Stąd różnice w sposobie ich działania. Firmy te robią bowiem wszystko, aby na rynku przewozów przetrwać, a to oznacza „bratobójczą” walkę o klienta. Z drugiej jednak strony wszystkie te firmy działają na mocy ustawy o przewozach publicznych. Stąd pewne podobieństwa w sposobach ich funkcjonowania. Są jednak sytuacje, kiedy pasażerowie nie są w stanie przyjąć i zrozumieć tego, wynikającego z ekonomiczno-ustawowych powodów, tłumaczenia. Zwłaszcza że okazuje się, iż nawet urzędnicy mają problemy z jednoznaczną interpretacją przepisów prawa, regulującego działalność publicznych przewoźników. Oto przykład:

- Jechałem wraz z synem autobusem PKS z Bielska do Kęt. Syn uczy się w szkole, zapytałem więc kierowcę czy dziecku przysługuje zniżka. Kierowca powiedział, że tak i sprzedał dla syna bilet ulgowy. Wsiadając do autobusu pekaesu w drodze powrotnej historia się powtórzyła, z tą tylko różnicą, iż odpowiedź kierowcy na zadane przeze mnie pytanie brzmiała: nie. Dla syna musiałem więc kupić bilet normalny - mówi o swojej podróży autobusami PKS pewien bielszczanin (nazwisko do wiadomości redakcji). Nie kryje zdziwienia. Gdy na dworcu w Bielsku-Białej chciał wyjaśnić tę sprawę, usłyszał że do Kęt jechał autobusem bielskiego PKS, gdzie zniżki dla młodzieży szkolnej są honorowane, a z powrotem wracał autobusem z oświęcimskiego PKS, gdzie ulgi takie respektowane nie są.

Wyjaśnienie to wcale go jednak nie usatysfakcjonowało. W jego odczuciu ulgi na przejazd środkami komunikacji publicznej są dla młodzieży szkolnej przywilejem wynikającym nie z dobrej woli przewoźnika, lecz z przepisów ustawy. O tym, że tak właśnie jest, przekonało go dodatkowo to, iż ulgi dla młodzieży uczącej się stosowane są nawet przez niewielkich „busikowych” przewoźników. Czemu więc w oświęcimskim PKS jest inaczej niż na przykład w bielskim?

Aby to wyjaśnić trzeba przyjrzeć się przepisom prawa, regulującym kwestie zniżek na przejazdy pasażerskie środkami komunikacji publicznej. Wynika z niej bowiem, iż ... ustawowa 33-procentowa zniżka na przejazd środkami komunikacji publicznej należy się młodzieży szkolnej wyłącznie przy zakupie biletów miesięcznych na trasie z i do szkoły. Indywidualne jednorazowe przejazdy nie są objęte ustawową zniżką. Dlaczego więc niektórzy przewoźnicy jednak ją stosują?

USTAWA  DOPUSZCZA

A to dlatego, iż ustawodawca dał im takie prawo. Mogą oni bowiem stosować podczas sprzedaży biletów indywidualnych tak zwane zniżki handlowe. Jednak to, czy będzie zniżka taka stosowana i na jakich zasadach oraz w jakiej wysokości, zależy wyłącznie od decyzji władz danej firmy przewozowej.
 
Marek Małacha, członek zarządu bielskiego PKS SA przyznaje, że w jego firmie ulga przy zakupie biletów jednorazowych przez osoby uczące się została wprowadzona. Nie kryje, że jest to działanie o charakterze marketingowo-promocyjnym, stosowane zresztą przez wielu publicznych przewoźników. - Wielkość stosowanej przez nas ulgi jest zróżnicowana i zależy od kilku czynników - tłumaczy Marek Małacha dodając, że oscyluje ona w granicach 20 procent. Zaznacza on jednocześnie, że na liniach, gdzie zarząd wprowadził dla wszystkich klientów niższe promocyjne ceny biletów (jak na przykład na trasie do Krakowa) dodatkowa ulga młodzieży nie przysługuje.
 
Najwyraźniej więc, w przeciwieństwie do bielskiego, sprywatyzowany już oświęcimski PKSiS nie potrzebuje zachęcać tanimi biletami potencjalnych młodych klientów do korzystania ze swoich usług, skoro ulgowych biletów im nie sprzedaje. Na tym jednak nie koniec różnic. Okazuje się, że w Oświęcimiu, w przeciwieństwie do Bielska, młodzież nie może również kupić w okresie wakacji ulgowych biletów miesięcznych, które przysługują im z mocy ustawy.

MARSZAŁEK  ZAKAZAŁ

Potwierdza to kierownik działu przewozów pasażerskich w oświęcimskim PKSiS Andrzej Olearczyk. Zaznacza, że dzieje się tak, ponieważ zakazał tego - grożąc surowymi konsekwencjami za nieprzestrzeganie zakazu - marszałek województwa małopolskiego. A to właśnie marszałkowie województw zwracają prywatnym przewoźnikom pieniądze z tytułu stosowania przez te firmy ulg ustawowych.

W opinii marszałka małopolskiego wakacje to nie rok szkolny i młodzież do szkoły dojeżdżać nie musi. Zniżka na bilet miesięczny jest więc jej niepotrzebna. Chyba że ktoś udowodni - przedkładając stosowne zaświadczenie - iż w czasie wakacji odbywa praktykę zawodową lub uczestniczy w jakichś szkolnych zajęciach.

W Bielsku tymczasem aby bilet miesięczny w okresie wakacji kupić, wystarczy pokazać aktualną legitymację szkolną lub studencką. Dodatkowych zaświadczeń nie potrzeba. - Wychodzimy z założenia, iż rok szkolny - zgodnie zresztą z ustawą o szkolnictwie - trwa od 1 września do 30 sierpnia roku następnego. Wakacje są więc jego integralną częścią - tłumaczy Marek Małacha dodając, że marszałek województwa śląskiego nigdy do tej pory nie kwestionował takiej interpretacji przepisów o zniżkach na przewozy pasażerskie środkami komunikacji publicznej.

Tekst i foto: Marcin Płużek - Kronika Beskidzka