Żandarmeria i prokuratura wojskowa analizują obecnie czy w polskim kontyngencie w Afganistanie doszło do buntu. Z wielu nieoficjalnych informacji, które docierają z wojny przeciwko Talibom wynika jednak, że bielskim żołnierzom dorabiana jest gęba nieudaczników i tchórzy. Najwyraźniej ktoś na górze zapomniał o starej wojskowej zasadzie, że najpierw ojczyzna powinna żołnierzowi zapewnić wszystko co niezbędne do służby, aby potem wymagać od niego, żeby poświęcał dla niej swoje zdrowie i życie.

Nasz udział w misji ISAF był od początku sprawą kontrowersyjną. Decyzję o wysłaniu wojska podjęto wbrew nastrojom społecznym oraz zasadom sztuki wojennej. Wyposażenie i uzbrojenie kompletowano na chybcika. Część niezbędnego sprzętu kupiono w niewielkich seriach, w ostatniej chwili przed wyjazdem do Azji. Do żołnierskich plecaków zapakowano rzeczy, co do których nie było pewności jak sprawdzą się na polu bitwy. Niektóre otrzymali dopiero w Afganistanie, a inne nigdy nie dojechały do miejsca przeznaczenia, bo zostały po drodze uszkodzone lub rozkradzione.

Przyśpieszając realizacje decyzji politycznych, ktoś zapomniał, że zgodnie z procedurami wojskowymi, potrzeba aż 12 – 18 miesięcy, aby po ogłoszeniu przetargu ekwipunek dotarł do bezpośredniego użytkownika. Na domiar złego, w trakcie przygotowań do misji zreformowano pion logistyki wojsk lądowych poprzez likwidację jednostki zajmującej się dostawami. Dziś nawet generałowie przyznają, że sprawami tymi w owym czasie rządził bałagan i prowizorka.

Żołnierze z elitarnego bielskiego 18. bdsz, którzy są trzonem polskiego kontyngentu, zostawili swoje lekkie hummery w kraju. W Afganistanie miało na nich czekać ponad sto opancerzonych pojazdów tego samego typu, dostarczonych przez Amerykanów. Tuż przed wyjazdem batalionu minister obrony narodowej, Aleksander Szczygło zapewniał publicznie, że sprzęt przeznaczony do tej misji będzie lepszy niż używany przez naszych chłopców w Iraku. Ba, miał być nawet nowocześniejszy od ekwipunku sojuszników z USA.

Tymczasem podstawione nam pojazdy humvee dysponują opancerzeniem mieszczącym się w zaledwie 2.kategorii bezpieczeństwa. Natomiast auta, którymi jeżdżą Amerykanie posiadają czwartą, a nawet piąta kategorię. Służący w ISAF bielscy żołnierze mówią nieoficjalnie, że nadwozia naszych hummerów nie chronią nie tylko przed ostrzałem z broni ręcznej, ale także przed odłamkami min. To istotna wada, gdyż jednym z głównych zadań polskiej grupy bojowej jest patrolowanie szosy z Kabulu do Kandaharu. Okolice tego przejazdu roją się zaś od wszelkiego rodzaju min, a egzemplarze rozbrajane przez saperów NATO w dzień są szybko zastępowane nowymi ładunkami przez Talibów w nocy.

Zgodnie z taktyką działania jednostek manewrowych, o której przed wyjazdem mówił dowódca batalionu, ppłk Adam Stręk, obok hummerów w składzie patrolu znajdować się powinny także transportery opancerzone Rosomak. Niestety, do tej pory do Afganistanu nie dotarły kompozytowe pancerze do tych pojazdów. Nie ma także obiecanych opancerzonych kabin dla ciężarówek Jelcz. Podczas transportu zaginęła nawet kosztowna maszyna inżynieryjno – saperska.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, w trakcie jednej z odpraw służbowych zabrało głos kilku żołnierzy w czerwonych beretach, którzy zwrócili uwagę na to, że wysyłanie wojska w nieopancerzonych wozach grozi szybkim wybiciem załóg. Rację przyznała im część pododdziału, ale nikt nie odmówił wyjazdu na patrol. Relacjonujący tę wymianę zdań dziennikarz agencyjny nazwał ją później buntem i z taką etykietą sprawa wypłynęła na zewnątrz. Dwaj najgłośniejsi krytycy, starszy kapral oraz starszy szeregowy zostali ściągnięci do kraju, kilkunastu ich kolegów zaś oczekuje właśnie na transport do ojczyzny. Wszyscy skorzystali z prawa do tzw. przyspieszonej rotacji.

Fala emocji opadła. Po powrocie bielszczanie przeszli standardową procedurę lekarską, po czym otrzymali urlopy wypoczynkowe. Za każdy dzień pobytu na misji przysługuje im dziesięć dni laby. Do czasu zakończenia postępowania prokuratorskiego zobowiązano ich do nie udzielania wypowiedzi publicznych. Rozmowni są za to oficjele z resortu obrony. Minister Szczygło dyscyplinuje w prasie bielskich żołnierzy, przypisując im przywłaszczenie kompetencji...związku zawodowego. Natomiast dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak publicznie nawołuje szturmowców z 18. bdsz do zachowania skromności oraz radości z tego, co już od ojczyzny otrzymali.

Jak dotąd, nikt do kraju nie przyjechał z Afganistanu w cynkowej skrzynce. Sprawa tzw. bielskiego buntu jest najwyraźniej przyciszana. Jest prawie pewne, że wróci na pierwsze strony gazet w ślad za każdą polską tragedią na tej wojnie.

Autor: Robert Kowal