Patrolują bielskie ulice, zakładają blokady, dyscyplinują kierowców, ale... nie wypisują mandatów. Prawo zakazuje strażnikom miejskim strajkować, dlatego formalnie żadnego protestu nie ma. Funkcjonariusze w Bielsku-Białej po prostu nie nakładają na kierowców kar finansowych. Będą tak robić, dopóki nie wywalczą lepszych pensji.

– Cały czas oceniano nas przez pryzmat ilości mandatów – mówią strażnicy. Dlatego postanowili zdopingować władze miasta, przestając je wypisywać. Oznacza to, że do gminnej kasy każdego dnia wpływa tysiąc, półtora tysiąca złotych mniej (w ciągu miesiąca dochód z mandatów wynosił około 20 tysięcy złotych).

– Zarobki strażników miejskich to wierzchołek góry lodowej – mówi Tomasz Ficoń, rzecznik bielskiego Ratusza. – Niskie pensje to problem wszystkich jednostek podległych samorządowi. Już jakiś czas temu prezydent zlecił ich dyrektorom wykonanie analiz budżetów. Kiedy je otrzyma, będzie się zastanawiał nad ewentualnymi podwyżkami – dodaje.

W sprawie podniesienia wynagrodzenia funkcjonariuszy prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult spotkał się z komendantem straży miejskiej Andrzejem Grzegorzkiem. Poprosił komendanta, by poszukał oszczędności we własnym budżecie. Ma to być doraźne rozwiązanie.

– Znaleźliśmy pieniądze na ten rok. Ale trzeba już myśleć o pieniądzach na przyszły – mówi komendant Andrzej Grzegorzek. Dodaje, że jego podwładni powinni otrzymać podwyżki już niebawem.

Źródło: Dziennik Zachodni