Komandosi z 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego od dwóch miesięcy są w Afganistanie. W ciężkiej misji bierze udział ponad 300 żołnierzy. Na miejscu mają m.in. szukać broni i ładunków wybuchowych, konwojować transporty, szkolić afgańskich żołnierzy. Są też przygotowani do walki. Polscy żołnierze stacjonują m.in. w bazie Sharana w prowincji Paktika. W połowie czerwca osiągnęli pełną gotowość bojową i wyjeżdżają na samodzielne patrole - głównie używanymi hummerami, które dostali od Amerykanów.

Kilka dni temu do Polski dotarły wiadomości, że 11 żołnierzy, w tym komandosi z 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego, odmówiło udziału w patrolu. Ministerstwo Obrony Narodowej natychmiast uściśliło te doniesienia - według resortu dwóch podoficerów zaczęło namawiać dziewięciu starszych szeregowych do złożenia wniosku o zgodę na powrót do Polski. - Swoją decyzję uzasadniali faktem niedostatecznego - według nich - poziomu opancerzenia amerykańskich hummerów - informuje Jarosław Rybak, rzecznik MON-u.

Zamieszanie z komandosami jednak się nie zakończyło. Choć kilku żołnierzy wycofało swoje podania o wcześniejszy powrót do kraju, Aleksander Szczygło, minister obrony narodowej, podjął jednak decyzję, że cała 11 wraca wcześniej do Polski. Jego zdaniem żołnierz, który raz zawiódł, może zrobić to ponownie, co w warunkach bojowych jest bardzo niebezpieczne. Być może uda się przetransportować ich do kraju jeszcze w tym tygodniu. 15 czerwca prokurator Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie polecił Żandarmerii Wojskowej wszczęcie dochodzenia w tej sprawie. Podoficerowie zostali odsunięci od zadań bojowych, są w bazie Bagram, a w oczekiwaniu na powrót do kraju zajmują się m.in. sprzątaniem. Za niesubordynację grozi kara trzech lat więzienia i wydalenie przez dowódcę ze służby.

Źr. Gazeta Wyborcza