Szymon Broda

 

Skaldomania

 

Krzysztof Nowaczek to barwna osobowość, artysta i działacz społeczny – postać znana w Skoczowie w wielu środowiskach. Swoje

 

powołanie życiowe

 

realizuje m.in. jako filmowiec. Tworzy impresje o Skoczowie i okolicy – „Moja przygoda ze Skaldami czyli opowieść Oldboja ze Skoczowa” o rockmanie Mieczysławie Suderze, „Cesarz w Skoczowie” (zapis rekonstrukcji wizyty cesarza Franciszka Józefa), „Piekielne kino z duszą” o historii skoczowskiego Teatru Elektrycznego i DKF „Piekiełko, którego był współzałożycielem. Jest także działaczem NSZZ Kuźników w Kuźni Polskiej S.A. i honorowym krwiodawcą, członkiem Zarządu Rejonowego PCK – zasłużonej, ale niestety upadającej (z winy dziwnej polityki państwa) organizacji.

Wśród wielu pasji na pierwszym miejscu skoczowianin stawia jednak muzykę. Od lat 70. popularyzuje polski rock i gatunki pochodne – w mariażach z jazzem, bluesem i formami symfonicznymi. Skupia się na działalności kolekcjonerskiej, tworzeniu form filmowych i publikacji związanych z muzyką. Jego nazwisko kojarzone jest od wielu lat ze skoczowskim fanklubem Skaldów, jednym z najprężniejszych w kraju.

– Wszystko zaczęło się, gdy mieszkałem jeszcze w Brennej-Leśnicy – wspomina Krzysztof Nowaczek. – Jako nastolatek słuchałem często radia – Trójki, Jedynki, Rozgłośni Harcerskiej i Radia Luksemburg. Zacząłem nagrywać na szpulowe taśmy audycje i wykorzystywać swoje nagrania podczas szkolnych potańcówek, festynów strażackich lub imprez rekreacyjnych w ośrodkach wczasowych w Brennej. To były czasy, gdy wykonawcy i odbiorcy wspólnie

 

cieszyli się muzyką

 

i nie było w naszym bloku wschodnim żadnych ograniczeń związanych z tak zwanymi prawami autorskimi. A muzyka, przy której się bawiono, była zazwyczaj znacznie bardziej ambitna, trudniejsza i wartościowsza od obecnej muzyki granej do tańca. Pamiętam, jak na jednym z plenerowych festynów wielka wilgotność w atmosferze unieruchomiła mój magnetofon – chyba słynnego Kasprzaka, z którego jako przerywnik typowo festynowej muzyki rozlegały się poprzez strażackie głośniki wspaniałe brzmienia hardrockowej grupy Deep Purple, co bardzo rajcowało młodych ludzi, otwartych na coś nowego. Muszę przyznać, że byłem wówczas pionierem w prezentacji takiej „muzy” na naszym terenie. Ten styk dwóch różnych światów muzyki był często szokujący, bo histeryczny wprost głos Iana Gillana w „Child in Time” przechodził na ludowych festynach płynnie np. w utwór „Wszystkie rybki śpią w jeziorze”, grany nieraz przez bardzo nietrzeźwych muzykantów, ale to właśnie było fajne i niezapomniane! Na imprezach w remizie OSP, zwanych przeze mnie dyskotekami z muzyką rockową, na których do Brennej zjeżdżało wielu gości, także ze Skoczowa, udzielałem się jako ówczesny didżej, 

 

wolontariusz epoki gierkowskiej

 

i popularyzator rocka. Czasami zabrzmiało reggae, czasem hard-rock, blues, stary big-beat, a czasem kawałki dyskotekowo-popowe, ale naprawdę niezłe. Strażacy cieszyli się, że ludzie kulturalnie spędzają czas (był to rodzaj premiowanej wówczas działalności kulturalnej), a ja byłem szczęśliwy, że mogę popularyzować coraz szerzej swą ulubiona muzykę. Przy okazji sam zostałem strażakiem i brałem udział w wielkiej akcji gaszenia pożaru lasu na Błatniej.

Początkowo były ogromne problemy ze sprzętem odtwarzającym i nagłaśniającym. Dlatego – nie mając o tym żadnego pojęcia – stworzyłem z  kolegami pierwsze kolumny głośnikowe. Wykorzystaliśmy przewiezione autobusem w walizce wielkie 10-watowe

 

głośniki z demobilu

 

z krakowskiej AGH. Obudowaliśmy je nieheblowanymi deskami, z przodu założyliśmy płótno i mogliśmy wreszcie grać na całego!  I takie nasze działania były naprawdę godne prawdziwych Rock’n’rollowców! Młodzi byli wówczas dumni z udziału w naszych imprezach, odbierali prezentowaną muzykę rockową znacznie bardziej emocjonalnie niż dziś. Nie było blichtru, szpanu, pozerstwa. Była autentyczna zabawa i radość z niej! – tłumaczy Krzysztof Nowaczek.   

W Skoczowie jego działalność na rzecz muzyki rozpoczęła się w kręgach elitarnego nieformalnego Klubu Starej Płyty utworzonego przez zmarłego przed trzema laty Mieczysława Sudera (laureata konkursu w Sopocie), Zdzisława Kozinę (Ja Michu) z Wybrzeża mieszkającego w latach 80. w Skoczowie i Krzysztofa Broszkiewicza z Cieszyna. Obdarzony uznaniem przez członków klubu hobbysta z Brennej znalazł się w doborowym towarzystwie.

– Zgromadziliśmy wielką ilość taśm, kaset i płyt z unikatowymi nagraniami epoki polskiego big-beatu, które mogą na pozór wydawać się nagraniami z drugiej ligi, a prezentują często wysoki poziom artystyczny, a jeszcze bardziej wartość historyczną.

 

Opracowaliśmy antologię

 

z 28 płyt CD-R. W sumie zebrano kilka tysięcy kawałków, które wykorzystywaliśmy oczywiście tylko dla naszych wewnętrznych potrzeb ze względu na prawa autorskie, które blokowałyby oficjalne wydania tego materiału. W tej chwili nasza nowa wersja antologii rozrosła się do ponad 50 płyt CD-R i jest znana tylko w hermetycznym gronie największych polskich kolekcjonerów tego rodzaju muzyki. Ten bardzo wartościowy dorobek powinien zostać jakoś szerzej wykorzystany, ale musimy liczyć się z restrykcyjnym prawem autorskim, które dawniej narzucało sztywne ramy ochronne do 25 lat, a obecnie do 70. Niewielką  ilość tych zbiorów mogliśmy zaprezentować dzięki Ja Michu w angielskim radiu internetowym Radio Cafe. Przepisy nie są tam tak restrykcyjne, choć fragmenty pewnych nagrań zostały też przedstawione w Radiu Bielsko podczas moich wspólnych audycji z  red. Jakubem Mazurem. Nigdy nie używamy nagrań do celów komercyjnych. Nasza działalność nastawiona jest na elitarną wymianę wyłącznie we własnym, zamkniętym kręgu – tłumaczy pasjonat.

Krzysztof Nowaczek do dziś utrzymuje osobiste kontakty z wieloma wybitnymi muzykami polskiej sceny rockowej – Jerzym Skrzypczykiem i Jerzym Kosselą z Czerwonych Gitar, Jerzym Krzemińskim i Jerzym Grunwaldem z No To Co  i wszystkimi Skaldami. Uczestniczy regularnie w imprezach bluesowych – Festiwalu Ryśka Riedla w Tychach i w katowickiej Rawie Blues, którą w ciekawy sposób dokumentuje na filmach. Skoczowianin był wielokrotnie na koncertach Deep Purple i zrealizował wiele filmów ze zlotów ogólnopolskiego fanklubu zespołu, a także Uriah Heep, Page-Plant, Black Sabbath, Ten Years After, Metallica,U2,Saxon i wielu innych. Koncert Rolling Stonesów na Stadionie Śląskim uważa za swe największe koncertowe przeżycie, tym bardziej, że jako support występowała jego ulubiona polska grupa Dżem.

Krzysztof Nowaczek od dziesięcioleci integruje lokalne środowisko z ogólnokrajowymi elitami fanów polskiej muzyki rockowej i bluesowej. Do jego najbardziej spektakularnych osiągnięć należy wielokrotne sprowadzenie do Skoczowa braci Andrzeja i Jacka Zielińskich i ich towarzyszy i pianisty Stanisława Dei, który specjalizuje się w repertuarze chopinowskim, ale zaprezentował również wątki skaldowskie w postaci suity „Krywań”...

 

Skoczowski fanklub

 

– jeden z najbardziej aktywnych w kraju – prowadzi przy współpracy sołtysa Zamarsk i poety oraz wokalisty zespołu folklorystycznego Strumień Klaudiusza Zawady. Wraz z nim stworzył cykl corocznych skoczowskich imprez Skaldowski Maraton Muzyczno-Filmowy, na którym, poza innymi atrakcjami, zawsze prezentuje na dużym ekranie swe skaldowskie filmy.

Osobistą przygodę ze Skaldami, których słuchał już od ponad 20 lat, rozpoczął w końcu lat 70. w bielskim Domu Muzyki, gdy wygrał konkurs wiedzy o zespole i otrzymał na scenie płytę od braci Zielińskich. Stopniowo zaczął zacieśniać kontakty z wykonawcami i fanami, a muzyka skaldowska pojawiła się w jego impresjach filmowych i zapisach ze zlotów. Fanklub Skaldów to dla Krzysztofa Nowaczka przede wszystkim spotkania z intrygującymi osobowościami wolnymi od niezdrowego kultu jednostki wielu współczesnych gwiazd i towarzyszącej temu histerii.   

Ważnym wyróżnieniem dla Skoczowa, Krzysztofa Nowaczka i zmarłego niedawno Mieczysława Sudera była główna nagroda fundacji Sopockie Korzenie przyznana za pracę  literacką Oldboja ze Skoczowa (pseudonim Mieczysława Sudera) dotyczącą polskiego big-beatu. Krzysztof Nowaczek był autorem dołączonego do tekstu filmu z udziałem Oldboja oraz m.in. oprawy wizualno-zdjęciowej i fonicznej na załączonych płytkach audio. Dwaj skoczowscy rockmani przyjechali do Sopotu w towarzystwie wiceburmistrza Piotra Ruckiego, który doskonale odnalazł się wśród melomanów z całej Polski. W Sopocie skoczowska delegacja zapoznała się z Markiem Karewiczem, kultowym autorem ponad miliona zdjęć z życia polskiego rocka, autorem właściwie wszystkich okładek płyt analogowych z epoki big-beatu oraz z prawdziwą ikoną muzycznej Trójki, redaktorem Piotrem Metzem.

K. Nowaczek zauważa, że w Skoczowie mieszka wielu interesujących czy wybitnych muzyków, np. Leszek Winder, znakomity gitarzysta rockowo-bluesowy, lider zespołu Krzak (Fryderyk za najlepszą płytę bluesową w 2012 r.) i Śląskiej Gupy Bluesowej. W pobliskim Pierśćcu mieszka Dariusz Dusza (dawniej Śmierć Kliniczna, dziś Reportaż), jeden z najbliższych współpracowników Ireneusza Dudka. Sam Dudek mieszka w pobliskim Jaworzu. Z młodszego pokolenia można wymienić Wojciecha Kucharczyka – twórcę zupełnie nowych trendów muzycznych, lidera m.in. Complainer and Complainers.

Skoczowska frakcja fanklubu Skaldów plasuje się według niego pod względem aktywności na drugim miejscu w kraju, po krakowskiej. K. Nowaczek nawiązał oczywiście przyjacielskie kontakty z rodzimą skoczowską  gotycko-rockową grupą Batalion d'Amour.

– Dawniej muzyka była bardziej autentyczna, płynęła z serca. Dziś często bywa wydumana, stworzona schematycznie pod masowego słuchacza przez sprytnych menażerów, producentów i właścicieli firm płytowych. Jest za dużo kopiowania – za mało autentyczności. Nie podoba mi się w tej materii polityka rozgłośni radiowych, które grają niesamowicie miałką muzykę, choć zauważyć trzeba że Trójka wróciła do formy, odchodzi od komercji i wraca do klasyki rocka – podsumowuje skoczowski rockman. Dlatego  słucha coraz więcej blues-rocka, który jest muzyką prostą, ale wyraża prawdziwe emocje muzyków, opiera się tak jak jazz na improwizowanych solówkach i opowiada o prawdziwym, często szarym życiu, a nie o świecie konsumpcji, mody  i szpanerstwa. 

W planach tego nadzwyczaj aktywnego człowieka mocnego uderzenia pozostaje wiele filmów do zmontowania z już zarejestrowanych przez niego materiałów. Pracuje właśnie nad montażem dokumentalnej impresji o niepowtarzalnej atmosferze Festiwalu im. Ryśka Riedla w Tychach, którą tworzy spontaniczny odbiór muzyki, a szczególnie sceny szaleńczego tańca

 

pogo w tumanach kurzu.

 

Skoczowianin pokazał go od wewnątrz, czego, jak twierdzi, nie zobaczył jeszcze w żadnej polskiej produkcji telewizyjno-kinowej. Chciałby też popracować nad tekstem na kolejną edycję sopockiego konkursu „Wspomnienia miłośników rock & rolla”. Myśli również o opracowaniu literackim wspomnień miejscowych muzyków i  sympatyków  rocka  oraz o  impresji filmowej „Cztery pory roku w Brennej” o charakterze przyrodniczym-krajobrazowym do wspaniałej klasycznej muzyki A. Vivaldiego.